Rozdział 3

442 29 0
                                    

Znowu zobaczyłam tamtą osobę. Była strasznie blada... I ten obłąkany wzrok...spojrzenie miała utkwione w suficie. Siedziała na podłodze, po środku pokoju i miała na sobie kaftanik. Jej długie, rude włosy były potargane i brudne, podobnie do twarzy.  Podeszłam bliżej okna weneckiego, a ona opuściła na mnie wzrok. Uśmiechnęła się jak psychopatka. A ja zakryłam usta drżącą ręką, bo w tym momencie ona zmieniła się w Jake'a.

Obudziłam się z krzykiem i zlana zimnym potem.

- Samantho wstawaj. Śniadanie - usłyszałam chłodny głos Madison, co sprawiło, że przeszły mnie ciarki.

Podniosłam się i ubrałam, po czym wykonałam wszystkie poranne czynności.

Weszłam do stołówki i podeszłam do stolika z owocami.

Zjadłam ćwiartkę jabłka, po czym poszłam na lekcje.

Szkolne skrzydło było nad stołówką. Korytarz był bardziej żywy niż wszystkie inne. Był żółty, a na nim były "wesołe" rysunki, a drzwi do sal były zielone, a tak swoją drogą to były chyba tylko 4 salę lekcyjne. Podeszłam do pierwszej z nich, w której miałam, podobno, mieć lekcje.

Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.

W sali panowały odcienie brązu. Na wprost wejścia było czarne biurka, za którym siedziała kobieta.

Była po 50 i miała siwe włosy, oraz lekkie zmarszczki. Miała na sobie babciną, kwiecistą sukienkę, a na nosie duże okulary.

Wymamrotałam ciche przeprosiny i zajęłam wolne miejsce pod oknem.

Po kilku minutach jakiś chłopak wyszedł z sali. Okeej, to było dziwne... No ale jestem w psychiatryku, więc mogę się spodziewać wszystkiego.

Od razu się wyłączyłam i oparłam czołem o kratę, obserwując krople deszczu, które spływały po szybie.

Chciałam wyjścia z tego miejsca, ale jak widać w najbliższym roku, jest to raczej niemożliwe. Chciałabym znowu położyć się na ławce w lesie, a jeżeli powrót oznaczałby chodzenie do szkoły albo powrót do tego chorego miejsca, to mogłabym w szkole zamieszkać!

Następne lekcje minęły szybko, a jak się okazało, po obiedzie mamy jakieś "zajęcia motywacyjne". Cholera, co to ma być?! To jest chore! To, że to psychiatryk, to wcale nie znaczy że muszą  nas tak traktować!

Na obiedzie oczywiście dostałam talerz pomidorówki, ale chociaż to moja ulubiona zupa, to nie zjadłam całej.

Wróciłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Zamknęłam oczy i spróbowałam usunąć, co mi się udało.

Niestety z krainy Morfeusza wyrwało mnie pukanie do drzwi. Jęknęłam niezadowolona i podniosłam się do pozycji siedzącej, a po chwili do pokoju weszła Madison.

- Kochanie - czy mogę ją uderzyć? Mogę? - Chodź na zajęcia.

- Gdzie one są?

- Chodź to ci pokaże - uśmiechnęła się, ale nie odwzajemniłam tego tylko podeszłam do.niej z grobową twarzą.

Kiedy wyszłyśmy na korytarz, skierowałyśmy się w stronę schodów. Czekajcie, schodów?! Tam jet oddział zamknięty! Cholera, czy oni chcą z nami zrobić to co z tamtą dziewczyną?

Poczułam jak moje serce przyśpiesza swoją pracę, ale nie pokazałam tego, że się boję tylko szłam z dumnie podniesioną głową.

Zatrzymałyśmy się przed pierwszymi drzwiami od schodów, więc odetchnęłam, w myślach, z ulgą.

- Wejdź tam kochanie - jeszcze raz tak mnie nazwie, to ją zabiję! Ups, chyba ten cały psychiatryk źle na mnie zaczyna działać... Nie moja wina!

W końcu weszłam do środka. Pokój nie pasował do tych zajęć.

Był szaro-biały tak jak korytarz. Było tu jedno, wielkie okno, oczywiście z kratami. W prawym rogu stała mała komoda, a obok niej regał książkami. Natomiast w lewym rogu stała kanapa, nie taka nowa, ale zgniłozielona, podarta i chyba widziałam na niej grzyby i myszy. Hmm, ciekawe czemu jej nie wyrzucili. Na środku stał jeden, biały fotel i duży, cienki, ciemnoszary dywan.

Zobaczyłam, że siedzą na nim już osoby, więc zajęłam miejsce obok jakiejś brunetki i oparłam się o ścianę.

- Dzień dobry - usłyszałam wesoły ton jakiejś kobiety i przez tą jej radość chciałam ją stłuc - Zaczynamy.

Powiedziała siadając na fotelu. Była to wysoka blondynka z zielonymi oczami. Była szczupła i zgrabna i wyglądała na jakieś 30 lat.

- O, jesteś nowa? - pokiwałam głową - Opowiedz nam coś o sobie.

Westchnęłam i podniosłam się z ziemi.

- Nazywam się Samatha, jestem tu nowa i od teraz tutaj będę - powiedziałam i usiadłam. Nie lubiłam o sobie opowiadać, a blondynka najwidoczniej to zauważyła.

- Dobrze, porozmawiajmy o waszym samopoczuciu - czy to jest jakaś terapia grupowa?! Kiedy blondynka zaczęła coś gadać wyłączyłam się i zaczęłam myśleć o oddziale zamkniętym. Muszę tam pójść. Chcę wiedzieć co im jest i ilu ich jest. Po co? Nie wiem. Taki wewnętrzny przymus, chyba pójdę w nocy, dzisiaj zobaczę, o której nie mają dyżurów na korytarzach.

Otworzyły się gwałtownie drzwi i do środka wpadł zdyszany chłopak, kiedy był schylony zauważyłam, że to ten sam, który wybiegł z sali.

- Przepraszam za spóźnienie. Byłem w skrzydle szpitalnym.

Usłyszałam kilka szeptów, które się rozeszły, na temat tego, skąd on zna takie słowo jak przepraszam, ale nie zwróciłam na nie uwagi. Teraz ciskałam piorunami w osobę stojąca w progu, którą był... Jake. Jak mogłam go nie poznać? Te same czarne włosy i błękitnoszare oczy, jak mogłam go nie poznać?!

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Reinkarnacja ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz