- Odbierz telefon, biorę przysznic- krzyknęła zza drzwi Cloe.
Jessica przewróciła teatralnie oczami, ale to nie zmieniło jej nastawienia w stosunku do siostry. Uwielbiała ją, nie miała nikogo poza nią. Gdyby tylko żyli rodzice...mogłaby im tyle opowiedzieć o sobie i o tym co się wydarzyło przez ten czas. Zmarli, kiedy Jessica była młoda, miała wtedy około dziesięciu lat, Cloe była nieco młodsza. Wiek i tak nie ma nic do znaczenia, ból był paraliżujący, wiedziała,że ona ani Cloe nigdy go nie zapomną.
Jessica podeszła do telefonu, który dzwonił już po raz drugi. Numer na ekranie nie był zapisany, więc to zapewne kolejna zdobycz Cloe.
-Słucham?
Lecz nie usłyszała osoby po przeciwnej stronie, ponieważ siostra wyszła z łazienki i jednym machnięciem ręki, odebrała jej telefon.
- Tak?
- Jeee, serio? - pisnęła przeraźliwie.
Jessica znowu zaczęła przerwcać oczami, ale wiedziała,że to na nic jej się nie zda. Czasami Cloe zachowywała się jak dwunastoletnia siostra. Nie chciała słuchać kolejnych pogaduszek siostry z serii co dzisiaj zakładasz? serio? bo ja też! jezu to nasze przeznaczenie!
Szczerze powiedziawszy Jessica zazdrościła nieco swojej siostrze. Ta już zaczęła podbijać Nowy Jork, miała mnóstwo znajomych, pełno prawdziwych i zaufanych przyjciółek. Natomiast Jessica nie miała nikogo, oczywiście poza jej notatkami i pamiętnikiem oraz stosem książek, które były poukładane alfabetycznie w jej pokoiku. Była typem samotnika, spokojną, opanowaną osobą. Niczego bowiem więcej do szczęścia nie potrzebowała. Kiedy siostra wydała z siebie kolejny pisk do telefonu, Jess nie wytrzymała, obróciła się w przeciwną stronę, wzięła ze stolika książkę ,, 50 twarzy Greya" po czym ominęła siostrę i poszła do swojego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi na kluczyk, pragnęła teraz prywatności, jak niczego innego.
Pomimo tego,że znajdowała się w swoim pokoju, nadal słyszała rozmowę Cloe. Nic dziwnego, ich mieszkanie było bardzo małe i na dodatek umiejscowione zostało na samym poddaszu, dlatego tak mało płaciły za czynsz. Nie zwracała jednak na to uwagi, przecież było takie przytulne i wyjątkowe, że jego wielkość wcale jej nie przerażała. To i tak cud,że miały te dwa pokoje, maleńki salon, kuchnie i łazienkę. I tak dziękowały za to Bogu. Nie mogły ciągle mieszkać z dziadkami, to byłoby zbyt uciążliwe. W końcu musiały jakoś same dać sobie radę, tymbardziej teraz, kiedy Jess zaczęła zarabiać swoje własne pieniądze.
- To takie niesprawiedliwe- wyszeptała cichutko, rzucając się na łóżko.
Wszycy mówili,że jak zda na Harvard'zie to każda praca będzie dla niej, ale to były tylko złudne kłamstwa. Skończyła ten uniwersytet i co ma? Nic... wczoraj wieczorem straciła pracę jako kelnerka i to przez faceta, który za wszelką cenę chciał się do niej dobrać. Co mogła zrobić? Był bogaty, miał pieniądze, a ona mu się nie oddała... Powiedział,że postara się o to aby zamknęli tą rudere raz na zawsze. I właśnie w tym momencie wyleciała.
Po chwili otrząsnęła się, naprawdę nie chciała o tym myśleć. Lecz w tym sęk,że nie wiedziała co ze sobą począć. Chciała czytać Greya, ale stwierdziła,że ta książka ją tylko jeszcze bardziej dobija. To nie dla mnie- pomyślała, takie rzeczy tylko w bajkach. Nie chciała jej czytać, ale pomimo to niechętnie odłożyła książkę na bok.
Miała gorszy problem, nie miały na ten miesiąc pieniędzy, a czym prędzej trzeba zapłacić ratę za mieszkanie. Dlatego musiała znaleźć pracę i to jak najszybciej. Znalazła, po dwudziestu pięciu minutach poszukiwań, znalazła. Potrzebowali sprzątaczki ewentualnie asystentki w firmie Megatropolly Company. Sięgnęła ręką po telefon i wykręciła numer.
- Tak ? Tak? To wspaniale, to jutro o 15:30? Dobrze... dziękuje, dowidzenia.
Gdy odłożyła telefon, poczuła jak wszystko po woli się dopełnia, wiedziała,że musi mieć tą pracę, dlatego postanowiła dzisiejszy wieczór poświęcić na przygotowaniach.
Za jakieś pół godziny usłyszała ciche pukanie do drzwi.
- Mogę?
- Poczekaj, drzwi są zamknięte.- Jess wstała, po czym przekręciła zamek, aby wpuścić do pokoju Cloe. Ta wpadła jak proca.
- Idziesz ze mną ! - pisnęła uśmiechając się.
- Co? Gdzie? nie widzisz? mam dużo pracy, jutro mam rozmowę o pracę, Clo może się uda.
Młodsza siostra przewróciła oczami. - No tak zapomniałam, w takim razie idę sama, wrócę nad ranem a no i nie bądź zła jest weekend, od juta zacznę szukać pracy, a może kto wie znajdę ją szybciej niż ty. Rozpromieniona wyskoczyła z pokoju, Jessica nie zdążyła nawet mrugnąć. Została sama w pokoju, z rozłożonymi rękami i gazetą, która po chwili wysunęła jej się z ręki i opadła na podłogę.
*** 3 godziny wcześniej, Megatropolly Company
- Przejrzałeś te papierki? Nie widzę w nich żadnych błędów... Myślę,że można jednak powiększyć nieco naszą sieć.Myślałeś nad Francją? Polską? Niemcami? Stwórzmy całą sieć naszych placówek.- odparł Patric, nie odrywając oczu od komputera i stosu papierów, które oblegały jego biurko. Po chwili dodał
- Potrzebuje asystentki czym prędzej, to niemożliwe, nie mogę połapać się w tych dokumentach.
Anthony zaśmiał się pod nosem, wyciągnął się na krześle, po czym wstał. Podszedł do wielkiego okna, które znajdowało się w ich biurze. - Chodźmy gdzieś dzisiaj, co ty na to Patric? Cały czas w tym siedzimy, wyjdźmy dziś wieczorem...
Patric nadal patrzył w dokumentacje, jednak znalazł gdzieś przelotną chwilę, aby skomentować wypowiedź przyjaciela.
- A co Amanda ma tam być? I od razu się zaśmiał.
Anthony wytrzeszczył oczy. - No nie, cholera skąd wiesz?
- Po prostu to widać, podobasz jej się, poza tym jesteś młodszy, kobiety lubią takich jak ty, poza tym zbija na nas fortunę. Już zapomniałeś czyja jest ta firma?
- Nie możemy napisać takiego biznes planu aby ją wykupić? - zażartował Anthony.
- Nikt nie napisze lepszego biznes planu, moglibyśmy im ofiarować miliardy, ona nie odstąpi. Nie wiem czemu się tak na to uwzięła, chyba powinienem z nią porozmawiać o ...
Patric nie dokończył, ponieważ w drzwiach stanęła Amanda. Jak zawsze lśniła i błyszczała, ociekała seksem - tak właśnie zapewne pomyślał Anthony. Miał na nią ochotę i to już od dłuższego czasu.
- O czym? - zapytała Amanda, cicho mrucząc.
Była bardzo podstępna, Patric wiedział już jaka jest, dlatego wolał nie tarasować jej drogi, to był spokojny zysk, na którym on zbija miliony bez żadnych potyczek.
- Na temat kapitału... podnieśli go o 2%...
- Cholera! - pisnęła, ale nie przejęła się tym, było to widać po jej twarzy. Była niesamowicie wysoka. Miała blond, długie włosy, które teraz były zaczesane w koczka. Na sobie miała elegancki uniform od Prady i te buty... po co jej tak cholernie wysokie buty, skoro i tak bez nich ma już z jakieś 180 cm?!
- Chłopcy, na dzisiaj koniec. Porozmawiamy o tym jutro, albo pojutrze, kto wie. Dzisiaj otworzyli nowy klub, będą wszyscy. A my jako... elita, cóż nie może nas tam zabraknąć.
*** 23 w nocy, Manhattan
- Cholera, mówiłem,że nie chce tu być - zazgrzytał zębami Patric. Nienawidził takich miejsc. Co prawda nowy klub Plaza był niesamowity, ale on po prostu nie lubił takich miejsc.
-Stary, nie marudź, możesz się choć raz poświęcić? Amanda tu jest, dzisiaj chcę aby była moja. To tylko przysługa, nic więcej. Za dwie godziny możesz stąd wyjść.
Amanda stała tuż za nimi, dlatego przerwała rozmowę.
- Patric'ku może wypijemy drinka i porozmawiamy co dalej? Myślę,że ta sprawa nie może czekać. Uśmiechnęła jak się kocica, po czym położyła dłoń na jego ramieniu.
Patric myślał,że eksploduje, nawet nie przepadał za nią. Była dla niego zbyt ekstrawagandzka i zbyt pewna siebie, wiedział,że to co chce to ma. Miał tutaj służyć jako przyzwiotka, lecz wszystko nabrało całkiem innych obrotów.
- A Anthony? Zostawimy go tak? - zapytał Patric.
- No co ty? Jest dużym chłopcem da sobie radę - po raz setny zaśmiała się tym swoim sztucznym uśmiechem, a Patric'ka przeszedł dreszcz. Obrócił momentalnie głowę, zauważył,że Anthony jest podbuzowany, siedzi całkiem sam i kończy pić drinka. Po chwili zerwał się gwałtownie z krzesła, nie zauważając młodej dziewczyny, która zmierzała w przeciwnym kieruku, gwałtownie w nią uderzył.
Dziewczyna zachwiała się, miała upadać, ale ostatecznie Anthony ją złapał. Wybuchło całkiem spore zamieszanie, nawet Patric odstąpił od Amandy i podszedł do dziewczyny.
- Co się stało?, nic jej nie jest ? - zapyał Patric
- Nie chciałem nic jej zrobić - odparł zmartwiony Anthony, nie zauważyłem jej , jest taka malutka i drobniutka.
Dziewczyna otworzyła oczy, po czym przjrzała się najpierw Patric'kowi a potem Anthon'emu. Coś jakby płomyk zaśmieciło się w jej oczach.
- Nic ci nie jest? - dopytywał się Anthony, cały czas trzymając ją w ramionach.
- Nie naprawde nic.... czuję się dobrze.
- Może potrzebujesz lekarza? Jak się nazywasz? - Anthony był bardzo zatroskany, czuł wyrzuty sumienia, poza tym, czuł ,że tej dziewczyny nie może tak od tak zostawić.
- Dziękuję, naprawdę nie potrzebuje lekarza, jestem Cloe Leander
CZYTASZ
Trudny Wybór
Romancehttp://trudny-wybor.blogspot.com/ Zapraszam bezpośrednio na mojgo bloga, jeśli jednak wolisz czytać tutaj to proszę. Rozdziały będę dodawała co tydzień/ co dwa tygodnie. Zwiastun opowiadania ( zamiast streszczania fabuły ) - https://www.youtube.co...