Ciągle mam w głowie obraz przystojnego bruneta, który zniknął tak szybko jak się pojawił. Próbuje nie myśleć o tym, że mogłabym go już więcej nie zobaczyć.
-Halo? Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! -unosi się Klaudia a ja zwieszam głowę ze wstydu ponieważ nie wsłuchiwałam się w jej historię. -Zauważyłam, że od czasu jak mieszkasz w Nowym Jorku bujasz w obłokach.
-Po prostu się zamyśliłam -używam najprostszego wytłumaczenia, na szczęście dziewczyna nie chcę drążyć w ten temat.
-Łucja! Wychodzimy! -krzyki mamy przerywają moją rozmowę z przyjaciółką. Żegnam się i wyłączam videochat na którym rozmawiałyśmy. Schodząc po schodach zaczęłam palcami przeczesywać włosy i mijając rodziców wsiadłam do auta. Z racji tego, że idę do High School, czyli szkoły średniej potrzebuję podręczników, które pewnie będzie ciężko znaleźć przez to, że w zaczynam naukę w środku roku szkolnego (ah to wyczucie czasu u mojego taty) Po trzygodzinnym spacerze po każdym możliwym sklepie w końcu znalazłyśmy wszystkie książki z listy.
Mijając Starbucks mama zaproponowała przerwę na kawę. Zawsze podziwiałam ją, ganiała na każdy koniec świata za moim tatą i nigdy nie widziałam jej nieszczęśliwej z tego powodu. Jest kobietą wysoką o blond włosach sięgających zaledwie do ramion. Ubierała się przeważnie elegancko w przeciwieństwie do mnie (wysłanniczki sportowego stylu) i jak już wspominałam jej proste białe zęby zawsze były widoczne w wielkim uśmiechu. Siadłyśmy przy pierwszym wolny stoliku z brzegu i zamówiłyśmy po Caramel Macchiato, czyli moim ulubionym napoju. Przesiedziałyśmy tam ponad godzinę rozmawiając o nowym mieście i wielu różnych opcjach rozrywki. Na sam koniec podeszłam do kasjera za ladą, który onieśmielił mnie swoim wielkim uśmiechem.-Razem to będzie 8 dollarów, twój numer i 50 centów -spoglądam na niego zszokowana tym co powiedział ale odwzajemniam uśmiech i podałam wyliczone pieniądze. Odwróciłam się i przy wyjściu uwagę przykuł mi kawałek papieru z napisem "POTRZEBNY PRACOWNIK" Pokazuję mamię gestem, że ją dogonię i odwracam się znowu w stronę lady, idąc w stronę mężczyzny który jak tłumaczy sam wygląd, był Koreańczykiem. Jasno brązowe włosy padające mu na oczy poprawiał co chwile.
-To jednak dasz mi ten numer?
-Raczej nie -mówię ostro -Zauważyłam, że poszukujecie pracownika -mówię dość łagodniej uświadamiając sobie, że to może być mój "kolega z pracy"
-Tak i co z tego? -mówi tak samo ostro jak ja na początku aż robię krok w tył i zaczynam analizować wszystkie plusy, które powstaną jak ucieknę z tego miejsca.
-Chciałabym się tu zatrudnić -mówię o wiele pewniej niż wyglądam.
-No dobrze. Zawołam tu szefa i porozmawiacie -chłopak znika za drzwiami a ja niepewna stoję i czekam na Pana Pracodawce. Rozglądając się widzę wielu ludzi którzy niosą różne napoje i przekąski na stoliki a ubrani w starbucksowy uniform, to po co im kolejna taka osoba? Ku mojemu zdziwieniu nie zjawia się wielki, potężny i wyglądający jak przestępca właściciel Starbucks'a tylko ten sam kasjer z którym przed chwilą prowadziłam niekomfortową rozmowę.
-Dzień dobry. Nazywam się Jung Hoseok -podaje mi rękę, odwzajemniam uścisk i również się przedstawiam.
-Jestem Lucy Nowak -odpowiadam lekko przerażona całym zajściem.
-Nowak? To nie jest angielskie nazwisko. Skąd ty się wzięłaś słonko? -dopytuje a ja wyjaśniam mu jak się tu znalazłam i skąd jestem.
-Będę potrzebował twoje numeru bym mógł się z tobą skontaktować -nalega.
-Jestem tutaj codziennie Panie Hoseok więc to raczej niepotrzebne -żegnam się z mężczyzną, nie tłumacząc mojego powodu do pośpiechu i wychodzę z pomieszczenia najpewniej jak mogę.