Rebecca
„Miękkie",
Rozchodzi się w moich myślach , gdy czuję pod swoją głową haftowaną poduszkę w kwiaty. Próbuję podnieść się do pozycji siedzącej , ale skurcz łapie moje ciało i nie puszcza do póki nie kładę się z powrotem. Kaszlę.
Od czasu kiedy się obudziłam gardło drapie mnie bez przerwy. Słyszę czyjeś ciężkie kroki za moimi plecami. Mokra szmatka opada na moje czoło, z której spływają miłe stróżki zimnej wody. Otwieram szeroko oczy i rozglądam się na tyle ile potrafię. Więc to ten dom. Znowu. A obiecałam, że nie wrócę...Cóż wiele czasu nie minęło. Ale to nie jest najważniejsze. Co się ze mną dzieje? Nie jestem na nic chora , ani wcześniej nie przeżyłam podobnego... ataku ? A jeżeli powtórzy się nie raz ze wzrastającą siłą ?- Dom - wykrztuszam z siebie gdy gospodyni siada na skraju kanapy i gładzi mnie po policzku...tym policzku. Po czym zerka ze złością na stojącego nade mną Sebastiana.
Powiedział jej czy sama się domyśliła ?
Przymykam powieki ponownie i podkulam kolana do piersi siadając mimo bólu jaki mi to sprawia.- Zanieś ją do domu - mówi patrząc w podłogę pani Meddow - Chociaż tyle dla niej zrób , proszę.
Chłopak nie zastanawia się dłużej. Tylko jedną rękę wkłada pod moje kolana, a drugą pod ramiona. Pokazuje mi gestem bym go objęła , nie mając większego wyboru robię to i odwracam głowę tak , żeby nie patrzeć mu w twarz.
Czuję się jeszcze bezsilniej niż wcześniej. Bardziej bezsilnie niż niezręcznie.- Koszulka - szepczę mierząc się z kolejnym skurczem.
Chłopak spogląda na swoje gołe ramiona , po czy wzrusza nimi i kieruje się do drzwi.
Nie czuję się skrępowana - właściwie myślę tylko o tym jak opanować gniew. Lub co powiedzieć mojej mamie gdy On przyniesie mnie w takim a nie innym stanie do domu.
Na szczęście ucisk niby guza w mojej głowie już znikł, a dzięki ziołowym opatrunkom gosposi- mój policzek nie wygląda już jakbym przeżyła brutalny atak wściekłej i zazdrosnej przyjaciółki.
Co pomyślą ludzie na mieście ? ...- Uważaj ! - krzyczy gospodyni gdy drzwi zamykają się , a my stajemy w progu jasnych płomieni.
Z drugiej strony.. Co jakbym dostała napadu w trakcie marszu ? Gdzieś w lesie - pustym i cichym, gdzie nikt by mnie nie słyszał , nie znalazł.
Jednak są jakieś plusy tego , że nie spieszyło mi się , by uciekać z tamtego miejsca.- Czeka nas długa podróż - mruczy chłopak i spina mocniej mięśnie , gdy schodzi po schodkach.
- Nie jestem za lekka - mówię - Mogę iść - chłopak na początku się śmieje , troszkę sarkastycznie, ale potem znów poważnieje. Mógłby przynajmniej udawać , że nie jest Sebastianem. Przez kilka minut.
- Nie oszukuj się - warczy Sebastian - Nie możesz- wzdycha i dodaje- Po prostu bądź cicho i nie wierć się za bardzo - dupek. Nie dość , że to ja jestem ofiarą , to jeszcze mam słuchać rozkazów kolegi z drużyny.
Kolegi ?
Jestem z nim w grupie zaledwie trzy miesiące. Owszem , z innymi nawiązaliśmy więzy przyjaźni i zgody , ale Sebastian zawsze trzymał się z boku. Był tym , którego nigdy nie obchodziły wspólne spotkania , czy pomoc w treningach.
Wiecznie sam , wiecznie poważny , wiecznie inny.Sama droga do głównej ulicy miasta ciągnęła się w nieskończoność , a mnie co chwilę świerzbił język by powiedzieć coś i przerwać tą niosącą się w nieskończoność ciszę.
To był tylko przedsmak tego , co naprawdę mnie czekało.
Im dłużej szliśmy tym mocniej musiałam się trzymać ciała chłopaka , którego mocne ramiona cały czas były napięte i pewnie trzymały mnie w swoich objęciach.
Lecz gdy tylko weszliśmy na obrzeża Seprchy , coś się zmieniło.
Sebastian drastycznie spoważniał ( jeszcze bardziej niż zawsze, o ile to możliwe) , a jago tętno przyspieszyło , co wyczułam od razu z powodu jego braku koszulki. Był o wiele za blisko mnie, nawet jeśli jesteśmy znajomymi ( tak, to dobre stwierdzenie) z drużyny.
CZYTASZ
LOST SOULS : Biel szafiru
FantasyBo gdy znów zgasnie slonce, On rozjaśni ciemność i da nadzieję ludziom. Na wieczne światło. Wszystko zaczęło się od przemocy. I na przemocy się zakończy. Seprcha nie jest bezpieczna. Ale nikt prócz niego nie zdaje sobie z tego sprawy. Postrzegany...