Nie wiedziałam gdzie iść. Dom,który tak na prawdę nie jest moim domem, w sumie to tylko miejsce ,w którym sypiam i czasami przebywam, jest zamieszkały przez Luke'a. Nie chcę go widzieć.Na samą myśl o nim czuję przypływającą falę złości, mam ochotę coś rozwalić.Nie odpartą ochotę,żeby się wyżyć na czymś bądź na kimś. Siadam na pustą ławkę w parku i biorę głęboki oddech. Rześkie powietrze, trochę mnie uspokaja i przyprawia o gęsią skórkę, na sobie miałam tylko cienką ,szarą bluzę. Spojrzałam przed siebie.Pustka. Liście powoli opadały z drzew, wirując na wietrze. Kolorowe dywany zakrywały ścieżkę, co wyglądało dosyć ładnie.Zamknęłam oczy.Przed nimi pojawił mi się obraz Jamesa. Zdecydowanie jest za ciekawski,nie powinnam wsiadać z nim wtedy do tego samochodu,co on sobie wyobrażał,po za tym nadal pamiętam,że to przez niego przegrałam moją walke. Później wszystko potoczyło się,jak się potoczyło.Śmieszny.Dotknęłam swojego obolałego policzka i delikatnie przejechałam po nim kciukiem. Czułam jak samotność opatula mnie, dając nie odparte wrażenie,że nie nadaję się do niczego. Chyba wiem,gdzie się dzisiaj wybiorę.
***
Godzina 22:30.W mojej głowie wszystko szumi, cały świat wiruje.Czuję jak smutek powoli odpływa, a nadchodzi fala wielkiej beztroski.Głośna muzyka uderza mi do głowy,lecz po następnym drinku staje się częścią mnie.Wyrzucam ręce wysoko w górę i kręcę się w kółko, krzycząc słowa jakiejś piosenki, którą słyszę pierwszy raz na uszy. Wszystko jest takie wspaniałe,inne,piękne.Wbiegam w tłum ludzi i zaczynam podskakiwać,śmiejąc się na głos.Ktoś kładzie ręce na moich biodra i odwraca do siebie.Blondyn z blizną na czole i pięknymi błękitnymi oczami uśmiecha się do mnie, i przyciąga do siebie.Dopasowuje się do jego ruchów,ocieram się o niego i puszczam buziaczka.Chłopak ma kolczyk w wardze i mnóstwo tatuaży, po których wodzę wzrokiem.Dotykam palcem jego tatuażu na ramieniu,muszę przyznać,że nie wiem co na nim było, obraz mi się lekko rozmazywał.Chłopak nachylił się do mojego ucha i zaczął coś szeptać.
-Chcesz porozmawiać ?- szepta ,na co ja natychmiastowo się zgadzam.
Chwyta moją rękę i wyciąga z tłumu.Ciągnie mnie do stolika, przy którym siedzi grupka jakiś ludzi.Podchodzimy do nich.Omiatam wzrokiem trójkę chłopaków, siedzących przy stoliku.Dwóch z nich miało mnóstwo tatuaży ,a jeden, ten jeden był jakiś znajomych.Przechylam głowę na bok i uśmiecham się sama do siebie.Brunet, jedyna osoba niewytatuowana ,rozszerzył oczy.
-Chłopaki,przedstawiam wam najlepszą tancerkę na świecie-mówi blondyn ,trzymający mnie za rękę.
-Najnajanajnajlepszą-rzucam, śmiejąc się z samej siebie.
Szatyn,smutny i ponury spogląda na mnie z dziwną pogardą, ma wytatuowane całe ramiona ,ubrany jest w biały podkoszulek.Patrzy na mnie ,a ja widzę w jego oczach dziwny przebłysk.Obok niego siedzi brunet.
-Jannet ?-krzyczy,a ja patrzę na niego jak oniemiała,kto to do cholery jest.
-Nieee-mówię i się śmieje.
Blondyn z blizną patrzy na bruneta i unosi delikatnie swoją brew.WSZYSTKO mnie bawi.Pozbyłam się jakichkolwiek granic i zachamowań.Czułam,że mogę wszystko.
-Co tu do cholery robisz w takim stanie ?-warczy przez zęby do mnie.
-Nie znam cię -mówię i dosiadam się do stolika,zabierając czyjąś szklankę z szkarłatną cieczą.Wypijam wszystko jednym duszkiem.Świat zaczyna jeszcze bardziej wirować.
-Gówniara się najebała,a ty Mick wykorzystujesz takie małolaty- słysząc słowa szatyna ,odwracam się w jego stronę i funduje mu mocne uderzenie w policzek.
-Gówniarz-powarkuję,na co słyszę śmiech Micka i czarnowłosego, już nie panuję nad sobą.
-Jannet-słyszę głos bruneta.
Widzę jak szatyn zaciska szczękę i z trudem powstrzymuje się od oddania mi ciosu.Jednak dostrzegam też w jego oczach lekki podziw i uznanie.
-Masz farta,że jesteś dziewczyną-mówi Mick, popijając napój dziwnej barwy z szklanki.
-Jannet !-krzyczy brunet.
-Nie wiem kim jesteś !-krzyczę, śmiejąc się.
Widzę jak usta bruneta wykrzywiają się w geście niezadowolenia. Wstaje i podchodzi do mnie.Ciągnie za ramię,a ja patrzę w jego błyszczące oczy.Nie wiem kto to,ale jego głos wiruje w mojej głowie.
-Odwiozę cię do domu- mówi.
-Nie, ja nigdzie nie jadę-zapieram się.
-Jedziesz Jannet.
-Kurwa nie, zostaw mnie.Jesteś jakiś pojebany, nie znam cię !-wykrzykuję.
Mick wstaję i podchodzi do bruneta.
-Zostaw ją-wyrywa mnie z mocnego uścisku chłopaka.
-Jannet !-krzyczy,spoglądając na mnie błyszczącymi oczami,nie znoszącymi sprzeciwu.
-James,nieudany podryw widzę-odzywa się szatyn,na co ten zaciska piąstki,patrzy z rozczarowaniem w oczach na mnie,odwraca się i z furią wychodzi z klubu.
-Nudziarz-podsumuwuje to Mick- swoją drogą masz dobre uderzenie- spogląda na szatna,który dziwnie się we mnie wpatruje.
Chłopak przykłada szklankę do ust i wypija ostatki napoju.Widzę,że ma na ramieniu wytatuowane rękawice bokserskie.Nie mogę się powstrzymać i zaczynam kreślić po nich linię palcem.
-Gówniaro-odzywa się do mnie,nie potrafię rozszyfrować tonu jego głosu.
Odwracam od niego głowę, widzę jak Mick ginie gdzieś w tłumie, a czarnowłosy idzie do baru. Zerkam na kolejną, pełną alkoholu szklankę,która trzyma szatyn. Wyrywam mu ją z rąk i wypijam szybko duszkiem. Świat, gdzieś zniknął,wszystko się rozmazało,a jedyne, co pamiętam to słowa:
-Dziewczyno,moja szklanka! Kurwa mać! ZABIJE Micka!

CZYTASZ
You must be strong
ActionPot spływał ze mnie hektolitrami, suchość w ustach i metaliczny posmak krwi były nie do zniesienia. Zewsząd do moich uszu dobiegaly hałasy,krzyki i wycie tłumów ludzi.Wzięłam głęboki oddech , ruszyłam w stronę mojej przeciwniczki i zamaszystym ruche...