*perspektywa Matt'a*
Nie potrafie przestać. Nie potrafię przestać na nią patrzeć. Jej brązowe włosy, powiewają na wietrze. Te niebieskie oczy. Pachnie jabłkami. Czy to jest obsesja?
-hej, Matthew. Słyszysz mnie?- Jej słodki śmiech dotarł do mych uszu.
-E.. przepraszam-zaśmiałem się- Nie mogę oderwać od ciebie wzroku..
Jej policzki zalały się rumieńcem. -pytałam się gdzie jest park.
-Zaraz będziemy.
***
*Perspektywa Alison*
Gdy chodziliśmy sobie po parku, nagle zobaczyłam plac zabaw. Kocham je. Ale czy powinnam? Marta powiedziała, że mam być sobą. Tak więc zrobie.
-Matt, masz takie miejsce, które sprawia, że jesteś szczęśliwszy?
-hm.. pomyślmy.. chyba mam a ty?
-tak. Moge ci je pokazać.
-jak to? Jest tutaj? Przecież jesteś z Londynu.
-to miejsce jest na całym świecie.-spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Nie zrozumiał. Złapałam go za końcówkę rękawa i poprowadziłam w stronę starych huśtawek. Czułam jego wzrok na sobie.
-huśtawki? One dają ci szczęście?-spojrzałam na niego, a on się uśmiechał.
-To miejsce wygląda na opuszczone.
-bo takie jest. Wybudowali ostatnio nowy plac zabaw. Wszyscy lecą tam, a o tym zapomnieli. -nie wiedziałam co powiedzieć. Dlaczego? Takie miejsca są najlepsze. To tutaj wychowało się mnóstwo dzieci. To miejsce zawiera wspomnienia. Piękne wspomnienia..
-wiesz to może być nasze miejsce.
-naprawdę? Wiesz.. nie chcę byś robił to z uprzejmości.. to może ci sie wydawać dziwne.
-co konkretnie masz na myśli?-zapytał. Spojrzałam na swoje trampki.
-to wszystko.. wiesz plac zabaw, jak wtedy się popłakałam, gdy zadałeś jedno głupie pytanie. Ja jestem.. dziwna. Nie chce żebyś się zmuszał do przyjaźni ze mną.- Nastała między nami cisza. Szum drzew i śpiew ptaków to jedyne co dopływało do moich uszu. Nagle poczułam szarpnięcie i nim się zorientowałam, zielonooki mnie obejmował. Moje serce biło jak szalone. Co się ze mną dzieje?
-Denerwujesz się. -Skłamałabym gdybym powiedziala, że nie czuje jak się uśmiecha. Ja natomiast oblałam się rumieńcem. Podniósł głowę i spojrzeliśmy sobie w oczy.
-nigdy nie mów, że robie to wszystko z uprzejmości. Przyjechałaś tutaj i zawróciłaś mi w głowie. Jesteś tutaj ile? Dwa tygodnie? Sam nie wiem.. nie moge przestać o tobie myśleć.. Robie to wszystko, bo Cię lubię Alison Whitmore. Nigdy nie uważałem, że jesteś dziwna. Więc proszę, przestań.-Nasze twarze były blisko. Zdecydowanie za blisko. Zrobiłam mały krok do tyłu i powiedziałam:
-wiesz.. tak naprawdę nie nazywam się Alison Whitmore. Tylko Lewis.
-Czemu?
Połowa mnie krzyczała: ,,Nie mów mu! Nie!" , natomiast druga: ,,Powiedz! Będzie ci lepiej!" Co mam zrobić?
-Jestem adoptowana. Moje prawdziwe nazwisko to Lewis. Wiem to niby nic takiego.. jednak nie jestem gotowa komukolwiek powiedzieć.. przepraszam.
-nie przepraszaj. Nigdzie nie odejde, nie musisz się śpieszyć. Nikomu nie powiem. Obiecuję.Rozmawialiśmy tak jeszcze przez dobrych kilka godzin na huśtawkach. Jednak uczucie, że ktoś mnie obserwuje nie opuszczało mnie na krok.
***
Gdy zamknęłam drzwi, zaczęłam uśmiechać się sama do siebie. Czułam przyjemne ciepło. Czy on właśnie.. obiecał mi, że nigdzie nie odejdzie? Że ze mną zostanie i nikomu nie powie?-alison, skarbie, czemu się tak uśmiechasz?- szlag by to. Zapomniałam,.że nie jestem sama w domu.
-marta. Cześć. Ja.. się ciesze, że już wróciłam.
-ah taak.. no skoro tak mówisz.
-Marto.. czym dla ciebie jest obietnica?
-Obietnica? Pomyślmy.. to coś ważnego. Gdy komuś coś obiecujesz, nie możesz tej osoby zawieść. Inaczej stracisz jej zaufanie. A czy komuś coś obiecałaś?
-Ja nie. -uśmiechnęłam się na samą myśl o blondynie. - Pójdę do pokoju. Dobranoc.
-dobranoc Ally.***
Gdy zgasilam światło i położyłam się do łóżka, zaczęłam mysleć. Co sie ze mną działo? Gdy Matthew mnie przytulił, miałam wrażenie, że czas stanął. Pamiętam, jak skóra paliła się pod jego dotykiem. Może to znak, że pora komuś zaufać. Sama sobie nie dam rady. Z tą myślą zasnęłam.
***
Szkoła. Super. Nie mogę się doczekać. Szybko się ogarnęłam i wyszłam z domu nie patrząc na zegarek. Szłam do szkoły i myślałam. Co zrobić gdy zobacze Matt'a? Mam na luzie podejść? Eh.. wyjęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na godzine. 6:41?! Jakim cudem?! Stanęłam w miejscu. Do domu nie chce mi się wracać. A do szkoły tym bardziej nie chce iść.. zdecydowałam pójść na miasto.***
Wszędzie były pustki. Mój brzuch zaczął dawać o sobie znać. Nawet gdyby to i tak nie wzięłam portfela. Super. Oglądałam wszystkie wystawy zamkniętych sklepów, gdy pewna postać rzuciła mi się w oczy. Czarnowłosy chłopak zauważył jak mu się przyglądam i zaczął iść w moją stronę. Super. Nie miałam z nim kontaktu odkąd wpadłam na niego na korytarzu, Cała zapłakana.
-hej. To ty jesteś tą, która na mnie wpadła? Nie zdążyłem się przedstawić. Kevin Collins.
-Alison Whitmore.
-a więc, Alison. Co tutaj robisz o tej porze? Przyszłaś popatrzeć na wystawy zamkniętych sklepów?-uśmiechnął się złośliwie.
-a ty co tutaj robisz? Uciekłeś z domu, by zapalić?- spojrzałam na jego szluga.
-rzucam.
-Coś kiepsko ci idzie.
-Nie odpowiedziałaś na pytanie.
-Odpowiem, jak zgasisz papierosa. Śmierdzisz.-Spojrzałam na niego wyczekująco. On zdając sobie sprawę, że nie żartuje, zaciągnął się po raz ostatni i wyrzucił papierosa do kosza.
-a więc?
-wyszłam z domu za wcześnie, ale nie chcę iść do szkoły. a ty?
-Ja zawsze tutaj przychodzę.-w tym momencie mój brzuch znowu dał o sobie znać. A niech cię!
-ktoś chyba nie jadł śniadania.
-może..- Kevin spojrzał na zegarek.
-chodź.
-gdzie?
-już powinna być otwarta kawiarenka za rogiem. Są dobre naleśniki.
-sama mogę sobie kupić.
-ale gdybyś miała pieniądze, już dawno by cie tu nie było.
-pf.. skąd mogę mieć pewność, że nie jesteś gwałcicielem psychopatą?
-Nie masz pewności.- spojrzałam na niego a on się uśmiechnął.***
-to jakie naleśniki chcesz?- Kelnerka i Kevin patrzyli się na mnie, wyczekując odpowiedzi.
-Herbata wystarczy.
-Herbata? No dobrze. Na naleśniki pójdziemy kiedy indziej
-Skąd wiesz, że znowu tutaj z tobą przyjdę?-oburzyłam się.. co za typ!
-bo jeśli przyszłaś ze mną teraz, kiedyś też przyjdziesz.- puścił mi oczko, a ja się zarumieniłam.
Po wypiciu przepysznej herbaty, podziękowałam i ruszyłam w stronę szkoły. Kevin zapłacił i jak natrętna mucha, dogonił mnie.
-co?
-nic.
-to czemu za mną leziesz?
-idę do szkoły.
-aa.. -szliśmy tak w ciszy aż do szkoły. Gdy do niej weszłam, szybko skręciłam w prawy korytarz i ruszyłam schodami do góry. Kevin szedł za mną.
-gdzie masz lekcje?-nagle padło pytanie.
-biologia.
-nah.. ja mam basen.
-czekaj-zatrzymałam się-basen jest w piwnicy. To po co za mną idziesz?-uśmiechnął się smutno.
-nie chce spotkać Jane. Ale mogę iść jeśli tego chcesz.
Nic nie powiedziałam. Odwrócił się i ruszył w stronę basenu. To było dziwne...
Gdy dotarłam pod moją salę, poczułam wzrok innych uczniów na sobie. Lily mnie zobaczyła i szybko podbiegła.
-alison! To prawda?
-Hej Lily. Ale co masz na myśli?-moje serce przyśpieszyło.
-to, że jesteś adoptowana.-Po tych słowach, moje zaufanie do Matt'a wyparowało.***
Hej! Tak, tak dzisiaj dodałam dwa rozdziały! Jestem z niego zadowolona. Myślę, że mi się udał. A wy co sądzicie? Uwagi mile widziane :)
CZYTASZ
Obietnica.
Teen FictionPożar w Londynie. Od tego momentu życie Alison diametralnie się zmienia. Przeprowadza się, razem ze swoją adopcyjną rodziną do Luton, by zacząć życie od nowa. Nowe miasto, nowe mieszkanie, szkoła, znajomi. Mogłoby się tak wydawać. Wspomnienia dręczą...