czterdziesty czwarty

570 32 2
                                    

Budzik zadzwonił, dziś wyjątkowo o siódmej, a ja nie miałam najmniejszej ochoty na to żeby wstawać. Kiedy urządzenie przestało dzwonić westchnęłam głęboko i podniosłam powieki. Rozejrzałam się po pokoju, który był pięknie rozświetlony przez promienie słoneczne. Mój wzrok utkwił w tablicy korkowej na której były zawieszone różne ważne dla mnie zdjęcia i pamiątki. Spojrzałam na swoje zdjęcie na którym byłam ja z Alanem. Miałam wtedy dwanaście, a mój brat czternaście lat. Obok niego wisiał liścik który dostałam, bardzo dawno temu, od Luke'a. Byłam tam też kilka fotografi chłopców i mojego chłopaka. Na samej górze była przyczepiona roześmiana Zoe. Chciałam znów zobaczyć ten jej piękny, szczery uśmiech ale od miesiąca robiła to bardzo rzadko. Odkąd rozstała się z Calumem jest bardzo smutna i przygnębiona. Chłopak zniknął, a blondynka nie może pogodzić się z jego odejściem. Wiem co czuje, bo sama przeżyłam coś podobnego po tym jak zniknął Luke. Ashton i Michael wyprowadzili się, gdzieś do Ameryki, twierdząc, że dostali się tam na studia. Martwiłam się. Martwiłam się o naszą przyszłość. Moją i Luke'a. Miałam coraz więcej obaw i wątpliwości. Ostatnio mniej ze sobą rozmawialiśmy i miałam wrażenie jakby chłopak mnie unikał. Na pierwszy rzut oka było widać że coś przede mną ukrywa i to coś raczej mi się nie spodoba. Bolało mnie jak cholera, że mi nie ufa i coraz bardziej mnie to wykańczało. Nawet moja mama zauważyła, że coś jest nie tak, ale ja nie chciałam z nią o tym rozmawiać. Chciałam, żeby myślała, że jestem szczęśliwa. Jedynymi osobami, które wiedziały o wszystkim były Dylan i Zoe. Tylko im ufałam i potrafiłam powiedzieć co leży mi na sercu. Traktowałam Dylana jak brata, a między nami nie było już niczego więcej. A mój prawdziwy brat? Unikał mnie. Unikał mnie jak ognia. Kiedy przyjeżdżał do domu żeby spotkać się z mamą, robił to tak, żeby mnie nie było wtedy w mieszkaniu. Nie odbierał moich telefonów, a kiedy już to robił tłumaczył się, że jest zajęty i oddzwoni. Ale nigdy nie oddzawaniał. Wszystko zaczynało się coraz bardziej komplikować, a ja bałam się, że to dopiero początek. Tęskniłam za moim starym życiem. Za nudnym wieczorami w samotności, których tak wtedy nienawidziłam. Jestem teraz inną osobą i z jednej strony cieszę się, że się zmieniłam, jednak z drugiej czuję, że to nie idzie w dobrym kierunku. Może gdybym...

-Sky! - usłyszałam po czym ktoś zapukał do drzwi.

-Proszę - powiedziałam i ziewnęłam. Do sypialni wszedł Dylan ubrany w białą koszule i dżinsy.

-Spóźnimy się - splotł ręce na piersi i stanął przed moim łóżkiem. Wzruszyłam tylko ramionami i wtuliłam się bardziej w poduszkę. - Błagam cię, nie każ mi wyciągać cię z łóżka siłą. Jesteś na to za ciężka.

-Ja? Za ciężka? Chyba ci się śniło - prychnęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej mierząc go wzrokiem.

-No widzisz? Jeszcze trochę cię po obrażam i wstaniesz - uśmiechnął się.

-Ha ha ha. Ale ty jesteś sprytny - rzuciłam w niego poduszką której oczywiście nie złapał. - Szkoda, że z refleksem już gorzej.

-Jeszcze się zemszczę - odparł i zaczął uciekać kiedy zobaczył, że wstaję z łóżka.

Śmiejąc się z jego zachowania podeszłam do szafy żeby naszykować sobie rzeczy. Spojrzałam na swoje ubrania i zaczęłam się zastanawiać co założyć na zakończenie roku. Niewiele z mojej garderoby pasowało na takie okazje, ponieważ nie przepadałam za sukienkami i spódniczkami. W końcu wybrałam czarne rurki i zwykłą białą koszule. Dobrałam do tego skórzane czarne trampki i byłam gotowa. Zrobiłam jeszcze lekki makijaż i poszłam na dół żeby zjeść jakieś śniadanie. Zanim udałam się w stronę kuchni wskoczyłam jeszcze do łazienki, żeby załatwić swoje potrzeby. Rozbolał mnie brzuch, prawdopodobnie ze stresu, więc postanowiłam wypić tylko ciepłą herbatę. Wstawiłam wodę i czekałam aż się zagotuje wystukujac o blat rytm mojej ulubionej piosenki. Zalałam kubek gorącą wodą i przeniosłam go na wyspę kuchenną. Usiadłam na wysokim stołku i podmuchałam herbatę żeby trochę przestygła. Piłam w ciszy kiedy do pomieszczenia wszedł Dylan i usiadł obok mnie.

-Już się nie boisz? - uśmiechnęła się i uniosłam jedną brew do góry.

-Ciebie? - prychnął. - Nigdy.

-Dobrze wiesz, że nigdy bym ci nic nie zrobiła - zaskoczyłam ze swojego siedzenia i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. - Nie bije słabszych - powiedziałam, a kiedy brunet to usłyszał zaczął mnie gonić. Dobrze, że byliśmy już prawie spóźnieni, bo inaczej umarłabym przez niego ze śmiechu.

Don't leave me | l.h ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz