W samochodzie panowała krępująca dla chłopaka cisza, którą zakłócały krople deszczu uderzające o szyby i zostawiające mokre smugi. Justin co jakiś czas kątem oka przyglądał się swojej towarzyszce. Jej twarz nie wykazywała żadnych uczuć. Chłopak mógł się tylko domyślać, że Hope nad czymś intensywnie rozmyśla.
- Czemu tak mi się co chwile przyglądasz?- cisze w samochodzie, przerwał cichy głos brunetki kiedy chłopak dłużej zatrzymał na niej swoje spojrzenie. Niemal natychmiast oderwał od niej wzrok i odchrząknął nerwowo. Nie wiedział co ma powiedzieć i jak się zachować. Czuł na sobie przenikające spojrzenie Hope, która wyczekiwała odpowiedzi. On natomiast miał kompletną pustkę w głowie, czuł się znowu jak na lekcji matematyki.
- Bo.. Ja.. Hm..- chłopak sam się gubił w swoich odpowiedziach i nie potrafił ułożyć jednego, prostego zdania. Kiedy on się męczył z odpowiedzią, w samochodzie rozległ się cichy chichot, który uciszył chłopaka. Odwrócił on głowę w stronę skąd ów dźwięk dochodził i zobaczył najpiękniejszą rzecz na świecie. Dziewczyna, na której twarzy zawsze gościły łzy i smutek, uśmiechała się do niego- Czy ty się właśnie ze mnie śmiejesz?- zapytał poważnie i zrobił najbardziej groźną minę jaką tylko potrafił, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Z ciebie?- Hope zrobiła zaszokowaną minę- Nie, jakbym śmiała- dokończyła i podniosła ręce w obronnym geście, po chwili jednak oboje wybuchli śmiechem. Dziewczyna już od bardzo dawna nie czuła się tak dobrze w czyimś towarzystwie. Powiedzmy sobie szczerze, dawno nie czuła się tak dobrze.
Kiedy skończyli się śmiać, zaczęli rozmawiać na błahe tematy. Justin dowiedział się, że brunetka ma siedemnaście lat, czyli jest tylko o rok młodsza od niego. Przyznała mu się też, że dopiero dwa miesiące temu przeprowadziła się do Nowego Jorku z Chicago, ponieważ jej tata dostał awans.
Chłopak natomiast powiedział jej, że chodzi do "Staten Island Technical High School", ona nie chciała mu jednak zdradzić gdzie chodzi do szkoły, jednak podając mu adres swojego domu wywnioskował, że leży on niedaleko liceum, do którego uczęszcza. Justin jednak uznał, że to całkowity przypadek i to niemożliwe by chodzili do jednej szkoły, bo na pewno by ją spotkał.
Kiedy auto blondyna zatrzymało się przed podaną wcześniej przez dziewczynę ulicą, jego oczom ukazał się duży, biały dom. Jego ogrodzenie było pięknie przycięte i ozdobione. Różnił się od pozostałych, wydawał się być bardziej zadbany i biło od niego rodzinne ciepło.
Dopiero po chwili chłopak otrząsnął się z zachwytu i przeniósł swój wzrok na nową koleżankę. Wpatrywała się w niego. Blondyn nie był świadomy tego, że Hope tyle o nim wie. Oboje wpatrywali się w swoje oczy i żadne z nich nie chciało przerywać tej chwili, było im tak dobrze. Jednak dziewczyna wiedziała, że musi już wracać do swojej rzeczywistości.
- Musze już iść- powiedziała, chwyciła w pośpiechu swój zabrudzony plecak i wysiadła. Dla Justina wszystko działo się w zbyt szybkim tempie i nie zdążył o cokolwiek zapytać swojej Zagadki.
Dopiero po kilku sekundach kiedy zobaczył zamykające się drewniane drzwi wejściowe, białego domu, odpalił auto i ruszył powoli w stronę swojego mieszkania.
- Kim ona jest?- cały czas zadawał sobie to pytanie i liczył na jakąś wskazówkę, jednak nic mu nie przychodziło do głowy. Hope była mu tylko znana z cmentarza, gdzie i tak nie był pracownikiem, nie potrzebował pracy, ale chciał pomóc swojemu przyjacielowi.
Po kilku minutach podjechał pod dobrze mu znany dom, kluczykiem otworzył bramę wjazdową gdzie na podjeździe zaparkował swoje ukochane auto, które podarowali mu rodzice na siedemnaste urodziny i tak cudem dla, rodziców Justina było to iż ich syn jeszcze nie rozwalił samochodu. Zgasił silnik i wyszedł. Na dworze było chłodno jak na połowę kwietnia, plusem jednak było to, że deszcz przestał padać a on nie zmoknie jeszcze bardziej.
Kiedy stał pod drzwiami, włożył rękę do kieszeni spodni w poszukiwaniu klucza. Jednak nie było tam nic prócz paczki jego ulubionych papierosów. Przeszukał dokładnie wszystkie kieszenie i dopiero w tedy uświadomił sobie, że przed wyjściem przełożył klucze do kieszeni bluzy. Wszystko było by w porządku, gdyby nie fakt, że jego bluzę ma dziewczyna.
Justin w tamtej chwili przeklinał wszystko i wszystkich, a szczególności swojego kochanego przyjaciela, który wkopał go w tą prace ponieważ on musiał wyjechać na dwa tygodnie do swojej siostry by pooglądać jej "ogromny" brzuch ciążowy, którego szczerze mówiąc nie było jeszcze widać.
- Dan przysięgam, że jak wrócisz to długo nie pożyjesz i raczej ojcem chrzestnym nie zostaniesz- powiedział blondyn wpatrując się karmelowymi tęczówkami i wypuścił głośno powietrze, uderzając przy tym delikatnie w drewniane drzwi.
Wróciłam! Mam nadzieje, że się podoba!
Bardzo dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz ponieważ bardzo mnie to motywuje!
Jak myślicie co stanie się dalej? Czemu Hope tak zareagowała?
YOU ARE READING
What Do You Mean?
FanfictionDwanaście lat. Dwanaście długich lat pozmieniało ich oboje. On już nie jest tym samym sześcioletnim chłopcem z podbitym okiem. Ona nie jest już tą samą pięcioletnią dziewczynką chowającą się za plecami siostry. Czy uda im się odkryć prawdę n...