Prolog

147 9 1
                                    

Było pochmurne deszczowe popołudnie. Matka jak zwykle nachlana zaczęła wrzeszczeć na swojego nowego fagasa. Z kuchni dobiegał mnie tak dobrze znany dźwięk tłuczonego szkła. Popchnęłam rozwalone już po ostatniej awanturze drzwi i wyszłam na dwór w celu wymigania się od zbędnej gadaniny. Okazało się że ktoś tam na mnie czekał. To był Nick.

-Gdzie idziesz? Chyba się nigdzie nie wybierasz. -  powiedział i po chwili dodał

-Mam co do ciebie dzisiaj poważne plany. -stwierdził , a ja wiedziałam co to oznacza, wiedziałam to zbyt dobrze by tak po prostu z nim pójść. Odepchnęłam go i zaczęłam biec, ale on dogonił mnie, złapał za rękę i wypchnął na ulice krzycząc że tego pożałuje. Ostatnie co widziałam to światła trąbiącego samochodu i krew. Moją krew.

Czasami śmierć przychodzi tak nagle,

że nie zdążymy nawet wyciągnąć żyletki.

Zagubione duszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz