Zepsucie

6.8K 426 18
                                    

Na szczęście w szkole panował błogi spokój i jedynie zdawkowe poruszenie plotką na temat wampirzego pochodzenia niektórych uczniów. Osobiście nie zainteresowałam się tym co większość uczniów uważała za bardzo ciekawe. Zazdrościłam im tej niewiedzy.
Na przerwie przyuważyłam, że Shu kierował się w zawrotnym tempie w stronę wyjścia. Nie mogłam pozwolić na to, żeby uciekł, to niesprawiedliwe. Chyba, że wyszedł do jakiejś dziewczyny? Całkiem niedawno mignęły mi blond włosy idące w tym samym kierunku. To były rzeczy interesujące, a nie jakieś tam inne plotki!
Jak kot zakradłam się do drzwi, nawet dzwonek nie spowodował, że wróciłam do klasy. Nikogo nie widziałam. Nie znaczy to, że się poddałam! Wyszłam na zewnątrz. Od strony lasu zawiał chłodny wietrzyk niosący ze sobą znaną mi melodię. Jak zaczarowana pognałam za magicznym dźwiękiem. Częstotliwość muzyki była odwrotnie proporcjonalna do widoku szkoły. Wkroczenie w gęsty las nie wydawało się dobrym pomysłem, ale skoro chciałam się dowiedzieć po co Shu wyszedł musiałam się przemóc. Muzyka nagle ucichła, otoczyła mnie złowroga cisza. Zrozumiałam, że wcześniej nie słyszałam piosenki, w której klimatach lubuje się blondyn, a ostre brzmienia techno z głośników licealistów. To o wiele gorsze od towarzystwa wampirów. Odwróciłam się, ucieczka, to dobre, bardzo dobre wyjście!
- Aya-chan, gdzie ci tak spieszno?
Przede mną stanął niby chory przewodniczący klasy z papierosem w ustach. Miał rozpiętą koszulę i potargane czarne włosy. Ponoć siedział w domu na zwolnieniu lekarskim z powodu zapalenia płuc. Hah. Prędzej dostanie raka niż zapalenia.
- Pobaw się z nami, przecież wiesz jak cię lubię.
Wydawał się takim porządnym człowiekiem, a tym czasem okazał się bardziej zepsuty od tych wampirzych potworów. Chwycił mnie za ramiona i delikatnie, ale to bardzo delikatnie przyciągnął do siebie.
- Zaraz cię stąd zabiorę... - wyszeptał mi na ucho. Zmieszałam się. Jego koledzy słyszeli tylko pierwszą część rozmowy. Muszę się wstrzymać z pochopnymi wnioskami. Może to jednak bardzo miły człowiek, na którym wywarto znaczną presję.
- Udawaj, że przyszłaś tu specjalnie. - wyszeptał znowu. Zrozumiałam, przypatrywali się nam starsi i młodsi uczniowie, nie tylko z naszej szkoły.
Przewodniczący zaciągnął mnie na jakąś ścieżkę. Cały czas trzymał moją dłoń, co nie podobało mi się. Prowadził mnie w kierunku innym niż była szkoła, co zrozumiałam najwidoczniej za późno.
- Aya-chan...
Wyrzucił papierosa.
- Jesteś śliczna, jeśli już ktoś ma cię przelecieć to będę to tylko ja.
Zabrzmiało romantycznie, ale wcale takim nie było.
- Kpisz ze mnie?
Zareagowałam ostro. Zacisnęłam pięści i przybrałam pozycję gotowości do walki.
- Może przeciwko nim nic nie zdziałam, ale ty jesteś tylko człowiekiem. Co mam ci złamać, rękę, nogę, a może od razu kark?!
Nie żartowałam. Machnął ręką i uśmiechnął się jakby wszystko chciał obrócić w żart.
- Jesteś za miła, żeby to zrobić.

Wtedy na scenę wkroczył Shu. Mój występ zakończył się zanim się zaczął. Uderzył przewodniczącego tak, że chłopak zemdlał. Odwrócił się w moim kierunku z dziwnym grymasem na twarzy.
- O, Shu...
Zaśmiałam się głupio i podrapałam po głowie. Jeśli tak leniwy człowiek jak on coś zrobił to znaczy, że albo mnie zaraz zabije albo obronił mnie po to żebym przeżyła.

- Jesteś irytującą istotą, przyciągasz same kłopoty.
Westchnął.
- Poradziłabym sobie. Dzięki za troskę, nie musiałeś mnie ratować jeśli to dla ciebie tak wielki kłopot.
Opuściłam głowę, nie wiem czemu, ale chciało mi się płakać, to przez jego słowa. Ciągle traktował mnie jak rzecz.

- Przez taką postawę z łatwością zginiesz.

Nie pozwoliłam mu odejść. Chwyciłam go za rękę.
- Jeśli stanę się wampirem, zaakceptujesz mnie jako człowieka?
Wyrwał swoją dłoń i już go nie było. Nie chciał mi odpowiedzieć, bał się. To musiało mieć związek z jego przeszłością.

Wróciłam do domu piechotą. W oknie rezydencji zauważyłam Reiji'ego, pewnie mnie wypatrywał, bo spóźniłam się na kolację. Znowu zacznie się złościć o moje naganne maniery. Nie miałam na to nastroju. Zamiast pójść i zjeść oraz przeprosić podreptałam do kuchni. Zrobię sobie sama coś do jedzenia, wtedy uniknę jego wywodu. Tak przynajmniej myślałam. Wyciągnęłam talerz. Biały, o ciekawym kwadratowym kształcie, a Reiji natychmiast mi go wyrwał.
- Spóźniłaś się. Powinnaś pójść spać bez kolacji. I nie narażaj zastawy na zniszczenie.
Jak zwykle oschły i arogancki, czego ja się spodziewałam? "Ayane, gdzie byłaś tak długo?", nie, od razu czepiał się o talerz.

- Nie zbiję czegoś czego jedna sztuka kosztuje kilka tysięcy jenów. Nie stać mnie na odkupienie ci całego zestawu Venus.
Pierwszy raz usta Reiji'ego rozwarły się z zaskoczenia. Wywołałam u niego jakieś emocje, wow.
- Masz tu Midori? Jest tańszy, wtedy się wypłacę jeśli zniszczę.
Uśmiechnęłam się wesoło przeglądając szafki. Zapamiętam, że słaby punkt czarnowłosego to zastawa stołowa.
- Mam, ale...myślę, że możesz korzystać z każdej zastawy stołowej, a szczególnie z tej najdroższej, jako przyszła żona musisz nauczyć się przyzwoitych wymagań.
Chrząknął i odszedł w swoją stronę. Teraz to mi otwarły się usta. Nigdy nie pozwolił mi na coś równie ekstrawaganckiego, nawet przy wspólnym stole stosował jedną z tańszych zastaw stołowych.

Po najedzeniu się zaczepił mnie Kanato.
- Teddy chce żebyś się z nami pobawiła!
Przystawił mi swojego miśka do nosa. Dziwne, ta zabawka pachniała zupełnie jak ja po tym jak zapach mydła znikał w nocy z mojego ciała.
- Pewnie! Z tobą i Teddy'm zawsze. - odpowiedziałam na tyle miło na ile to było możliwe.

Kanato zaprowadził mnie do jakiejś dziwnej krypty i usadził Teddy'ego na kamiennym podeście. W całej sali roiło się od pięknych figur woskowych w sukniach ślubnych. Wyglądały tak wspaniale.
- Oprócz Teddy'ego mam też inne przyjaciółki.
Wskazał na figury i zaśmiał się na ten swój psychiczny sposób. Rozłożył szeroko ręce i ukłonił się teatralnie.

- Jeśli umrzesz to staniesz się jedną z nich.
Myślałam, że się przesłyszałam.
- Kanato, przecież to figury woskowe.
Poprawiłam go, może mu się coś pomyliło, zachowywał się jak dziecko, to całkiem możliwe.
- Nie, kiedyś były żywe i przepiękne, ale, wyssaliśmy z nich za dużo.
Wzruszył ramionami jakby go to nie poruszyło. Mnie za to bardzo. Wyciągnęłam z kieszeni srebrny sztylet, który zawsze nosiłam przy sobie i bez wahania wyciągnęłam w kierunku Kanato.

- O, kochasz mnie? Tak wampiry wyznają sobie miłość.
Podszedł bliżej, dopiero wtedy dłoń mi zadrżała, ale za chwilę jeden z sześciu koszmarów miał zginąć i odejść w zapomnienie.

Diabolik Lovers x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz