1

154 46 13
                                    

Zapłakana biegłam jak najdalej od domu, nawet nie zauważyłam, że ktoś skrył się w krzakach w ogrodzie.

Przez trzy godziny nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nerwowo chodziłam w ciemnościach po parku wypalając jednego papierosa za drugim, na szczęście znalazłam je w kieszeni.

Byłam załamana i zrozpaczona, moje życie było do dupy. Jeszcze wszystko zdarzyło się w moje urodziny...

Kiedy byłam bliska popełnienia głupoty w stylu "o ten kawałek szkła patrzy na mnie błagalnym wzrokiem, chyba zrobię mu dobrze i się potężna". Ruszyłam w stronę domu ostatniej żywej osoby, którą kochałam, Ashtona Irwina.

Zapukałam do drzwi, widziałam zapalone światło w domu, więc napweno powinien otworzyć.
Po chwili stanął w drzwiach.

-Boże, Grace, kochanie co się stało? -Natychmiast mnie przytulił.

Nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

-Nie płacz kotku. Wszystko będzie dobrze. Tylko powiedz mi co się stało, bo nie sądzę, żeby tak się stęskniła, że przychodzisz o 3 rano.

-Moi...rodzice...oni-nie, nie mogłam tego dokończyć.

-Wyrzucili cię z domu?

-Nie. Oni...nie żyją. -Moją twarz zalała rzeka łez.

-O mój Boże. Grace, nawet nie wiesz jak mi przykro. Chodź za mną.

Poszłam z nim do jego pokoju. Ashton wziął mnie na ręce i położył na łóżku.
-Kochanie. Nie płacz.

-Nie...mogę uwierzyć, to to się stało naprawdę.

-Chcesz mi opowiedzieć, co się dokładnie zdarzyło?

Odpowiedziałam mu o wszystkim, a on bez słowa przytulił mnie do siebie.

-Zawsze będę z tobą. Nigdy cię nie zostawię w potrzebie. Kocham cię.

-Ja też cię kocham, Ash.

Jeszcze kilka minut leżeliśmy w objęciach, potem zasnęłam.

***
Piszcie czy się podoba :-P

(What's) Love Without Tragedy  L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz