Zacznijmy od tego, że połowę mojego dzieciństwa spędziłam z moimi rodzicami za granicą. Mimo, że nie dorastałam w typowej polskiej rodzinie a nowych słówek uczyłam się od mamy podczas rozmów to jednak wiele się nauczyłam i teraz potrafię przegadać nauczycielkę od języka angielskiego.
Po powrocie do domu stałam się typem samotnika, wolałam siedzieć w swoich czterech ścianach i czytać książki czy oglądać filmy. Rodzice nie rozumieli moich upodobań i ganiali mnie bym wyszłam na dwór do innych dzieci. Wtedy chowałam pod koszulkę swoją niedokończoną książkę, siadałam na pustej ławce na placu zabaw i czytałam. W czasie mojego dorastania miałam masę wymyślonych znajomych. Mama zaczęła się o mnie martwić gdy pewnej nocy weszła do mojego pokoju spotykając mnie leżącą na ziemi, gadającą z sufitem. Prosiła kuzynkę niewiele starszą ode mnie do przyjeżdżania i bawienia się ze mną. Potem moje życie towarzyskie rozkwitło, jednak zakończyło się gdy miałam piętnaście lat. Od tamtej pory znowu wróciłam do trybu samotnika. Tak w skrócie;
Jestem Łucja a to moja historia.
Głośne dźwięki dochodzące z kuchni budzą mnie ze spokojnego snu. Siadam na skraju łóżka, zsuwając z siebie kołdrę. Zakładam okulary i wsuwam stopy w kapcie. Włosy zostawiam takie jakie są zawsze po przebudzeniu, jedynie zakładam opaskę by nie padały mi na oczy "chyba lepiej by było być łysym, nie miałoby się problemów z poranną fryzurą". Biorę wiszący na wieszaku przy drzwiach szlafrok, zakładając go w drodze do kuchni. Niechętnie wchodzę do pomieszczenia skąd było słychać dźwięk tłuczonego szkła i przeraźliwe jęki. W progu zastaję mamę, która klęczy nad potłuczonym talerzem. Widzę jak krew cieknie jej po ręce i od razu szukam apteczki by opatrzyć ranę mamie. Jej twarz była blada i widać było przerażenie w oczach. Złapałam za jej nadgarstek, położyłam nad zlewem i powoli spłukiwałam krew z rany. Owinęłam ją bandażem i poprosiłam by usiadła na fotelu.
-Obudziłam cię? -pyta mama. Jest zaszokowana moją reakcją na potłuczony talerz ponieważ zaczęłam sprzątać kawałki pobitego naczynia z podłogi.
-Tylko trochę -Odpowiadam z lekkim uśmiechem.
-Zaczęłaś się już pakować? -ponownie dopytuje.
-Jeszcze nie. -mówię krótko i wyrzucam szkło do kosza na śmieci. Po czym kieruję się do swojego pokoju, przy drzwiach stoi stos kartonów na moje rzeczy. Tata dostał pracę w Nowym Yorku i wyjeżdżamy za 4 dni do miejscowości położonej 6tyś kilometrów od domu. Nie wiadomo kiedy z powrotem tu wrócimy. Wzdycham na widok pustej szafy, po czym biorę telefon do ręki i wybieram numer do Klaudii, mojej przyjaciółki. Rozmawiamy niepełną godzinę a potem łapie za największy karton i upycham do niego wszystkie moje książki.
~4 dni później~
-Pasażerów lecących do Nowego Yorku prosimy o przejście przez bramkę numer dwa -głos stewardessy roznosi się po całym lotnisku. Chwytam mamę za rękę i kierujemy się do wyznaczonego miejsca, tata idzie na za nami niosąc dwa plecaki. Z ciężkim sercem opuszczam swój kraj i wsiadam do samolotu. Podczas startowania łapiemy się z rodzicami za ręce i zamykamy oczy, jak to robiliśmy gdy miałam 8 lat i również wylatywaliśmy. Teraz mam siedemnaście i nie przeszkadza mi to, że zgrywam dziecko. Po niecałej godzinie lotu zasypiam a gdy lądujemy gromkie brawa przywracają mnie do prawdziwego świata. Dojechaliśmy do naszego domu w niecałe dwadzieścia minut. Skromny biały budynek z ciemnym dachem to tu będę mieszkać. Pokoje są małe ale przytulnie urządzone, mój znajduje się na poddaszu, jest cały pomalowany na niebiesko i ma białe meble które od zawsze chciałam mieć. Kładę kartony przy wejściu a z jednego z największych wyciągam parę rolek. Okolica wygląda na spokojną a ja mam zamiar sobie tylko pojeździć przed domem.
Po pierwszych piętnastu minutach jeżdżenia zaczyna padać deszcz. Krople wody padają mi na twarz coraz intensywniej. W tym momencie już nic nie widzę przez okulary. Próbuję wytrzeć ale rękawiczki, które ubrałam przed wyjściem jeszcze bardziej rozmazują mi widok. Czuję nagły ból w stopie i nim się obejrzałam, leżałam płasko na ziemi. "Cholera" pomyślałam na widok przemoczonej bluzki i dziury w kolanie. Zdejmuję rolkę z bolącej nogi i przy ponownej próbie wstania przewracam się kolejny raz. Ból w kostce narasta a ja z przegraną miną wyciągam komórkę by zadzwonić po pomoc, jednakże procent baterii osiąga najniższy stopień. Nawet mój telefon jest przeciwko mnie. Przegrałam, wiatr rozwiązuje moje włosy z koka i zaczyna nimi miotać na prawo i lewo. Deszcz jest coraz mocniejszy, ściągam okulary i cała mokra, bezbronna siedzę w kałuży -cały świat jest przeciwko mnie. Gdy nagle jak dar z nieba zjawia się On. Nie wysokiej postury, czarne włosy w tego samego koloru dresach i sportowej koszulce na ramiączkach, która idealnie podkreśla jego umięśnione i całe w tatuażach ramiona. Obdarza mnie szerokim uśmiechem i pyta:
-Potrzebuje Pani pomocy? -zaczerwieniłam się a w gardle robi mi się sucho. Chłopak wyciąga do mnie rękę, chwytam ją i podnoszę się z ziemi.
-Jestem Jeon -mówi patrząc mi głęboko w oczy i teraz potrafię dostrzec jego ciemne tęczówki, są czarne.
-Dziękuję Ci bardzo za pomoc Jeon. Myślałam, że zostanę tutaj na zawsze -mówię żartobliwie. Z powodu mojego niskiego wzrostu chłopak górował nade mną.
-Widzę, że zjawiłem się w dobrym momencie -odpowiada rozbawiony. Przypominam sobie o tym jak wyglądam i próbuję ukryć swoje zażenowanie. Przeglądam się w kałuży, włosy po wywiewane na każdą stronę świata, tusz rozmazany spływa po policzkach, wyglądam jakby mnie ktoś pobił, nie wspominając o przemoczonych i porozrywanych ciuchach. Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie. Staram się poprawić włosy ale to i tak bez sensu.
-Jestem Lucy.
Hej, hej, heeej ☺
Mam nadzieję, że wam się podoba.
Zależy mi na opinii na temat tego ff.
Do następnego rozdziału.
(Rozdziały będą dodawane dość regularnie)