Rozdział 5

391 23 6
                                    

Leżałam w swoim łóżku i próbowałam usunąć, ale nic z tego. Cały czas myślałam o rozmowie z Jakem. Spojrzałam na swój zegarek. Dochodziła 3 nad ranem. Nie mogę spać. Muszę coś ze sobą zrobić.

Podniosłam się z łóżka i podeszłam w stronę drzwi. Kiedy je pociągnęłam, okazało się, że nie są zamknięte. Po cichu wyszłam na korytarz i rozejrzałam się. Żaden z nauczycieli nie miał "zmiany".

Postanowiłam pójść sprawdzić prawe skrzydło. Zauważyłam małe drzwiczki z napisem woźny. Weszłam do środka i na szczęście go nie było, ale światło się paliło. Zaraz wróci.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Była to mała, szara komórka. Na ścianach były półki z różnymi pudłami.

Szybko przejrzałam ich zawartości i w jednym zobaczyłam coś interesującego. Ściągnęłam pudło i nie wiedziałam, czy to są jakieś żarty. Było pełne klamek. Wzięłam jedną z nich i coś, żeby ją zamontować, a nóż uda się znaleźć okno bez krat? Spojrzałam jeszcze na inne pudła. W jednym z nich było dużo szpargałów. Zaczęłam je przeglądać, a w pewnej chwili przecięłam sobie palec. Cofnęłam z syknięciem dłoń i zajrzałam do środka. Żyletka.

Zaświtał mi pewien pomysł, że to może być plan awaryjny. Złapałam dwie żyletki, gdyby się zgubiła i już chciałam wychodzić kiedy zobaczyłam latarkę. Szybko złapałam ją i kilka baterii i szybko wymknęłam się z kanciapy woźnego.

Szłam ciemnym korytarzem, bo lampy na suficie nie dawały zbyt wiele światła. Weszłam do swojego pokoju i położyłam rzeczy na biurku. Najpierw sprawdziłam latarkę. Działała i miałam cztery zapasowe baterie. Schowałam ją pod poduszkę, a klamkę w ubraniach w szafie. Na koniec zostały żyletki. Wzięłam je do ręki i poszłam do łazienki. Wzięłam chusteczkę i położyłam ją w szafeczce, a na niej jedną żyletkę, tą która była czysta.

Patrzyłam jak moja krew lśni na małym, delikatnym ostrzu. Przechyliłam je trochę w bok i patrzyłam jak kropla krwi zmienia swój tor ruchu i w końcu spada na kafelki. Szybko zmyłam ją papierem, a żyletkę włożyłam pod strumień zimnej wody. Kidy była czysta, znowu podeszłam do szafki i chciałam ją schować, ale coś mnie powstrzymało. Zamiast tego usiadłam na chłodnej ziemi i oparłam się plecami o ścianę.

Popatrzyłam na jasne ostrze i na odbijające się w nim delikatne promyki światła lampy, dzięki której w łazience panował półmrok. Nigdy nie chciałam, żeby ostrze tego typu zbliżyło się do mojej skóry, ale teraz czułam się bezsilna. Kiedy miałam ją schować, poczułam jak ta nieporadność, złość, smutek i brak zrozumienia wracają do mnie, uderzając mnie z zdwojoną siłą.

Westchnęłam cicho i z lekkim wahaniem przyłożyłam żyletkę do skóry. Zrobiłam cięcie na nadgarstku, które sprawiło mi ból, ale było to w pewnym stopniu przyjemne. Przez chwilę jak zaczarowana patrzyłam jak w rysie zbiera się krew, tylko po to, aby za chwilę szkarłatne krople zaczęły spływać po mojej skórze. Zrobiłam jeszcze parę cięć, a z każdym następnym czułam jak wszystko ze mnie ulatuje. Kiedy skończyłam, koło mnie była krew. Czułam jak nadgarstek mi pulsuje, ale zignorowałam to i podniosłam się.

Podeszłam do zlewu i przemyłam zimną wodą rany, pozbywając się szkarłatnej cieczy z mojej skóry. Kiedy przestały krwawić, opłukałam żyletkę i schowałam ją do szafki.

Wróciłam do pokoju i opadłam na łóżko, czując że negatywne emocje opuściły. Nie całkiem, ale w jakimś stopniu na pewno.

Obudziłam się jeszcze zanim przyszła Madison, więc postanowiłam się już przygotować. Wykonałam wszystkie poranne czynności, po czym podeszłam do szafy. Dzisiaj sobota, więc mam tylko jedne zajęcia, na których nie obowiązuje mundurek.

Wzięłam pierwsze lepsze ubrania, bo jakoś nigdy nie przywiązywałam wagi do wyglądu i wzięłam czarną bandankę, którą zawiązałam na nadgarstku.

Gotowa usiadłam na biurku i zaczęłam się zastanawiać, co dzisiaj będę robić, a do głowy przyszedł mi pomysł, żeby odwiedzić oddział zamknięty. Chyba tak zrobię.

Kiedy przyszła Madison, nawet nie ukrywała zdziwienia, kiedy otworzyłam jej już gotowa. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę stołówki. Byłam pierwsza, ale nie zamierzałam zmieniać miejsca do jedzenia. Kiedy siedziałam przy oknie mogłam obserwować świat.

Dzisiaj zdecydowałam się na kromkę z dżemem. Usiadłam na parapecie i zaczęłam jeść machinalnie, za razem obserwując świat.

Patrzyłam jak w parku jakaś kobieta, młoda mama, goni roześmiana za swoim równie wesołym dzieckiem, a za nimi biegnie pies merdając wesoło ogonkiem. Ostatnio zmieniłam się i to nie chodzi o psychiatryk. Zaczęłam być bardziej nerwowa, smutna i melancholijna, a takie uczucia jak użalanie się nad kimś czy radość wywoływały u mnie negatywne nastawienie. Może mam początek depresji?

Nie wiedząc kiedy zjadłam całą kanapkę, ale przez to, że mój żołądek jest zawiązany w supełek, chciało mi się zwymiotować, ale nie mogłam tego zrobić. Madison powiedziała, że muszę jeść.

Zeszłam z parapetu i skierowałam się na zajęcia. Zasiedziałam się, bo ostatnie osoby właśnie wychodziły ze stołówki. Usiadłam pod oknem, w jednej z ostatnich ławek i czekałam, aż lekcja się skończy. Oczywiście nawet się nie zaczęła, ale ja już chcę pójść na ten oddział zamknięty. Muszę się dowiedzieć co tam robią tym ludziom, o ile jeszcze można ich tak nazwać. Oni są na wpół martwi.

Kiedy zobaczyłam, że Jake wchodzi do klasy, pokazałam mu, żeby się przysiadł.

- Muszę ci coś powiedzieć - zaczęłam i opowiedziałam mu o swoim pomyśle.

- Okej idę z tobą - powiedział, a ja uśmiechnęłam się nieśmiało.

- Miałam taką nadzieję - szepnęłam - Idziemy zaraz po zajęciach - powiedziałam, a on tylko skinął głową.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Reinkarnacja ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz