Prolog

22.4K 271 17
                                    

- Poradzę sobie mamo. Będę tam przecież z Danielem.  - odezwałam się nieśmiało do mojej rodzicielki. Na imię mam Luna i mam dziewiętnaście lat. Daniel jest moim starszym bratem. Ma dwadzieścia osiem lat jednak mimo tej różnicy dobrze się dogadujemy. Jak nigdy właściwie. Kiedyś było gorzej. Zawsze odpychał mnie od siebie bo byłam dzieckiem, zawsze za nim łaziłam, a jemu to się nie podobało. Staliśmy się sobie bliżsi gdy skończyłam szesnaście lat i gdy zaczęli kręcić się wokół mnie chłopcy, on odnalazł w sobie braterską miłość.
- Ja wiem. Ale Madryt? To daleko... - usłyszałam smutny głos mojej matki. Esther Sanz była pięćdziesięcioletnią kobietą, która jak na swoje lata prezentowała się bardzo dobrze. Często mówili, że byłam jej kopią, niższą i z mniejszymi piersiami niż te, które miała moja mama. Chociaż ja na swoje nigdy nie narzekałam. Są takie w sam raz.
- To tylko sześć godzin samochodem. - powiedziałam kręcąc głową. Tak, miałam własny samochód. Tak samo jak Daniel. W naszej rodzinie każdy miał swoje auto. Nie należeliśmy do biednych, milionerami też nie byliśmy, ale stać nas było na wiele luksusów. Przeróżnych.  Ja na przykład miałam własnego konia. Pięknego ogiera rasy hiszpańskiej. Czekał już na mnie w Madrycie.
- Uważaj na siebie, proszę. I napisz jak dojedziesz! - poprosiła moja matka błagalnym tonem. Przytuliła mnie mocno.
- Wszystko zapakowane. - powiedział mój ojciec wchodząc do domu. Zapakowywał właśnie moje dwie dość spore walizki i laptopa. Niby jechałam tylko tam na kilka miesięcy, do nowej pracy. Firma ojca miała oddział w Madrycie. Szefem był mój brat, to on zaproponował mi stanowisko, początkowo miałam być zwykłą asystentką. Ale żadna praca nie hańbiła. A ja też chciałam w końcu zacząć zarabiać na siebie. Miałam oczywiście pieniądze od rodziców, całkiem sporą sumkę na koncie. Ale nie mogłam też siedzieć na tyłku i nic nie robić.
- Nie stresuj się mamo, wszystko będzie dobrze. Zawsze możesz mnie odwiedzić! - powiedziałam i pocałowałam mamę w policzek. Pożegnałam się z ojcem i zabrałam torebkę i kluczyki do auta. Wsiadłam do mojego pięknego, grafitowego audi. Rzuciłam ostatnie spojrzenie rodzicom i odjechałam w kierunku Madrytu. Nawet nie wiedziałam jak bardzo wyjazd miał zmienić moje życie. 

Droga na szczęście minęła mi spokojnie, bez wypadków i na szczęście też bez korków. Zdecydowałam objechać cały Madryt by nie wjeżdżać w środek korków. Zwłaszcza o godzinie czternastej. Cieszyłam się też z tego, że moje auto miało klimatyzację. Na początku lipca jak zwykle zaczynały się upały. I szczerze nie wiedziałam co było gorsze. Czy wilgoć Madrytu czy Alicante.
Zajechałam pod dom, który należał do mojego brata. Mieścił się w jednej z droższych części Madrytu. Calle [czyt. Kaje] de Leitariegos mieściła wiele różnych domów, z wyższych sfer. No ale jakby inaczej. Ktoś taki jak mój brat nie mieszkałby w byle jakim miejscu. Wysiadłam z auta i podeszłam do bram. Już z ulicy słyszałam pluski na basenie i śmiechy chłopaków. Zapewne Daniel zaprosił swoich znajomych. Nacisnęłam przycisk domofonu i czekałam...


Witam wszystkich na moim nowym opowiadaniu. Dawno nie pisałam, ale mam nadzieję, że nie będzie tak źle!
Cała akcja będzie odgrywała się głównie na terenach Hiszpanii. Początki trochę nudne, ale tak to zawsze jest :)

Byłabym wdzięczna za jakiś komentarz gdy przeczytacie, gwiazdkę, cokolwiek :) Żebym wiedziała, że ktoś to czyta i że chce czytać dalej. :)

Naucz mnie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz