Jakiś czas później miałam zajęcia z Doktorem Nowakiem. Cały czas była cisza, czyli nic ciekawego się nie wydarzyło. Kolejnie miałam zajęcia plastyczne, pogadanki o narkotykach i alkoholu, mówili cięgle jedno i to samo, że to jest złe, że nie wolno itd. Teraz idę z opiekunem na obiad, wchodzimy na sale, wiele osób już zdążyło zjeść, a teraz rozmawiają. Siadam przy „moim" stoliku i zabieram się za jedzenie. Prawie skończyłam, a Kacpra nadal nie ma, rozglądam się po sali, ale nadal go nie widzę. Kończę resztę niedobrego dziś posiłku i idę do pielęgniarza by wrócić do pokoju.
-Mogłabyś iść sama, bo ja muszę coś załatwić u przełożonych?- Pyta mnie mężczyzna, gdy do niego podchodzę. Kiwam głową na tak. Wychodzę ze stołówki, przechodzę obok pokoju pielęgniarzy, na końcu korytarza widzę otwarte drzwi, podchodzę do nich i zaglądam do środka. Moim oczom ukazują się pudełka z lekarstwami. Sprawdzam czy nikogo nie ma na korytarzu i wchodzę do pomieszczenia. No to czas umierać. Trzeba się nauczyć zamykać tak ważne pomieszczenia. Biorę jakieś środki przeciwbólowe i jeszcze kilka pudełek z jakiś tabletkami, co mi na zdrowe nie wyglądają. Już mam wychodzić, gdy moim oczom ukazuje się spirytus do dezynfekcji, z dużym uśmiechem na ustach biorę jedną butelkę. Sprawdzam czy nikogo nie ma na korytarzu i szybkim krokiem wracam do pokoju.
Siadam na łóżku i zaczynam rozkładać moje zdobycze na łóżku. Pisać list pożegnalny? Dla kogo? Pierdole nie chce mi się, nawet nie mam, dla kogo. Wysypuje tabletki na pościel, biorę po kilkanaście z każdego połykam popijając spirytusem. Czekam, no nic się nie dzieje! Wkurzona biorę garść przypadkowych tabletek połykam, popijam, kolejną garść, popijam. Nagle obraz zaczyna mi się podwajać, kręci mi się w głowie, niespodziewanie atakuje mnie niemożliwy do zniesienia ból brzucha. Czy to koniec? Czy ja nareszcie umrę? Widzę przed sobą, jaką osobę.
-Max czy to ty?- Ktoś podchodzi do mnie, ja wymiotuje, nie, nie mogę wymiotować. Przewracam się na plecy, tak, że krztuszę się własnymi wymiocinami. Czyje jak czyjeś ręce mnie podnoszą, potem tracę przytomność.
Mam na sobie białą, prostą sukienkę, idę brzegiem morza, ciepła woda łaskocze moje kostki. Gdzie ja jestem? Czyżbym umarła i to jest niebo? Niebo? Przecież ja nie zasługiwałam na niebo. Gdzieś niedaleko, za mną słyszę radosne śmiechy, zatrzymuje się i odwracam. Podbiega do mnie chłopak, gdy jest już blisko widzę, że to Max, czyli jednak umarłam.
-Czy ja umarłam?- Pytam, gdy chłopak staje przede mną.
-Nie, jeszcze nie.- Uśmiecha się do mnie.- Karolina proszę Cię, ŻYJ!
To są ostatnie słowa, jakie słyszę, bo obraz się rozmywa.
Otwieram oczy, jestem poprzypinana do jakiś maszyn, słyszę pik-pik, to chyba dobrze jak, dla kogo. Żyje, dlaczego nie mogę umrzeć? Tak bardzo mnie nie chcę po tamtej stronie?
-Nareszcie się obudziłaś- Mówi Doktor Nowak, który siedzi przy moim łóżku.- W ostatniej chwili udało nam się, ciebie uratować.
-Ktoś was o to prosił!?- Nie wytrzymałam krzyczę na niego.- Jednego pacjenta mniej! Myślcie czasami!- Nagle kręci mi się w głowie i ogarnia mnie ciemność.__________
Ziomki, przepraszam, że tak długo nic nie pisałam, ale doskwierał mi brak weny... :C
Mam nadzieję, że się spodoba. <3
Dawajcie gwiazdki i komutujcie, bo przestane pisać. :D
Tak, grożę wam <3
CZYTASZ
Krew Psychopatki
HorrorKarolina miała ciężkie dzieciństwo, a po tym jak trafiła do domu dziecka, jej życie stało się nie do zniesienia. Ląduje w psychiatryku. Dzień 18 urodzin zbliża się nieuchronnie, dziewczyna ma mało czasu na spełnienie swojego życzenia, śmierci. Czy d...