9. Największe wartości odnajdujemy, gdy jest za późno. //koniec

135 7 26
                                    

// Ważna sprawa. Byłabym wdzięczna za konstruktywną ocenę w komentarzu. Argumenty, pochwały, obelgi, krytyka... Chcę wiedzieć wszystko. To jest potrzebne do tego, by się polepszyć. Mówię całkowicie serio. //

- Gdzie jest klucz?! - kolejny mebel leżał na ziemi, poddając się sile małych bladych rączek.

- Uspokaj się! Nie powiemy ci, przecież jemu nic nie będzie. A skoro kazał ci tu zostać, to masz tu zostać! - Will powoli tracił kontrolę. Nie ma ochoty dawać temu dzieciakowi rozwalać jego domu, jednak widział co ona zrobiła z nożem rzuconym przez Jeffa. A w tym domu jest tyle ostrych przedmiotów, że lepiej grać na jej zasadach. Nawet jak się jest przeciw niej...

- Nie! Ty nie rozumiesz! JA CZUJĘ, ŻE COŚ MU SIĘ STANIE. -warknela, bardzo porządnie podkreślając ostatnie zdanie - Muszę pójść i mu pomóc! Uratować go!

- Nie, to ty nie rozumiesz. - wreszcie do rozmowy wtrąciła się Izzy - Jeff Cię polubił. Zaczęło mu na tobie zależeć. Dlatego kazał ci zostać. Martwił się. Może masz rację. I możewłaśnie dlatego zmusił nas, żebyśmy się tobą zaopiekowali. By nic ci nie było.

Satsuś na chwilę się zatrzymała. Może ta kobieta ma rację? Raczej na pewno Jeff polubił tę małą smarkulę. I się o nią trochę martwił. Więc możliwe jest to, co czarnowłosa mówiła.

TRACH!

Krzesło wyleciało przez okno. A zaraz za nim dziewczynka. Marnie rzuciła. Wyskakując zahaczyła o kilka odłamków i teraz z nacięć na twarzy, ramionach i nogach saczyła się porządnie krew jak to zawsze bywa przy zranieniu szkłem...

- Satsu, stój! - krzyk rodzeństwa trochę się za nią ciągnął, ale w końcu dała radę im uciec. Biegła podświadomie. Nie wiedziała, gdzie teraz może być Jeff, ale czuła, że już gdzieś niedaleko.

Wbiegła do miasta. Od razu zauważyła niezłe zbiorowisko.

To on. Na pewno.

- Podnieś te cholerne ręce, albo zaczniemy strzelać! - usłyszała jakiś krzyk i to w jego stronę pobiegła.

Reszta była jak przez mgłę.

Ujrzała go. Jedyną osobę, która jej pomogła, a jednocześnie jedyną, która mogła ją zabić i całkowicie zrozumiałaby ten czyn.

- Jeff!

Nie miała pojęcia, czy powiedziała to na głos, czy tylko pomyślała, ale chłopak odwrócił się w jej stronę, a na jego twarzy można było znaleźć przerażenie. Mówił coś do niej? Widziała, że porusza ustami. Ale nie słyszała słów. Po prostu biegła w jego stronę, pragnąc zabrać go stąd i wreszcie poczuć się bezpiecznie tak, jak wtedy, gdy była u niego.

Gdy wreszcie dała radę objąć go ramionami w pasie, poczuła na plecach okropny ból. Ale to nie było ważne. Liczyło się tylko to, że teraz mogła go uratować z tego zbiegowiska. Zabrać w bezpieczne miejsce. Uratować.

Po chwili poczuła to znowu.

Boli.

Strzelają do niej..?

Strzelają do Jeffa! On też dostał.

Jednak nagle strzały ustały. Satsu spróbowała się trochę obejrzeć. To ten policjant, który krzyczał do nich strzelał. Teraz pies Jeffa dłubał kłami w jego wnętrznościach. Ciekawe jak ma na imię...

Uśmiechnęła się na tę idiotyczną myśl. Właśnie umierała, była tego pewna, a zastanawiała się nad imieniem psa, który jak pies nawet nie wygląda.

Spojrzała w górę, na twarz Jeffa. Co zauważyła? Łzy? Nie bądźmy śmieszni. Jeffrey nie będzie płakał.

Ale się boi. Z łatwością widać strach. Dlaczego się boi? Nie ma czego. Nic się nie dzieje... Wystarczy pójść spać...

- Nie zasypiaj! Satsu, do diabła, nie zamykaj oczu! Wyjdziemy z tego, jasne?!

My?

Dziewczynka spojrzała przed siebie na klatkę piersiową Jeffa.

Czerwony.

Krew?

- Jeff... Ty krwawisz... - szepnęła cicho, nie mając siły wydobyć z siebie więcej głosu.

- Tak. Ale nic mi nie będzie. Tobie też, zobaczysz. - obiecał, biorąc jej wątłe ciałko w drżące ramiona. Jego zwierzę nadal próbowało ich bronić. Jednak i ono długo nie wytrzyma. Już raz dostało, krwawi. Niedługo padnie. Ale dzielnie broni swojego właściciela, który w tej chwili niósł jakąś dziewczynę z dala od miejsca, w którym powstało zamieszanie. Chyba próbuje ją obronić. Więc i on spróbuje...

Kolejne strzały. W końcu pies pada. Och, dlaczego? Niby był straszny, ale dziewczynka polubiła tego stworka...

- Jeff... - wychrypiała, czując, że zaczyna mieć problemy z oddychaniem. Umiera, zdaje sobie z tego sprawę - Byłeś moim przyjacielem, wiesz? Chciałabym, żebyś był nim dłużej...

- Będę. Obiecuję. Ale wyjdziemy z tego. Więc nie mów tak, jakby... - Huk. Nie dokończył. Zacisnął mocno usta. Delikatnie odłożył na ziemię ...przyjaciółkę? Tak, mógł ją tak nazwać, chociaż ich znajomość nie była zbyt kolorowa, to jakaś więź się między nimi wytworzyła.

- Coś się stało? - zapytała, nie miała siły się podnieść. A tak chciała wstać i spojrzeć mu oczy...

Nie musiała wstawać. On sam usiadł koło niej. Na jego koszulce było coraz więcej krwi. Najwyraźniej ostatni strzał był dla niego tym decydującym.

- To nasz koniec, prawda? Umrzemy. To pewne, nie próbuj wmawiać mi czegoś innego. Mam prośbę. Nie zostawiaj mnie już. To tylko kilka minut... - spojrzała mu głęboko w oczy. Bała się. Śmierć nadal jest dla niej przerażająca. Całe życie próbowała być odważna. Ale to była tylko maska, pod którą kryło się przerażone dziecko...

- Tak. Nie martw się. Zostanę z tobą. - spróbował się uśmiechnąć, ale nie wyszło mu, chociaż nie musiał. Rany na policzkach pełniły swoją funkcję prawidłowo. Satsu chciała to powiedzieć, ale była tak bardzo śpiąca. . .

Kilka minut. Tyle wystarczyło. Kilka minut ciszy, w trakcie której oboje zasnęli. Dosyć spokojne jak na śmierć, jaką skończyli swój żywot...

______________________________________
Akhem,akhem, kilka słów na koniec.
To moje pierwsze coś, co skończyłam i z czego w pewnych fragmentach jestem dumna.
Mam nadzieję, że ktoś choć teatralnie uronił nad tym łezkę, gdyż mam zamiar spróbować czegoś porządnie melancholijnego. Jeśli nikt nie dał rady, to po prostu dam sobie spokój xD
No i tak... To już koniec. Lecz jestem prawie pewna, że Satsu będzie w każdym moim opowiadaniu, nawet jak ze zmienionym charakterem. Po prostu za bardzo ją uwielbiam, co zrobić XD
Pisanie tego opowiadania było dosyć miłe, jednak jak patrzę na początki... (jeden z pierwszych rozdziałów - około 250 słów. Ten w tej chwili ma 950...)
W sumie, jak usłyszę ładne prośby, to spróbuję zrobić jakieś "Co by było, gdyby..." i w pobocznych rozdziałach zmienić jakieś sytuacje.
Coś jest niezrozumiałe? Pisać. W komentarzach wyjaśnię, bo zdaję sobie sprawę, że trochę to marne.
Z dziesięć procent tego rozdziału to moja paplanina. Cóż, zgadza się, żal mi się rozstawać z tym malenstwem. Chyba nie polubie konczemia swoich historii...

Tak ogólnie, to zapraszam do mojego drugiego opowiadania. Dopiero je zaczynam i trochę mi zajmie dodanie czegoś nowego, ale próbuje, żeby miało ręce i nogi... Także... Enjoy! ^^"

Nawet my możemy poznać szczęście.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz