02. I'm so sick of waiting till I'm eighteen

1.9K 144 25
                                    

8 czerwiec

Moje walizki stały już w przedpokoju. Wszystkie potrzebne rzeczy zmieściłem w jednej dużej torbie. Spojrzałem na zegarek stojący na szafce nocnej. Wskazywał godz 5:30 a Harry miał się pojawić za jakieś pół godz. Założyłem na siebie naszykowany wcześniej zestaw ubrań i zszedłem na dół do kuchni, gdzie mama przygotowywała nam kanapki na podróż. Ta kobieta nie była by sobą, gdyby tego nie zrobiła. Rzuciłem krótkie "Dobry" w jej stronę i otworzyłem lodówkę w poszukiwaniu mleka. Następnie otworzyłem szafkę i wyciągnąłem z niej miskę i płatki, po czym zamknąłem ją uderzając biodrem w drzwiczki. Wsypałem swoje ulubione płatki Cheerios do naczynia i zalałem je zimnym mlekiem. Poczułem na sobie wzrok mamy. Nie cierpiała, jak jadłem płatki z mlekiem prosto z lodówki.

- Luke... - zaczęła mama. - Wiesz, że nadal nie jestem jakoś przekonana do tego, że jedziecie sami...

Jęknąłem siadając przy stole.

- Gadaliśmy o tym wczoraj, mamo. Zgodziłaś się, a wujek Simon już wie, że tam przyjedziemy. Nie ma już odwrotu.

- Wiem, wiem, ale to nie znaczy, że się o ciebie nie martwię.

- Nie masz o co się martwić. - wziąłem do buzi kolejną łyżkę. - Damy sobie radę, nie jesteśmy już dziećmi.

- No wiesz tutaj bym się sprzeczała... - mruknęła pakując zawinięte w folie kanapki do papierowej torby.

- Oh, mamo zawsze mi ględzisz, żebym gdzieś się ruszył, rozerwał. Teraz kiedy w końcu chcę coś zrobić, to ty mi nie dajesz ani trochę wolności. Pogódź się z tym, że mam już prawie 18 lat a nie 8. - posłałem w jej stronę błagalny uśmiech. Wiedziałem, że trudno będzie ją przekonać i jak się zgodziła to byłem w szoku. Zawsze traktowała mnie jak dziecko. Fakt, byłem najmłodszy w rodzinie, ale mogę się założyć, że z Benem i Jackiem się aż tak nie cackała.

Włożyłem pustą miskę do zmywarki i umyłem ręce. Posiedziałem jeszcze chwilę słuchając uwag i przestróg mojej rodzicielki. A więc, nie możemy się zatrzymywać w żadnych podejrzanych miejscach, nie mamy brać autostopowiczów, nie mamy kupować jedzenia na stacjach paliw, mamy pamiętać o kremie z filtrem, jak pójdziemy na plaże, mamy ubierać się stosownie do pogody i blah blah blah...

Monolog matki przerwał klakson Darcy. Złapałem za uchwyt walizki i zabrałem ją w stronę auta. Harry otworzył mi bagażnik i wsadziłem walizkę, po czym zamknąłem z trzaskiem klapę. Widziałem jak twarz Harry'ego wykrzywiła się ze złości.

- Sorki... - powiedziałem niewinnie w jego stronę.

- Uważajcie na siebie, kochani. Nie jedźcie za szybko! - powiedziała mama, po czym wyściskała mnie mocno.

- Mamo, nie jadę na wojnę. - wydusiłem z siebie, kiedy w końcu mnie puściła.

- Zaopiekuję się nim - Styles wyszczerzył zęby i wsiadł do auta.

Zrobiłem to samo i zapiąłem pasy. Pomachałem jeszcze zapłakanej matce i ruszyliśmy przed siebie.

Harry rzucił mi jakieś małe urządzenie.

- Zaprogramuj mi go na Los Angeles. Czeka nas dłuuuga droga.

- Um okej, ale musimy jeszcze gdzieś skoczyć... - powiedziałem niepewnie.

- Yy gdzie niby?

- Jay'a... - wyrzuciłem z siebie i czekałem na reakcje Stylesa. Ten spojrzał na mnie z kwaśną miną.

- Że niby po co?

- Jay jedzie z nami, Hazz.

Harry zatrzymał gwałtownie swój wóz tak, że oboje polecieliśmy do przodu. W takich chwilach dziękuję człowiekowi za wynalezienie pasów bezpieczeństwa.

Somewhere in Neverland ⚣ MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz