Rozdział 10

288 20 3
                                    

Draco Malfoy samotnie przechadzał się po Hogwarcie. Może nie do końca samotnie, gdyż w tej durnej szkole nigdy nie można pobyć sam na sam, bo wszędzie plączą się te głupie kurduplowate pierwszaki. Tych ze Slytherinu można przeżyć, gdyż zazwyczaj trzymają się z dala od Dracona, bo zwyczajnie się go boją lub zbyt bardzo podziwiają. Ale Gryfoni, Puchoni i Krukoni są nie do wytrzymania. Te Gryfońskie pizdy ciągle by tylko chodziły na trzecie piętro, kolejne pokolenie Puchonów jest o tyle dobre, że siedzą tylko w kuchni, a Krukoni w bibliotece (Dobrze, że Draco obchodzi to miejsce szerokim łukiem, a do kuchni nie zagląda, gdyż jest sportowcem, a tam jest zbyt dużo kuszących, niezdrowych posiłków). Chłopak postanowił więc udać się zwyczajnie na błonia do swojej tajnej kryjówki. Przeszedł jakieś 20 metrów Zakazanego Lasu w tej najgorszej części, wschodniej i dotarł na miejsce. Młody Malfoy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że za każdym razem, gdy się tak wybiera ryzykuje życie, ale od kiedy zaczęła go prześladować ta sprawa z Granger jakoś nie specjalnie obchodziło go to, czy umrze tam, od jakiegoś śmiertelnego zaklęcia, na zawał czy ze starości. Bez tych radosnych iskierek błąkających się po jej brązowych tęczówkach nic nie było dla niego ważne.

Ta część zakazanego lasu była chyba najpiękniejsza. Była tu polana zasiana fioletowymi kwiatami o krztałcie koła o średnicy na oko 14 metrów, na środku wyrastała ogromna wierzba. Z każdym dniem spędzonym tutaj Draconowi coraz bardziej zdawało się, że polana jest magiczna. Tylko to miejsce zawsze było jasne, tylko tu dostawało się słońce, było tu pełno przytulnego mchu, można było też dostrzec, że w około majestatycznego drzewa zawsze krążą świecące drobinki. Draco od małego twierdził, iż nie jest to zwyczajny kwiatowy pyłek, ponieważ tu nie było nigdy wiatru. Wiedział, że to co tu krąży to niezaprzeczalnie jest wróżkowy pył. Gdy miał pięć lat mama opowiadała mu o tym jak kiedyś jedną spotkała, wtedy myślał, że to nie jest prawda. Mimo wszystko to jedyne wspomnienie pozostało mu po zmarłej matce, która kochała go nad życie.

Został sam.

Ojciec gnije w Azkabanie, Matka nie żyje, przez tego gnoja, a on jest tylko zdrajcą z wielkim spadkiem, który w tym momencie naprawdę, gówno go obchodzi. Może to dlatego pomógł tej szlamie? Może po prostu przypomniała mu jego własną matkę, którą niecałe dwa miesiące temu zastał brutalnie pobitą w salonie z brakiem pulsu?

Postanowił już o tym nie myśleć i zrobił parę kroków w tył, w biegu zmienił swą formę. Zahaczył swoimi pazurami o korę drzewną, która i tak była już dosyć przez niego podrapana i odpychając się od pnia zwinnie wskoczył na drugą gałąź. Ułożył się wygodnie w miejscu gdzie pień się rozgałęzia opierając łeb na wyjściu ze swojej kryjówki, by dokładnie widzieć czy ktoś się nie zbliża, być czujnym.

Ale po co?


***


Hermiona miała już naprawdę dość wszystkiego, każdy ją irytował, co było do niej nie podobne, ponieważ dziewczyna zawsze pałała do wszystkich nieograniczoną cierpliwością.

Sama nie wiedziała, co miała robić. Postanowiła więc, że jak co wieczór odrobi lekcje, jednak gdy to zrobiła znowu nie miała czym zając myśli. Wiedziała, że w końcu musi wyjść kiedyś do przyjaciół. Nie może tego wiecznie przekładać! Spakowała więc swoją torbę i ruszyła do pokoju wspólnego Gryfonów.

Zamknęła za sobą cicho drzwi. Wiedziała, że Dracona tu nie ma, ale wolała być ostrożna. Przemknęła szybko między licznymi korytarzami i zakrętami cicho niczym myszka. Wszystko miało swój określony cel - Unikanie Nietoperza. Gdy dotarła do wieży Gryffindoru odetchnęła z ulgą. Wypowiedziała hasło, które w między czasie podała jej pani Mcgonagall, przeszła przez drzwi i gdy spojrzała na sofę zamurowało ją.

-Harry! - krzyknęła i podbiegła do chłopaka, który palił bezwstydnie papierosy przy reszcie uczniów Gryffindoru, którzy najwyraźniej nic sobie z tego nie robili.

-O Hermiona! Wiem, wiem, nie powinienem palić, bo tak nie robi prawdziwy Gryffon... bla bla - mruknął i wywrócił oczami, po czym się zaciągnął.

-Nie o to chodzi kretynie! - szepnęła.

-To o co pani Prefekcie? - zaśmiał się i złapał pochyloną nad nim dziewczynę w talii i pociągnął tak, by siedziała obok.

-Nie przy wszystkich. - szepnęła, zabrała mu papierosa i go zgasiła. - Co ty? Pierwszy raz palisz?

-Hermiono? Co ty masz na myśli? Czemu...

-Bo też palę - szepnęła Potterowi, który przytaknął. Zrozumiał, że pewnie zaczęła, gdy okazało się, że jej rodziców nie ma tam, gdzie powinni być. A byli w grobie.


101 przygód panny GrangerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz