Rozdział 11

174 14 0
                                    

Następnego dnia obudziłam się jeszcze przed śniadaniem. Ubrałam się, umyłam zęby i włosy, po czym czekałam aż usłyszę, że wszyscy idą na śniadanie. Zapewne Madison myśli, że nadal jestem na oddziale zamkniętym. Kiedy wypowiedziałam te słowa w myślach, poczułam zimny dreszcz, ale po chwili już nie zwróciłam na niego uwagi, bo usłyszałam harmider przed pokojem.

Wyszłam z pokoju i napotkałam zdziwione spojrzenia rówieśników. Albo wcisnęli im bajeczkę, że zachorowałam albo powiedzieli prawdę i dziwią się, że stamtąd wyszłam jeszcze w miarę przy zmysłach.

Z kanapką w ręce i kubkiem kakao usiadłam na parapecie i zaczęłam swoje śniadanie. Po chwili usłyszałam, że ktoś siada obok mnie. Nie musiałam się odwracać, żeby upewnić się, że to Jake, bo któż by inny?

- Cześć - powiedział brunet.

- Hej - odpowiedziałam pustym głosem patrząc w krajobraz za oknem.

- Jak się czujesz?

- Cały czas myślę o zamkniętym - szepnęłam ze spuszczonym wzrokiem.

- Wiem co się tam wydarzyło - powiedział jąkając się i spuszczając wzrok.

- Nie rozumiem - powiedziałam marszcząc brwi.

- Oni nagrali cię kiedy podawali ci trition - poczułam w oczach łzy, bo przypomniał mi się ten palący ból - Oni puszczali go uczniom i mówili, że tak kończy się nieposłuszeństwo - po moich policzkach łzy spływały bezgłośnie.

Jake podniósł na mnie wzrok, a kiedy zobaczył, że płacze przytulił mnie. Zaczęłam cicho szlochać. Na moje szczęście etap edukacji już skończyłam. Nie będę przynajmniej pośmiewiskiem.

- Spokojnie - powiedział pocieszająco, a ja ucieszyłam się, że nie powtarza tego bezsensownego "będzie dobrze" skoro nigdy tak nie jest - Dlaczego to zrobili? - pokręciłam głową dając znak, że nie chcę o tym mówić, a on tylko skinął głową.

- Chcę o tym zapomnieć, a nie cały czas to wspominać.

- Rozumiem - powiedział i uśmiechnął się pocieszająco, na co ja uniosłam kąciki ust.

Później poszliśmy do pokoju chłopaka, gdzie zaczęliśmy gadać o różnych rzeczach, a Jake próbował odwrócić moje myśli od oddziału zamkniętego.

Po jakimś czasie faktycznie udało mi się o nim zapomnieć, chociaż na chwilę.

Siedzieliśmy chyba tam cały dzień, bo kiedy spojrzałam przez okno zobaczyłam zachodzące słońce. Zapomnieliśmy o obiedzie. Jak? Nie mam pojęcia.

Teraz graliśmy w pytania. Położyłam się na łóżku, a Jake siedział oparty o nie plecami. Nie zauważyłam kiedy, ale przysnęłam.

Obudziłam się kiedy chłopak zaniósł mnie do pokoju i właśnie kładł mnie na łóżko.

- Mogłam sama przyjść - powiedziałam zaspanym głosem.

- Nie chciałem cię budzić, a z resztą już jesteśmy - powiedział i uśmiechnął się delikatnie - dobranoc - powiedział i poszedł do wyjścia.

- Jake? - zapytałam kiedy był przy drzwiach i odwrócił się w moją stronę.

- Coś się stało? - spytał z troską w głosie.

- Boję się - szepnęłam i spuściłam wzrok.

- Nie bój się księżniczko - powiedział pochodząc do mnie i przytulając - Czego się boisz?

- Zamkniętego - wyszeptałam - Boję się, że tam wrócę.

- Nie wrócisz - zapewnił mnie - Już dobrze? - pokiwałam głową a chłopak wyswobodził się z moich objęć.

- Zostaniesz ze mną? - zapytałam cicho.

- A wtedy nie będziesz się bać zamkniętego? - pokręciłam głową - W takim razie zostaję.

Ja poszłam jako pierwsza do łazienki, a chłopak później.

Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy, próbując usnąć, ale cały czas miałam przed oczami obraz tej brunetki z zamkniętego. Widziałam jej twarz i wyraz bólu w jej oczach. To było straszne.

Moje rozmyślania przerwał Jake kładąc się do snu. Przytuliłam się do chłopaka i zapadłam w sen.

Obudziłam się z mocno bijącym sercem. Znowu wydawało mi się, że jestem na zamkniętym. Przetarłam dłonią twarz i po cichu poszłam do łazienki.

Usiadłam na podłodze i odparłam się plecami o chłodną ścianę.

Zamknęłam na chwilę oczy i pozwoliłam l, żeby łzy bezradności spłynęły po moich policzkach.

Po raz kolejny nie dawałam sobie z tym rady. Wiedziałam co chcę zrobić, co mi pomoże. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam z niej żyletkę, po czym z powrotem osunęłam się na ziemię.

Przyłożyłam ostrze do nadgarstka, na którym rany już się zagoiły i zrobiłam kilka rozcięć.

Krew spływała po moim nadgarstku i tworzyła małą kałużę krwi na kafelkach.

Patrzyłam na światło lampy odbijające się w rubinowej cieczy.

Po raz kolejny przyniosło mi to ulgę i ból. Ale nie był on nie przyjemny. On zagłuszał wszystko inne i sprawiał, że mogłam zapomnieć o tym ogarniającym mnie strachu. Już drugi raz ten sposób zadziałał.

Wstałam z podłogi i podeszłam do zlewu. Przemyłam nadgarstek zimną wodą, a następnie żyletkę. Schowałam ją do szufladki, a rany zawinęłam bandażem. Nie wiem skąd, ale był w szafce.

Wróciłam do łóżka i z powrotem zapadłam w sen.

Szłam jednym z pustych korytarzy psychiatryka, a światło na suficie migotało, dodając strasznej nuty temu miejscu. Szłam szukając... Czegoś. Nie wiedziałam czego, ale czegoś szukałam. Nagle stanęłam pod wielkimi drzwiami oddziału zamkniętego, które otworzyły się kiedy do nich podeszłam. Tym razem nie wiedziałam lustr weneckich, a drzwi. Podeszłam do czwartych z kolei i bez zastanowienia weszłam do środka. Zobaczyłam normalny pokój z oddziału zamkniętego, a na łóżku leżała jakaś postać. Podeszłam do osoby i odwróciłam ją na plecy, wydając z siebie zduszony krzyk kiedy okazało się, że to Jake.

- Jake - szepnęłam, a on otworzył delikatnie oczy. Umierał - Co się dzieje? Czy ty mnie zostawisz? - zapytałam, a po moich policzkach płynęły łzy.

- Oni chcieli zabić ciebie - szepnął - Zamiast ciebie poszedłem ja.

- Czemu to zrobiłeś? - zapytałam pociągając nosem.

- Nie chciałem, żeby coś ci zrobili. 

- Jake proszę, nie zostawiaj mnie - błagam i usłyszałam jak wypuszcza powietrze po raz ostatni. Zaczęłam płakać i błagać żeby mnie nie opuszczał tuląc go do siebie, ale nagle okazało się, że to nie ja kogoś kołyszę w ramionach, ale ktoś mnie.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------



Reinkarnacja ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz