Tacy sami

5.6K 332 22
                                    

- Wszystko się wyjaśni w toku natury, Ewo.
Po raz kolejny usłyszałam ten aksamitny głos w swojej głowie. Nie chciał odejść, miałam go dość, szczególnie, że wiedziałam do kogo należał.
Otworzyłam szeroko oczy i zerwałam się z kanapy jak poparzona. Po krótkich oględzinach stwierdziłam, że to nie różany ogród, w którym znajdowałam się ostatnio, a prawdopodobnie rezydencja wampirów, które mnie porwały.
- W końcu się obudziłaś. - odezwał się ktoś z głębi pokoju.
- Spałaś jak bydło. - powiedział po raz kolejny ten sam chłopak. Właściciel głosu właśnie przegrał całe swoje życie.
- Nazwij mnie jeszcze raz w wulgarny sposób, a pożałujesz. - warknęłam zdejmując nogi z kanapy. Po co wstawać i uciekać, na pewno mnie złapią. Grzecznie wolałam wysłuchać po co mnie porwali, ale powód wydawał się być zbyt jasny.
- Nie powinnaś się tak odzywać. - rzucił mi pogardliwe spojrzenie chłopak siedzący w fotelu. Czytał książkę i zapewne gdyby nie jego bracia już dawno by mnie tu nie było.
- W każdym razie, po co tu jestem?
Uniosłam głos, narastała we mnie irytacja. Niewiedza to jedna z rzeczy, która uwielbiała mnie wyprowadzać z równowagi.
- Przestań piszczeć, macioro!
Uderzył w szybę wysoki wieprzyk, na którego (chyba) wczoraj wpadłam.
- Nie odzywaj się świnio.
Westchnęłam cicho zupełnie ignorując jego napad gniewu. Dawniej próbowałabym go jakoś uspokoić, ale przekonałam się, że tak jak w przypadku Subaru, to niemożliwe.
- Już, już, to oczywiste, że czuje się zdezorientowana, prawda, masochistyczny kociaczku?
Na schodach pojawił się blondyn, ten którego kojarzyłam jeszcze z mojego ludzkiego życia.
- Masz rację...
Przytaknęłam zupełnie potulnie. Polubiłam go, myślałam, że to bardzo charyzmatyczny i miły chłopak.
Na dłoni poczułam coś chłodnego, zwróciło to moją uwagę.
- Hej....lubisz...ból?
Te słowa wydobyły się z ust owego pociętego chłopaka. Cofnęłam swoją dłoń i wbiłam się w kanapę jak najmocniej mogłam.
- Wstrzymaj się, Azusa!
Zachichotał blondynek.
- To nieodpowiednie dla nowo poznanej osoby. Najpierw musisz się grzecznie przedstawić. Więc może ja zacznę?
Pojawił się nagle za mną. Nie zaskoczyło mnie to, zupełnie, wyczułam jego obecność zanim to zrobił.
- Nazywam się Kou Mukami. Miło mi cię poznać, masochistyczny kociaczku.
Puścił mi perskie oko. Nagle moje serce zabiło szybciej. Uspokoiłam się, sposób trzeźwego myślenia postanowił powrócić.
- Miło mi. - odpowiedziałam krótko i wbiłam wzrok w posadzkę.
- Jestem Mukami Yuma. - odezwał się basem wieprzek.
- Azusa... - wyszeptał bezuczuciowym tonem poharatany chłopak. Spojrzałam na ostatniego z braci, którego imię za chwilę miałam usłyszeć.
- Jestem Ruki. - skwitował krótko.

- To pałac, w którym żyjemy. A ty będziesz mieszkać tutaj z nami, masochistyczny kociaczku. - powiedział Kou, ale nie spodobało mi się to. Wiedziałam, że nie przyniesie to nic dobrego.
- Mieszkać z wami? Czyli nie jesteście dobrymi herosami, którzy mnie uwolnią?
Westchnęłam. W moim głosie zabrzmiała nutka sarkazmu.
- Dla tamtych wampirów byłaś tylko zabawką.
Zamknął książkę z trzaskiem Ruki.
- A może twój umysł naprawdę zniżył się do poziomu bydła?

Założyłam nogę na nogę i ze spokojem oparłam się łagodniej o dosyć wygodną kanapę.
- Nie osądzaj mnie. Myślisz, że wybrałam taki los na własne życzenie? Poza tym, co to za różnica czy zostanę tu czy wrócę do nich? No może jedna stanowcza, wyssiecie ze mnie trochę mniej krwi.
Przesadzałam już ze swoim wrednym zachowaniem, ale nie było innego wyjścia. Gdybym zachowywała się zbyt miło prawdopodobnie wykorzystaliby to.
- Nie podoba mi się, że porównujesz nas do nich. W przeciwieństwie do nich my mamy trochę wyczucia.
Ten wzrok, przerażający jak lodowe spojrzenie Reiji'ego.
- Myślisz, że ci w to uwierzę?! - zakrzyknęłam z oburzeniem.
- Człowieku, jaka irytująca. Wisi nam to, czy jesteś przekonana czy nie.
Zrzedła mi mina. Wytrzeszczyłam oczy na Kou, dwulicowy rzezimieszek. Chciałam go polubić, to niemożliwe. Ostatnia nadzieja zburzona.
- Dokładnie, nasz plan wymaga krwi Ewy. - potwierdził moje przypuszczenia Ruki.
- Więc ją weźcie. Nic nie zmieni mojej pozycji chodzącego worka krwi.
Poddałam się.
- Zamknij się, wszystko co musisz robić to nas słuchać.
Zabolało, oni byli gorsi niż bracia Sakamaki. Ciągłe krzyki, wyzwiska, gryzienie, to zaczynało mi sprawiać przyjemność, co się ze mną działo?!
- Tak długo jak jesteś Ewą będziesz podlegać naszym zasadom.
Po tych słowach Ruki zamknął mnie w pokoju. Akurat lubiłam przesiadywać w takim miejscu, więc nie miałam nic przeciwko.
- Jaka Ewa?! - jęknęłam do siebie zdezorientowana i chwyciłam się za głowę.

Po pewnym czasie usłyszałam jak zamek do drzwi został otwarty. Moja szansa? Może któryś z nich wykazał odrobinę współczucia dla zagubionej istoty.
Uchyliłam drzwi, aby sprawdzić czy nikt się za nimi nie krył. Nikogo nie wyczułam. Moje moce teleportacji dopiero się rozwijały, więc przenosiłam się na niedaleką odległość, ale i tak było to szybsze niż bieg i z pewnością bardziej ciche.

Szkoda tylko, że zaraz przy drzwiach uderzyłam prosto w Ruki'ego. Wyglądał na bardzo wkurzonego. Przewiesił mnie przez ramię i zaniósł do swojego pokoju. Rzucił mnie na ziemię jak worek. Natychmiast wstałam z żądzą mordu wypisaną na twarzy. Trzeba nauczyć się bycia wampirem.
- Widzę, że próbujesz się wydostać, jesteś naprawdę źle wychowanym bydłem.
Kolejna obelga.
- Traktujesz mnie jak istotę bez uczuć, a sam byłeś człowiekiem! Poza tym to ty otwarłeś drzwi do mojego pokoju. To dlatego, że chciałeś mnie tu zaciągnąć?!
Uniósł jedną brew. Jego twarz wyrażała zdziwienie, a zarazem podziw. Podszedł bliżej co sprawiło, że się cofnęłam.
- Pomyśleć, że Ewa, której szukaliśmy jest ciekawą osobą.
To największa pochwała jaką dostałam w życiu od wampira. Niemalże graniczyło to z cudem.
- Jeśli podejdziesz bliżej, zaatakuję.
Stanęłam prosto, sztywno napięłam mięśnie jak gotowy do skoku na swoją ofiarę kot.
- Nie zda ci się to na wiele.
Zaszedł mnie od tyłu i dziabnął w szyję. Pociągnął strasznie dużo krwi. Wyrwałam się mu, a rana mocno krwawiła.
- Nie gryź mnie, nie masz do tego prawa, jak zresztą żaden z was.
Szybko się odwróciłam i chwyciłam go za kołnierz. Teraz to moje kły zatopiły się w jego szyi. Ten smak, nigdy jeszcze czegoś takiego nie miałam w ustach. Zanim zdążył mnie uderzyć odskoczyłam w tył.
- Coś za coś.
Uniosłam kącik ust i otarłam z nich krew. Nie kusiło mnie na więcej, ale jego tak. Chwycił mocno moje ręce i posadził na fotelu, aby po raz kolejny wbić się w moją szyję.
- Nie pozwalaj sobie, twoje maniery są na poziomie bydła. - wyszeptał pomiędzy jednym a drugim ugryzieniem.
- A ty znowu swoje... - rzekłam słabnącym głosem. Ostatnio coraz częściej mdleję, trzeba iść z tym do lekarza.

Diabolik Lovers x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz