14. We are like Young volcanoes

1.2K 139 51
                                    

25 lipca

Jechaliśmy ponad godzinę do Sunset Hollywood Ranch, które jak się dowiedziałem należy do wujka Michaela. Zabraliśmy ze sobą Harry'ego, który twierdzi, że zawsze chciał się nauczyć jeździć konno choć ja wiem, że to nieprawda. Jay nie miał ochoty ruszać się z domu, więc daliśmy mu spokój i nie nalegaliśmy za bardzo, aby jechał z nami. Zdaje mi się, że pokłócił się o coś z Harry'm, bo gdy tylko wspomniałem przy nim o Winchesterze to zaczął się dziwnie zachowywać.

Już gdy tylko wjeżdżaliśmy po dość stromej górze, mogłem poczuć odór końskiego łajna. Wychodząc z auta z krzywą miną, o mały włos nie przewróciłem się przez gałąź, leżącą tuż przede mną. Przeskoczyłem przez nią zwinnie, jednak i tak nie ominąłem bliskiego spotkania z ziemią, gdyż skacząc zahaczyłem jednak nogą o jakiś sznur i wylądowałem na suchej ziemi.

-Kurwa... -mruknąłem cicho, rozmasowując bolące biodro. Mike zaśmiał się cicho i pomógł mi wstać. -Widzisz Miki, to był zły znak i nie powinniśmy tam wchodzić!

-Ah zamknij się już, Hemmo-Michael wywrócił oczami, pchając mnie w stronę jednej z wielu stajen.

Poczułem jak ręce zaczynają mi się pocić a puls przyspiesza gwałtownie.

-Słyszę twoje serce aż tutaj, Lukey-zaśmiał się Harry, przechodząc obok. On wiedział bardzo dobrze, że boje się tych dużych zwierząt, mimo to poczucie humoru nawet na chwilę go nie opuściło.

Wchodząc do środka stajni, mocno złapałem się ręki Mikey'a. On tylko uśmiechnął się w moją stronę pokrzepiająco i splótł nasze palce jak to miał w zwyczaju.

-Hej, wujek!-przywitał się z niskim facetem przed 40-stką. Ubrany w ogrodniczki, kowbojki i słomiany kapelusz, prezentował się idealnie wśród tych krwiożerczych bestii aka koni.

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko widząc nas i od razu przerwał swoją czynność jaką była (chyba) czyszczenie kopyt czarnemu demonowi, który mimo tego iż stał do nas tyłem, to i tak był straszny. Dopiero gdy wujek ściągnął kapelusz mogłem dostrzec szpecącą i zniekształcająca twarz bliznę, ciągnącą się od skroni aż po kącik jego ust. Wyglądał przerażająco, jednak nie chciałem wyjść na wścibskiego i nie zapytałem skąd ją ma, mimo tego iż bardzo chciałem wiedzieć.

-Dlaczego ma pan taką okropną bliznę na twarzy?-zapytał Harry prosto z mostu, na co otrzymał ode mnie upominające spojrzenie i kuksańca w bok. Harry rozmasował bolące miejsce. -Wygląda pan trochę jak Joker...

-Przepraszam za niego. Matka go upuściła na głowę jak był mały-zaśmiałem się lekko żeby rozluźnić atmosferę.

Wujek Michaela jednak nie wyglądał na urażonego słowami Harry'ego i po prostu uśmiechał się tak jak wcześniej.

-Nic się nie stało, młody. Miałem wypadek, ale to już dawno temu. Po prostu kupiliśmy nowego konia, który nie był zbyt oswojony i gdy wpuszczaliśmy go do boksu on stanął dęba i zaczął nam szaleć tak, że nie umieliśmy go uspokoić. Wtedy ja wkroczyłem do akcji, a koń mnie nie polubił więc, dostałem od niego z kopyta-zaśmiał się, napędzając mi jeszcze większego strachu przed końmi.

-Trafiłem na ostry dyżur z pękniętym płucem i rozwaloną twarzą-kontynuował, opierając się o drewnianą belkę. -Zmasakrowana cała twarz... To było okropne przeżycie, ale parę operacji i znowu wróciłem do formy.

-Jak pan mógł znowu podejść do konia? Nie miał pan urazu do tych zwierząt po tym?-zapytałem zaciekawiony.

-To moja pasja, młody. Nie umiałbym tak nagle zrezygnować z czegoś co kocham. Konie to moje życie i cokolwiek by się nie stało, ja i tak będę wiązał z nimi kawał życia. To naprawdę cudowne i piękne zwierzęta

Somewhere in Neverland ⚣ MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz