Ron i Hermiona jak zwykle pelni nadzieji na nowy rok w szkole rozmawiali o roznych sprawach dotyczacych Hogwartu, nauki i przygod jakie moga sie im przydarzyc. Jednak Harry siedzac cicho wpatrywal sie w okno, nie mial najmniejszej ochoty zartowac. A wrecz byl smutny.
- Harry? Wszystko wporzadku?- spytala wreszcie z troska w glosie Hermiona.
- Tak, poprostu boli mnie glowa...- w rzeczywistosci nic do jednak nie bolalo, a juz tym bardziej nie glowa.
- Slychales ze na glowe dobra jest czekolada? -stwierdzil Ron zjadajac wlasnie czekoladowy batonik.
Przyjaciele rozesmiali sie, poczul sie lepiej, duzo lepiej. Jednak nie na dlugo.
Po chwili drzwi przedzialu otworzyly sie, a w progu stanal Malfoy.
- No prosze... Zlota trojca Gryffindoru w komplecie- odezwal sie glosem pelnym pogardy.- Zwykle nie gadam z takimi nie udacznikami, jednak chcialem tylko uprzedzic ze jesli jeszcze raz ten okropny szczur wejdzie do mego przedzialu wyrzuce go przez okno- spojrzal na Rona i z uczuciem wyzszosci rzucil mu Parszywka na kolana.- chyba sie rozumiemy?- na twarzy blondyna pojawil sie usmieszek.
Hermiona spojrzala wymownie na Harrego.
- Daj spokoj Malfoy... Spadaj!- powiedzial Harry z widocznym zniecierpliwieniem. Malfoy jednak tylko zmierzyl przyjaciol chlodnym spojrzeniem i zamknal drzwi.
Ron spojrzal na Parszywka z zawodem i dal przyjaciolom znak ze tez go wkurza to ze szczur ucieka...Wszyscy uczniowie ruszyli na kolacje do wielkiej sali. Harry przezuwajac kanapke spogladal na znienawidzonego ślizgona. Po chwili jednak blondyn uniosl wzrok i ich oczy spotkaly sie. Harry poczul cos, tylko no wlasnie co on wlasciwie poczul? Stwierdzil jednak ze to tylko zirytowanie obecnoscia Malfoy'a... Kogo by jego obecnosc nie irytowala? Jak Crabb i Goyle z nim wytrzymujal! A Pancy? Ona patrzy na niego z takim zachwytem jakby to on a nie Harry byl wybrancem.. Te rozwazania przerwalo mu dziwne uczucie... Cieplo, bardzo przyjembe cieplo, to Ginny, ktora wlasnie go przytulila.
- Wygladasz na zmeczonego. Moze idz juz sie polozyc?- jej glos wydawal mu sie kojacy...
- Masz racje, chyba pojde- sam myslal ze dobrze mu to zrobi.Wstal i wyszedl z wielkiej sali. Szedl wpatrujac sie w podloge, nie mogl wytlumaczyc tego ze nie jest soba. Nie mial pojecia co sie dzieje. Wszedl do swojego dormitorium i usiadl na lozku. Na jego stoliku nocnym lezala mapa Huncwotow. Wzial ja do reki sam nie do konca wiedzac po co. Pierwsze na co spojrzal to nazwisko Malfoy.
- Pewnie cos knuje- pomyslal i poszedl spac...
Jako pierwsze zajecia mial wrozbiarstwo. Razem z Ronem uwazali ze to zajecia dla dziewczyn, chociaz Hermiona tez za nimi nie przepadala...
- Teraz wezcie filizanke partnera.- zaczela nauczycielka- Co widzicie? Kto by chcial sie z nami podzielic wrozba dla sasiada?
- Ja moge!- niemal krzyknela Hermiona.
- Dobrze panno Granger co czeka Harrego?
- A wiec- Hermiona chrzaknela- widze tu serce lub lisc, nie jestem pewna...- dziewczyna pokazala filizanke nauczycielce.
- To z pewnoscia serce, wyglada na to ze Harry'ego czeka wielka milosc!
Harry spojrzal na Ginny, ktora lekko sie zaczerwienila i usmiechnal sie do niej lekko...Po zajecial mial odbyc sie trening druzyny Gryfonow do mistrzostw Hogwartu w Quidichu. Gdy jednak weszli na plac treningowy zobaczyli Ślizgonow.
- Co oni tu robia?- zdziwili sie wszyscy.
- Tak sie sklada ze do mistrzostw zostalo niewiele czasu, wiec Dumbledore zlecil rozegranie malego meczu zamiast osobnych treningow.- rzekl Malfoy z widoczna sadysfakcja.
Gra rozpoczela sie na dobre.
Harry szukal wzrokiem znicza, ale nigdzie go nie widzial, nagle zauwalyl go tuz przed nim. Zaraz zaczal gonic znicz, byl tak blisko! Od wygranej dzielily go centymetry! Ale oczywiscie Malfoy musial mu wejsc w droge... Lecieli niemalze kolo siebie gdy nagle Harry spadl z miotly pod wplywem mocnego szturchniecia.Otworzyl oczy, i zorietowal sie ze jest w skrzydle szpitalnym. Musialo byc pozno bo bylo dosyc ciemno. Jednak cos poruszylo sie przy nim mimo poznej pory...
- O Merlinie! Co ty tu robisz?!- Harry byl wyraznie wzburzony, poniewaz rozpoznal sylwetke znienawidzonego chlopaka.
- Cicho badz gamoniu! Jeszcze kogos obudzisz...- odezwal sie ślizgon.
- Co tu robisz?- syknal ze zloscia Harry.
- No coz. Chcialem sprawdzic czy zyjesz... Ale nie mysl sobie ze mi na tobie w jakikolwiek sposob zalezy... Aczkolwiek skoro to przeze mnie tu lezysz to bylem ciekaw.- Blondyn rzucil pogardliwe spojrzenie w strone Harrego- jak narazie wsrod tej bandy Gryfonskich nieudacznikow tylko ty zdajesz sie byc godnym przeciwnikiem...- po tych slowach Malfoy jeszcze raz zmierzyl Pottera bezdusznym wzrokiem i odszedl...
- Czy to mozliwe ze Malfoy sie martwil? No i jeszcze mnie pochwalil, moze na swoj sposob ale jednak!- Harry nie mogl sie otrzasnac. Malfoy go chwali, świat sie konczy!