Od początku

4.3K 259 19
                                    

- Tato! Tato! - wołałam zagubiona. Ocknęłam się w jakiejś krypcie, gdzie pełno było figur ubranych w suknie ślubne. Sama należałam do jednej z nich. Tylko, że w środku wypełniało mnie co innego niż wosk.
Przeraziłam się, to miejsce przyprawiało mnie o dreszcze. W dodatku nie miałam pulsu, moje serce nie biło, a mimo to żyłam. Odetchnęłam spokojnie i zeszłam z podestu. Po kłach, które poraniły troszkę mój język domyśliłam się o co chodzi. Przypomniałam sobie o moich biologicznych rodzicach, o przybranym ojcu i o tym, że zakochałam się w niewłaściwej osobie, osobie względem której nie powinnam żywić żadnych uczuć. Przy tych myślach towarzyszyło mi mocne kłucie w sercu. To było takie bolesne, a zarazem niepojęte. Wszystkie twarze w moim szczątkowych wspomnieniach, wszystko niemal praktycznie zamazane. Do tego moja dziwna moc, odeszła w zapomnienie, pewnie w skutek jakiegoś szoku.
Jeśli bym się uwolniła i spotkała tych, których nie pamiętałam na pewno wszystko wróciłoby do normy. Ruszyłam więc dziarsko przed siebie pewna, że znajdę wyjście. Nie ukrywałam, w tym labiryncie korytarzy trudno było się połapać gdzie pójść. Przynajmniej się nie zgubiłam. Rozejrzałam się za drogą powrotną, ale...Dobra, zgubiłam się! Nigdy nie miałam dobrej orientacji w budynkach.
Z którejś strony rozległy się kroki, które wymusiły we mnie niekontrolowaną pozycję obronną. Drapieżnik polował na drapieżnika, udało mi się tego domyślić. Jednak źródło dźwięku nagle ucichło. To nie wróżyło nic dobrego. Poza tym obecność tej osoby, tego czegoś sprawiała, że dziwnie się czułam. Drżały mi ręce, a twarz wykrzywiała się w smutnym uśmiechu.
- Bu!
Ktoś chwycił mnie w pasie i mocno przytulił od tyłu.
- Wiedziałem, że przeżyjesz! - krzyknął mi do ucha nieznajomy głos.
- K-kim ty jesteś? - zapytałam w miarę trzeźwo. Odsunęłam jego ręce od siebie, a raczej próbowałam to zrobić, bo im ja wkładałam w to większą siłę tym on bardziej je zaciskał.
- Więc to tak, suczko! Nic nie pamiętasz.
Zaśmiał się rozbawiony. Zdenerwowało mnie to.
- Obcy nazywa mnie suczką, no nieźle, chodź tu ty padalcu, urwę ci jaja, aż po samą szyję!
Jednym ruchem cofnęłam jego ręce. Po drodze uderzyłam go poniżej pasa kolanem, zgiął się w pół z rumieńcem.
- Krzycz, bij, moja była ofiaro!

Wymierzyłam dokładnego cela w jego policzek. Tylko, że postąpiłam na tyle okrutnie, że uderzyłam go stopą. Pociekło trochę krwi. Należało mu się. Czy ja wcześniej byłam taka agresywna? Czy kiedyś podobało mi się, że znęcałam się nad innymi? W każdym razie nachyliłam się nad nim i ujęłam jego podbródek.
- Odpowiedz na moje pytanie, psie.

Przybliżył twarz. Klęczał na podłodze przyparty do muru, a jeszcze miał czelność chcieć ode mnie czegoś więcej.

- Laito, Ayane-chan, naprawdę niczego nie pamiętasz? Tym lepiej, teraz jesteś jeszcze lepszą kochanką.

Jego dłonie zawędrowały na moje biodra. Nie pozwoliłam mu na nic więcej. Przywaliłam mu czołem w kość ciemieniową i padła.
- Jak się ocknie to będzie chciał mnie zabić.
Westchnęłam i podążyłam w stronę, z której przyszedł śladem zapachu, który pozostawił. Zauważyłam jeszcze jedno. teraz moje włosy przypominały śnieg o ile wcześniej wyglądały jak niebo bez gwiazd. Zupełnie mi się to nie podobało. Ktokolwiek to zrobił ma mi oddać moje piękne włosy!

W końcu udało mi się dotrzeć do holu. Na kanapie leżała kolejna pokraka, która prawdopodobnie stanie się moją następną ofiarą. Śmierdziało od niego sadyzmem, tak samo jak od tamtego. Zatkałam nos i przemknęłam na dwór. Białowłosy, przystojny chłopak stał w ogrodzie stojąc nieruchomo przyglądając się różom.
- Ayane?
Spojrzał w moim kierunku, a nasze oczy się spotkały. Nie wywołało to we mnie żadnych emocji, a w nastolatce powinno. On wyglądał jak młody bóg.

- T-tak, to ja. - wypowiedziałam cicho dławiąc się własnym głosem. Wskazałam palcem na siebie jakby ciągle brakowało mi pewności, że to ja, a nie kto inny.
- Żyjesz? Cieszę się. Kiedy to się stało, wszyscy myśleli, że zginęłaś. Rezydencja wtedy ledwo stała. Poza tym, Shu i Reiji zniknęli. - mówił jakby przypuszczał, że zaraz zacznę płakać i krzyczeć, ale ja stałam i wgapiałam się w niego nieprzytomnie.
- Kim oni są, kim ty jesteś?

Już za chwilę pojawił się naprzeciw mnie. Dłoń wymierzył żeby uderzyć, ale nie mnie. Tylko posąg, który znajdował się za mną.

- Subaru! Odrzuciłaś mnie, nie pamiętasz?! - krzyczał bez opamiętania. Położyłam dłonie na jego ramionach i uśmiechnęłam się delikatnie.

- Nie pamiętam.
W tym samym momencie zdjął z mojego palca biały pierścionek i wyrzucił daleko w dal.

- Więc zacznijmy wszystko od nowa. - powiedział delikatnie i mnie przytulił. Zdziwiłam się. To bardzo czuły gest. Postanowiłam go odwzajemnić, ale tylko ciałem. Duszą byłam w zupełnie innym miejscu.
- Jak masz na imię? - zapytałam po raz kolejny.
- Subaru. - odpowiedział i pogłaskał mnie po głowie.
- Czemu wyrzuciłeś ten pierścionek i dlaczego wykorzystujesz to, że straciłam pamięć? Wszystko mogę sobie przypomnieć, wiesz o tym? - kontynuowałam przesłuchanie. Coś nakazywało mi dotrzeć do sedna tej sprawy. Uraziło to go. Posmutniał, wycofał się.
- Znowu to robisz.
Zacisnął pięści.
- Znowu mnie odrzucasz!
Zaraz po tych słowach zniknął. Zostałam sama ze swoimi martwymi myślami. Najbardziej martwiło mnie to, że nie czuję poczucia winy z powodu zranienia go, a dlatego, że dałam mu wyrzucić pierścionek. Rzuciłam się w krzaki, znalazłam go, zgniecionego, nie nadawał się w zupełności do założenia na palec. Schowałam go do kieszeni i zrobiłam kilka kroków do przodu.
- Wracaj! Teddy za tobą tęsknił! - zawołał za mną ktoś z okna. Zignorowałam to, nie zależało mi na tym głosie. Już dawno zatraciłam swoją miłą osobowość względem...No właśnie, względem kogo?

Podążyłam przez las mimo późnej pory.
- Idź tam...
Słyszałam głos w swojej głowie. Odzywał się za każdym razem, gdy wybierałam dobry kierunek. Po długich godzinach marszu znalazłam się przed podobną willą do tej, w której byłam wcześniej. Głos mówił coraz głośniej, ale zrozumiałam, że błędem było go słuchać.
Naprzeciw mnie wyszedł czarnowłosy mężczyzna.

- Bydło wróciło to swojej ulubionej zagrody.
Nie słuchając go do końca zwróciłam, ale chwycił mnie za rękę.
- Zostaniesz tutaj, nie będziesz się pałętała sama.
Wyrwałam dłoń.
- Na pewno będę bezpieczniejsza niż tutaj. - warknęłam. Mężczyzna opuścił głowę i znowu mnie chwycił. Tym razem stanowczo.

- Musimy porozmawiać.
Chodziło mu o coś ważnego. Zgodziłam się, ale i tak z powrotem zabrałam swoją rękę. Nie będzie mnie dotykał jakiś obcy.
Z okna wyglądał blond włosy chłopak uśmiechnięty od ucha do ucha. Obok niego stał jeszcze ktoś inny, chciał mnie zabić, tyle wiedziałam. Prawdopodobnie spróbuje to zrobić, gdy tylko przekroczę próg tego domu.


______
Wybaczcie, że tak długo, ale mam nauki po uszy D: Następny pojawi się jutro <3


Diabolik Lovers x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz