03. Well I met you yesterday, You took my breath away

1.6K 155 42
                                    

15 czerwiec

- Ale jak to już nie ma jedzenia? Jesteśmy tutaj niecały tydzień a cała lodówka była pełna! Powinno nam to było starczyć na co najmniej 2-3 tygodnie, Haz! - wydarłem się na chłopaka, który stał przede mną w swojej tęczowej piżamie, chociaż było już grubo po 14...

- Um, no tak jakoś... - powiedział niewinnie.

Westchnąłem głęboko.

- Harry, ile razy mam ci powtarzać, że nie umiesz gotować? Odkąd pamiętam to wiem, że chcesz się nauczyć, ale ci to nie wychodzi i połowa twoich dań i tak zawsze ląduje w koszu.

Harry zaczął mieć fazę na gotowanie pod koniec zeszłego roku. Naoglądał się Gordona Ramsay'a i jakiś innych kucharzy i myślał, że w magiczny sposób potrafi już gotować. Zapisał się nawet na dodatkowe zajęcia pozaszkolne, jednak szybko z nich zrezygnował. Chociaż w sumie to go z nich wyrzucili... Przez kilka kolejnych tygodni, Styles męczył nas swoimi potrawami, ale w końcu potem dał nam spokój. Myślałem, że ta mania mu już przeszła no, ale widocznie się myliłem.

- Powiedz Jay'owi, żeby się ubrał i idziemy do sklepu. - powiedziałem.

- Oh... - zrzedła mu mina na te słowa. - Że teraz? No niezbyt mi się chce...

- Harry... - złapałem go za ramiona. - Ty masz auto. Musimy zrobić duże zakupy. Przydasz się w końcu na coś.

- Ha, bardzo śmieszne, Hemmings.

- Ha, też się uśmiałem, widzisz. Ubieraj się i za 10 min chce was obu widzieć. - powiedziałem i ruszyłem zrzucić dresy i wskoczyć w swój normalny ubiór.

Po parunastu minutach żmudnego poszukiwania zwykłego spożywczaka, który w końcu okazał się być na tej samej ulicy, gdzie mieszkamy, w końcu dotarliśmy. Zabraliśmy duży wózek i zaczęliśmy od alejki z napojami. Harry zajął się ładowaniem wszystkiego co mogło być dobre do naszego koszyka, więc zawsze znikał nam z pola widzenia, żeby w końcu podejść od tyłu i nas wystraszyć, po czym wrzucić coś do koszyka i znowu uciec. Nigdy nie zrozumiem co temu dziecku siedzi w głowie.

Razem z Jay'em włóczyliśmy się powoli przy sklepowym wózku. W ciszy. To było do niego niepodobne. Szedł z rękami włożonymi w kieszenie swoich ciasnych spodni a głowę miał spuszczoną.

- Hej Jay, spójrz co mam! - zaczepił go Harry pokazując Winchesterowi Oreo w białej czekoladzie. Jay był ogromnym miłośnikiem tego przymaku, jednak w naszym mieście wycofali go z produkcji już w tamtym roku. Chłopak przez dobry miesiąc chodził przybity i nie chciał z nikim gadać. Harry pewnie myślał, że sprawi mu uciechę, przynosząc mu jego ukochane słodycze.

- Jej - powiedział Jay z udawaną radością. Styles tylko spojrzał na niego podejrzliwie, ale po chwili wystrzelił przed siebie jak rakieta, bo wchodziliśmy do alejki ze słodyczami.

- Jay, wszystko gra? - nie wytrzymałem i zapytałem starszego chłopaka.

- Yhym, wszystko okej. - mruknął.

- Właśnie widzę... Jesteś taki pozbawiony życia. - stwierdziłem wrzucając do wózka dwa słoiki masła orzechowego.

- Nie jestem... No dobra, może trochę jestem.

- Trochę? - uniosłem jedną brew.

- Oh, Hemmings... Dobra, jest coś o czym cały czas myślę i nie mogę od cholery zapomnieć.

- Ha, wiedziałem! - wymierzyłem w niego wskazującym palcem.

- Szczęśliwy?

- Dopiero jak mi o tym opowiesz.

Somewhere in Neverland ⚣ MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz