Rozdział 3

33 8 5
                                    

O rany! Trochę sobie pospałam. Jest już po 13. Obudził mnie koci ogon łaskoczący mój nos. Kevin ma sposoby aby wyciągnąć mnie z łóżka i go nakarmić, to właśnie był jeden z tych sposobów.

Wczoraj byłam zbyt zmęczona podróżą, aby wpaść na tak genialny pomysł jakim jest zakupienie jedzenia. W lodówce pustki, kot miałczy coraz głośniej, a mój brzuch... no cóż , wydaje mi się ,że jest wklęsły a to nie jest dobry znak.

Piętnaście minut później byłam już gotowa do wyjścia. Sklep był oddalony o 2 kilometry. Jako mała dziewczynka zawsze dostawałam od pani Perry, sprzedawczyni, cukierki o smaku truskawkowym.

Wsiadłam do mojego auta i przekręciłam kluczyk. Dzisiejszy dzień był chłodny. Na dworze panowała lekka mgła. Zza chmur wychodziło słońce. Mimo iż w górach widuje się tylko drzewa iglaste, to te nieliczne liściaste już przybrały żółtą barwę. Nawet nie zauważyłam, kiedy byłam na miejscu.

,,Sklep spożywczy u Pani Perry " Po wejściu do budynku doszedł mnie zapach... o nie, czy to możliwe... słynne bułki francuskie pani Perry z nadzieniem różanym.
- Witaj kochana! - przywitała się ze mną piękna kobieta po pięćdziesiątce, oraz jedna z najmilszych osób jakie znam, Luiza Perry.
- Dzień dobry pani!
- Ależ jaka tam pani! Mówiłam ci, że nie lubię jak tak do mnie mówią, czuje jak mnie to słowo postarza!- zaczeła się śmiać, nagle zmieniła wyraz twarzy na poważniejszy- bardzo mi przykro z powodu Natalii, wiesz, że twoja babcia była moją bliską przyjaciółką.
- Oczywiście, że wiem, tobie również musi być ciężko.
- Jest, ale daję radę. Co podać skarbeńku?
- Poproszę chleb, parówki, pastę ziemniaczaną ,jajka i karmę dla kotów.- Chwilę poźniej Luiza zniknęła w drugim pomieszczeniu szukając produktów, ja natomiast poczułam się obserwowana. Rozejrzałam się po niewielkim sklepie, ale nikogo nie zauważyłam.
- To wszystko co chciałaś skarbeńku, a to ode mnie - wręczyła mi bułki różane i konfiturę z dzikiej róży.
- Dziękuje , nie trzeba było. Do widzenia Luizo !
- Do zobaczenia Anno.

Cała drogę powrotną myślałam o tym, czy ktoś naprawdę mnie obserwował. Hemsville było stosunkowo małą wioską i znali mnie tam wszyscy. Problem polegał na tym, że nigdy czegoś takiego nie czułam i to mnie najbardziej zaniepokoiło.

-Dobra, Kejv złaź z drogi albo z żarcia nic nie bedzie!- kot odsunał się o kilka centymetrów i pozwolił mi przejść.

Postanowiłam, że nie będę go torturować. Poszłam do kuchni, która swoją drogą była bardzo ładna. Białe ściany, białe zdobienie i szafki w kolorze herbacianym. Oraz okna, duże okna. Sięgnęłam po łyżeczkę która leżała koło zlewu, i... czekaj ,czekaj.

Co to jest!?

Nie ufaj nikomu.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz