Igrzyska Śmierci-ciąg dalszy.Rozdział 1.

364 11 0
                                    

Moje oczy są spuchnięte od płaczu,są bardzo przekrwione i pieką mnie niemiłosiernie.
Siadam obok sofy na zimnej podłodze i patrzę w ciemną przestrzeń w salonie.Niewiele światła robi lampka stojąca na stoliku bo drugiej stronie salonu.Po podłodze walają się stare listy i pogniecione kartki papieru.
Od kilku tygodni tak wygląda każdy mój dzień,płakanie i patrzenie w przestrzeń.Nie potrafię już nic zjeść,smutek wypełnia mój żołądek,chyba schudłam już kilka kilogramów gdyż zaczęły wystawać mi kości.
Moje życie straciło jakikolwiek sens ,wszyscy na których mogłam liczyć odwrócili się ode mnie.
Moja mama wyjechała do 4 dystryktu,mówiąc,że nie może tu zostać,ponieważ wszystko przypomina jej tatę, Prim i wojnę.Gale również wyjechał,mój najlepszy niegdyś przyjaciel na ,którego zawsze mogłam liczyć.Haymitch praktycznie nie wychodzi ze swojego domu,wychodzi jedynie po to aby kupić sobie kolejną butelkę alkoholu.
Peeta nie odzywa się do mnie ,gdy tylko mnie zobaczy spuszcza głowę na dół i udaje ,że mnie nie widzi.Czasami patrzę przez okno i obserwuję co robi,zazwyczaj coś maluje lub piecze, nawet zdarza się ,że rozmawia z kimś przez telefon.Brakuje mi ich wszystkich a w szczególności jego.Spoglądam na zdjęcie znajdujące się na podłodze,biorę je swoją zmarzniętą ręką i zatapiam w nim wzrok.Na zdjęciu znajduje się Prim,uśmiechnięta Prim,nic mi po niej nie zostało oprócz tego zdjęcia i Jaskra,który włóczy się gdzieś po dystrykcie.Łzy ponownie napływają mi do oczu gdy wspominam sobie śmierć mojej siostry.Chcę odrzucić te myśli,dlatego postanawiam wyjść na dwór by się trochę przewietrzyć.Powoli wstaję z podłogi i ubieram ciemny sweter na siebie.Wychodzę na schody i patrzę na dystrykt,który posłany jest dużą ilością śniegu.Jest już połowa grudnia a na dworze i w domach panuje świąteczna atmosfera.Dystrykt pokrywają liczne lampy i kolorowe światełka ,które rozświetlają drogę.Patrzę na domy wokoło w żadnym nie świeci się światło,w sumie nie dziwię się jest chyba gdzieś koło 3 nad ranem.Postanawiam się przejść i zrobić sobie krótki spacer.Powoli schodzę po schodach,lecz tracę równowagę na śliskiej powierzchni i uderzam głową o schody i tracę przytomność.Znajduję się na łące,rozświetla ją piękne bezchmurne niebo.Wokół znajduje się pełno kwiatów i drzew.Schylam się by zerwać kilka kwiatów,gdy ziemia zaczyna mnie wciągać.Łąka zamieniła się w przerażające bagno ,które mnie wciąga za każdym razem gdy tylko się poruszę.Za sobą zaczynam słyszeć ciche kroki,momentalnie się obracam lecz nikogo nie widzę.Obracam się ponownie i widzę Snowa,trzymającego prawą ręką Prim a lewą wielki i ostry nóż.Oczy Prim są przepełnione strachem i bólem.Snow patrzy na mnie i uśmiecha się nikczemnie w moją stronę ,otwiera lekko usta i natychmiast leci z nich strumień krwi.Podnosi lewą rękę i kieruje ją do gardła mojej siostry.Zaczynam krzyczeć by uciekała lecz ona tylko stoi i patrzy na mnie.Snow przesuwa nóż po jej gardle i śmieje się by sprawić mi jeszcze większy ból.Ponownie zaczynam się szamotać w bagnie z,którego nie mogę się wydostać.Po gardle Prim zaczyna spływać krew,a ja nie mogę zrobić nic by ją uratować.Po paru sekundach pada na ziemię i już nie wstaje a bagno wciąga mnie całą.
Gwałtownie otwieram oczy i zaczynam nabierać powietrza by się uspokoić.Na początku nie wiem gdzie jestem i nerwowo rozglądam się po pokoju.Ktoś dotyka mojej dłoni.


Hunger Games-Igrzyska Śmierci AlwaysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz