Rozdział 5

1.2K 86 11
                                    

Po piętnastu minutach dojechaliśmy do szpitala. Ledwo zaparkowałam na szpitalnym parkingu, a Stiles już wypadł z samochodu i zaczął biec w kierunku głównego wejścia.
- Stiles! - zawołałam. - Poczekaj, muszę tylko zaparkować!
Ale chłopak mnie nie słyszał, albo nie chciał słyszeć. Przekręciłam kluczyki, wysiadłam i zamknęłam samochód. Po chwili byłam przy Stilesie, który pytał jakąś pielęgniarke o swojego ojca.
-... przykro mi. Pana ojciec leży w pokoju 216. - usłyszałam głos pielęgniarki.
Nie zdążyłam zapytać, czemu jest jej przykro, bo Stiles już szukał odpowiedniego pokoju, a pielęgniarka zdążyła już się ulotnić. Przez ułamek sekundy udało mi się ujrzeć twarz chłopaka.
Przerażenie. Strach. Rozpacz.
Zrobiło mi się niedobrze.

Kiedy w końcu udało mi się go dogonić, on stał przed pokojem 216. Wpatrywał się w tabliczkę nieobecnym wzrokiem. Chciałam dotknąć go, pocieszyć i zmobilizować do wejścia do środka. Tak też zrobiłam.
Dotknęłam jego ramienia, przytuliłam, a potem popchnęłam lekko ku wejściu. On przełknął ślinę i wszedł. Chciałam iść razem z nim, ale powstrzymała mnie pielęgniarka.
- Przykro mi, ale wstęp ma tylko rodzina.
- Oh, w porządku, poczekam na zewnątrz.
Usiadłam niepewnie na białym, plastikowym krześle, które stało przy drzwiach. Przeszły mnie ciarki. Od zawsze nienawidziłam szpitali. Kiedy miałam 7 lat siedziałam Tak jak teraz na korytarzu i dowiedziałam się o śmierci mojego taty. Miał raka.
Później ciało Allison leżało tu przez parę dni. W końcu nadeszła kolej na Scotta... szpitala mnie przerażały. Białe ściany, okropny zapach.

Po jakiś 2 godzinach z pokoju wyszedł Stiles. Próbowałam zacząć rozmowę, ale on nie odzywał się i patrzył tępo przed siebie.

Siedliśmy do samochodu i zawiozłam nas do mnie. Po chwili znaleźliśmy się w salonie. Stiles usiadł na kanapie. Dosiadłam się, złapałam delikatnie za ramię.
- Stiles. - nie reagował. - Stiles, popatrz na mnie. - Tym razem zrozumiał.
- Powiedz mi, co się dzieje.
Byłam przerażona, bo w jego pięknych oczach błysnęły łzy.
- Mój tata... - Miał roztrzęsiony głos. - Mój tata... jest poważnie chory. Nie wiadomo, czy dożyje jutra.

Nie.
Nie.
Nie.

- Boże, Stiles. - przyciągnęłam go do siebie. On zaczął płakać. - Będzie dobrze. Czekaj, pójdę do ciebie i wezmę trochę rzeczy dla ciebie. Będziesz spać u mnie.

Wróciłam do domu i znów usiadłam na kanapie. Stiles nie zmienił pozycji od mojego wyjścia. Nie zdążyłam zrobić nic, bo Stiles nagle obiął mnie w talii i mocno przytulił. Potem już tylko płakał.
Czułam się okropnie i też zbierało mi się na płacz, ale nie chciałam jeszczcze bardziej pogrążać Stiles'a. Po pół godzinie Stiles ogarnął się i poszedł się umyć. Ja siedziałam w sypialni i ścieliłam łóżko. Nagle usłyszałam odgłos sms - a z telefonu Stiles'a. Sięgnęłam po niego i otworzyłam wiadomość. To od jego ojca. Pośpiesznie przeczytałam tekst:
"Drogi Panie Stilinski,
Przepraszamy bardzo za sposób przekazania wiadomości, lecz nastąpiły drobne problemy techniczne. Z przykrością zawiadamiam o śmierci Pana ojca, Szeryfa Stilinskiego. Godzina zgonu notowana jest na godzinę 19:54, z powodu straty krwi. Bardzo prosimy o udanie się do szpitala, aby wypełnić niezbędne dokumenty.
Z wyrazami szacunku,
Personel Szpitala Hangars"

Przeczytałam wiadomość parę razy, ale wciąż mnie mogłam pojąć sensu tych słów. Zbierało mi się na wymioty. Znowu.
Nagle zobaczyłam Stiles'a. Podszedł do mnie.
- Hej Księżniczko, co je... - w odpowiedzi podałam mu telefon. On chyba tak jak ja przeczytał wiadomość parę razy, za każdym razem zmieniając wyraz twarzy. Od zdezorientowania przez smutek aż do całkowitej rozpaczy. W jego oczach znów ujrzałam łzy.
Padł na podłogę, telefon wypadł mu z ręki. Miał płytki oddech i złapał się za pierś, jakby chciał wyrwać sobie serce.
- Stiles...
Padłam na podłogę obok niego i nie zastanawiałam się długo. Siedziałam już, co muszę zrobić.

Zbliżyłam moje usta do jego ust, a potem... połączyłam je ze sobą.

Mocno i zdecydowanie, ale też czule całowałam jego usta. On wydawał się być zdezorientowany, ale Po Paru sekundach oddał pocałunek. Gdyby nie okoliczności, byłby To najpiękniejszy moment w moim życiu. Jego wargi były miekkie, delikatne. Wydawał się rozluźniać. W końcu zabrakło mi oddechu i powoli odłączyłam moje usta od jego ust.

Popatrzyłyśmy na siebie nie dokońca wiedząc, co się własnie stało. Uśmiechnęłam się delikatnie, a on zrobił to samo.
- A więc... - Stiles odchrząknął. - Ty... znów to zrobiłaś. Znów mnie uratowałaś.
- Tak... na to wygląda.

Potem wszystko potoczyło się szybko i nie zapamiętałam nic. Ułożyłam się na łóżku, a on położył się obok. Długo patrzyliśmy sobie w oczy, trzymając się za ręcę.

************************

Obudziło mnie światło z łazienki. Stiles'a nie było obok mnie.
Spojrzałam na telefon. Była 3:43.
Powoli wstałam z łóżka i weszłam do łazienki. Mało nie zemdlałam.

Stiles stał nad umywalką z żyletką w ręce. Łzy ciekły Po jego pięknej twarzy. A ręcę... były całe we krwi.
Krew była... dosłownie wszędzie.
- Stiles, coś Ty zrobił?

*********************

Hej, hej, hej! To znowu ja
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.
Już niedługo kolejny, ale muszę poczekać na trochę weny
Miłego dnia!

Princess [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz