Mijały dni. Tygodnie. Thomas zdrowiał w oczach. Okazało się, że rany nie były dosyć poważne, lecz chłopak musiał zostać na jakiś czas w szpitalu. Przychodziłam do niego codziennie i spędzałam tyle czasu ile mogłam. Ciągle dręczyła mnie myśl, że to mogłam byc ja. Z upominków Thomas mógł otworzyć istną kwiaciarnię. Czasem żartowaliśmy, że nie da się już przez te rośliny oddychać. Ale tak na prawdę lubiłam je. Gdy tylko otwierały się drzwi do pokoju Thomasa, moim oczom ukazywało się może kolorów. Były tak piękne, zjawiskowe. Ja nigdy nie dostawałam takich kwiatów, ale no cóż... Mnie żaden świr nie pociął. To może nawet lepiej.
Znajomi Thomasa też często byli w szpitalu. Ale nie tak jak ja. Gdy ktokolwiek przychodził, zawsze słyszałam, że spodziewał się mnie tu spotkać. Szpital stał się moim drugim domem. A nawet jedynym. W swoim pokoju ostatnio spałam chyba z rok temu. Rano wychodziłam ze szpitala, gdzie miałam nawet własny fotel, bardzo wygodny, i szłam do szkoły. Po zajęciach szłam do domu wziąć rzeczy na zmianę, a potem zaraz jechałam do szpitala. Wiedziałam, że rodzice i Sofii się martwią, ale nie mogłam pozwolić Thomasowi siedzieć samemu w zamknięciu, bez miłej, znajomej twarzy. On również się martwił. Widziałam to. Pozornie zawsze się cieszył, gdy mnie widział, ale ja dostrzegałam to jak marszczył nos, jego zmartwione oczy, również zdradzały niepokój. Ale ja się nie martwiłam. Nie miałam o co. Przecież nic się nie działo...
Ale jedna myśl nie dawała mi spokoju. Nie mogłam spać, jeść, normalnie funkcjonować. Ten człowiek. A raczej potwór. Chociaż wszystkie potwory to ludzie. To coś... Dlaczego? Rozumiałam, że Thomas, jako ktoś znany, mógł mieć wrogów. Ale żeby robić coś takiego? Przecież to podpada pod próbę morderstwa! A policja dalej nie miała żadnych pomysłów... Kręcili się w kółko, błądząc w ciemności. Bałam się, że jeśli tak dalej pójdzie to zamkną śledztwo. A do tego w szczególności nie mogłam dopuścić.
Dzisiaj również siedziałam w szpitalnym pokoju Thomasa, który już niedługo miał dostać wypis i wrócić do domu. Zebrała się cała paczka, za wyjątkiem Kaii. Było bardzo zabawnie. Tylko w takich chwilach mogłam się rozluźnić, odpocząć. Ciągły stres, którym byłam obarczona, przyciskał mnie do ziemi i wyciskał ze mnie siódme poty, a ja miałam coraz mniej ochoty na walkę.
-Hope! - zawołał mnie Thomas. - Nie musisz zrobić jakichś zadań domowych?
Cały Thomas. Gdy tu z nim siedziałam, zawsze pilnował bym zrobiła zadania i pouczyła się. To chyba tylko dzięki niemu miałam jeszcze jakieś szanse na zdanie do następnej klasy. To do mnie nie podobne, ale to wszystko nie przypomina mojego wcześniejszego życia, więc czemu ja miałabym być taka jak wcześniej.
-Thomas! Daj spokój! Jest przecież tak miło. Nie traktuj mnie jak dziecko! - zaśmiałam się i zrobiłam błagalną minę. Kto by myślał w takiej chwili o nauce?!
Poza tym, coraz lepiej układało mi się z Thomasem. Odkąd wylądował w szpitalu więcej się nie całowaliśmy, ale czasami, w nocy, pozwalał mi spać w swoim łóżku, razem z nim. Nie chciał żebym czuła się samotnie, śpiąc na fotelu. Zawsze mnie wtedy otaczał ramieniem, a ja wtulałam się w niego, pragnąc, aby ta chwila nigdy się nie kończyła.
-Nie chcę żebyś miała jakiekolwiek problemy, czy zaległości w szkole, przeze mnie.
-Przecież ja nie mam żadnych problemów - odparłam, udając, że nie wiem o co mu chodzi. Jednak moje zdolności aktorskie musiały być dosyć marne, bo chłopak zgromił mnie wzrokiem. Skąd on w ogóle wiedział o moich problemach?
-Sofii do mnie wczoraj dzwoniła - powiedział Thomas, a reszta grupy wymownie zaczęła omawiać inny ważny temat, wychodząc przy tym zpokoju. Doskonale widziałam co sobie myślą: "O ho! Kolejna kłótnia! Kapitanie, opuścić statek!" Zasłoniłam twarz ręką udając, że nad czymś się zastanawiam.
-Hope! Spójrz na mnie - zaczął delikatnie chłopak. Opuściłam ręce, a on wyciągnął swoją chcąc abym podała mu dłoń. Z wachaniem postąpiłam tak jak chciał, a Thomas przyciągnął mnie delikatnie do siebie, zmuszając bym usiadła na skraju szpitalnego łóżka. Normalnie ucieszyłabym się, ale wiedziałam, że tym razem nie będzie ani trochę wesoło. Zanosiło się na potworną burzę. - Hope, rozumiem, że ciężko Ci po tym, co stało się w tym domu strachu - wyciągnął rękę, by mnie uciszyć, gdy już miałam mu przerwać. - Rozumiem, że bardzo mnie lubisz i fajnie nam się spędza razem czas - drgęłam, co chłopak musiał wyczuć, bo delikatnie zacisnął swoją dłoń na mojej ręce nie pozwalając mi na żadenruch. Nie bałam się jego, bałam się jego słów. - Na prawdę bardzo Cię lubię. Jesteś wspaniałą, mądrą, piękną młodą kobietą, a...
Wyrwałam się z szybkością wiatru tak, że Thomas nie mógł nic zrobić. Siła jego słów odrzuciła mnie na drugi koniec pokoju. Czułam jak łzy napływają mi do oczu. Nie mogłam ich powstrzymać ale musiałam to zrobić. On nie może mi tego zrobić. Nie może! Przecież wie, że tego nie zniosę...
Przypomniałam sobie, to co mówił Dylan. Jaka ja to jestem zmienna. I jaka delikatniutka. Taka nijaka. Nie moge taka być. Nie moge się co sekundę rozpadać, a potem na nowo układać fragmenty siebie w całość. Tak dalej nie może być. Ogarnij się kobieto!
-Ale co? No?! Ale co?! - krzyknęłam. Łza delikatnie popłynęła mi po twarzy. No to koniec. Już po mnie. Przegrałam tą bitwę.
-Hope, proszę Cię. Uspokój się - Thomas wstał z łóżka i podszedł do mnie. Nie wyglądał tak dobrze jak przed tym atakiem. Jak przed poznaniem mnie. - Daj mi powiedzieć to co zacząłem - wskazał ręką, abyśmy usiedli znowu na łóżku. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich wdechów. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Tylko oddychanie mi pozostało. Ruszyłam za chłopakiem i razem usiedliśmy na łózku. - Chodzi mi o to, że widzę co się z Tobą dzieje. Martwię się o Ciebie. Bliscy też się o Ciebie martwią. Sofii ciągle do mnie dzwoni. Pyta się jak się czujesz, czy wszystko dobrze. Wczoraj powiedziała, że twoje oceny bardzo się pogorszyły. Podobno możesz nie zdać. Nie chcę tego dla Ciebie. Zrozum. To jest twoje życie. Twoje oceny. Tyle lat na to pracowałaś i teraz, już przy samej mecie, chcesz się poddać? To nie taką Hope poznałem.
Thomas miał racje. Nie wiem co się ze mną ostatnio stało. Byłam jak taka dziwna. Nie hope'owa.
-Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje - powiedziałam z opuszczoną głową.
Aktor uniósł mój podbródek, abym popatrzyła się w jego oczy. Były takie smutne. Czekoladowo smutne. Zaczynałam się w nich rozpływać, kiedy usłyszałam za sobą czyjś głos:
-Tommy! Tak bardzo się o Ciebie martwiłam, skarbie!
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak zwykle bardzo Was przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział. Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone. Spięłam się i napisałam, i mam nadzieję, że spodoba Wam się.
Zachęcam Was do głosowania i komentowania, bo to mnie niezwykle motywuje, a jako człowiekowi, który często wątpi w siebie, bez Waszych słów trudno mi napisać kolejny rozdział. Wene mogę mieć, ale chęci do pisania nie zawsze, aż tyle aby włączyć laptop i nabazgrać te tysiąc słów. Dlatego zachęcam Was do dzielenia się swoimi opiniami, bo nic Was, ani za te złe ani za te dobre, niedobrego za to nie spotka. Jedynie szybciej napiszę rozdział.
Miłego czytania!
Autorka
PS. Wiecie, że już w marcu będziemy mogły zobaczyć naszego kochanego Thomaska w stolicy naszego państwa? ;)
CZYTASZ
Nice girl with nice story
FanfictionHistoria pewnej dosyć skrytej, lecz jakże szalonej nastolatki, która pewnego dnia przestała marzyć, a zaczęła żyć.