* * * Perspektywa Jeffa * * *
Sytuacja z przed chwili... była dziwna. Bardzo. Jeśli dobrze zrozumiałem... to ona chciała, by ją zgwałcili. Kto normalny by tego chciał?! Cóż... kto normalny przeżył by co najmniej dziesięć lat na ulicy... Przynajmniej wiadomo, że psychy sobie bardziej nie spierdoli...
- Nie wierzę, patrzcie! To ten pojeb! Dawajcie, jest nas czterch, powinniśmy dać radę! - usłyszałem jakiś męski krzyk. Kurwa. Znowu za bardzo się zamyśliłem i biegnę główną ulicą. Jeśli przeżyję, to przez tydzień z mojej niby chatki nie wyjdę!
Wyjąłem swój nóż i zająłem się nimi. Ale... dlaczego widzę tylko trzech? Było czterech! Gdzie czwarty?!* * * Perspektywa Satsu * * *
Wiem, że ryzykuję tym, że mnie zajebie, ale... biegłam za nim. Nie mogłam się powstrzymać. Najlepsze było to, że on był nadal poszukiwany, a leciał główną ulicą i nikt go nie dorwał! Oj, wykrakałam...
- Woah, dobry jest! - przez przypadek powiedziałam to na głos i jeden z jego oprawców mnie usłyszał. Nie miałam przy sobie żadnej broni, więc wzięłam kamień i nim przyjebalam mu w głowę.
Chłopak poradził sobie z pozostałą trójką.
- Uratowałam Cię! - krzyknęłam z szerokim uśmiechem - Teraz jesteśmy kwita!
- Uratowałaś? To była zwykła pomoc, głupia. - prychnął i chyba miał zamiar powiedzieć coś jeszcze, ale nie zdążył, bo upadłam i odruchowo rzucił się, by mnie złapać. Tamten facet trafił mnie nożem. I tak mam anemię, dodatkowa rana krwawiąca nie pomaga przeżyć.
- A ty mi pomożesz? - wydusiłam z siebie drżącym głosem i zemdlałam.
- To będzie zwykły ratunek, głupia. - powiedział,w pewien sposób nawiązując do swoich poprzednich słów, lecz nie zdążyłam tego usłyszeć.
CZYTASZ
Nawet my możemy poznać szczęście.
FanfictionJeff the Killer spotyka Satsu - nie do końca normalną dziewczynę z ulicy. Czy którekolwiek z nich wyjdzie z tego cało?