Rozdział 3

294 32 3
                                    

- Mojego ojca?
Mój głos brzmiał nienaturalnie.
Skąd on wie coś o moim ojcu?
- Raphael Bannath wielki..
Przerwał mu głos zza moich pleców.
Odwróciłam się i zobaczyłam wielkie zielone oczy pani dyrektor, które najprawdopodobniej chwilę wcześniej piorunowały Marka.
- Dzień dobry, Ellen.
Spojrzała na mnie i przywołała na twarz sztuczny uśmiech.
- Możesz już iść, Mark.
- Ale ja...
- Możesz już iść.
Powtórzyła tym razem dużo głośniej i donośniej.
Pokornie pożegnał się z nami i ruszył przeciwnym korytarzem wyraźne naburmuszony.

- Miły z niego chłopak, ale nie wiem kiedy trzymać język za zębami.
Nie wiedziałam co mam rozumieć przez te słowa.
- Nie będziesz miała mi za złe kiedy to ja Cie oprowadzę?

-Nie.- W duchu żywiłam jednak nadzieję, że będę miała w najbliższym czasie sposobność do rozmowy z Markiem.

Kolejne dwie godziny upłyneły na monotonnym brnięciu korytarzami i wysłuchiwaniu równie nudnych historii o dawnych dyrektorach.
Czy mówiłam już, że Augustus Laze stracił dwa palce broniąc Akademii?
Z pewnością nie.

Gdy w końcu wróciłam do swojego pokoju, łóżko wydawało się miększe a zapach poduszek dużo intensywniejszy.
Jednak zamierzałam zrobić coś bardziej pożytecznego od spania.
Wystukałam numer telefonu mojej mamy,cisza nie odbiera.
Postanowiłam,że jednak się zdrzemnę.
Gdy się obudziłam zegar wskazył 14:43. O 15 zaczynał się obiad.
Przejrzałam się w lustrze, włosy odstawały mi na cztery strony świata a ciuchy były wygięte.
Popędziłam do łazienki jednak doprowadzenie mnie do ładu trochę zajeło.
Ponownie spojrzałam na zegar 15:16. Holy shit.
Popędziłam schodami do stołówki i zobaczyłam coś co wzbudziło mój strach.
Kolejka długa jak tasiemiec.
Ustawiłam się i z tacą w ręce czekałam na swoją kolej.
Ile tak można?
Nogi mi odpadną.
W św. Albercie nie obowiązywała mnie "kolejka dla dziwolągów".
Ugch..
Gdy wreszcie nałożyłam sobie sałatki i zapłaciłam pojawił się problem. Hierarchia. To ja zazwyczaj stałam u szczytu układu pokarmowego.
W tłumie uczniów zamajaczyły mi brązowe włosy Marka.
On również mnie zauważył uśmiechnął się figlarnie i ruchem ręki wskazał krzesło po swojej lewej stronie.
Odwzajemniłam uśmiech i skierowałam się do jego stolika.
Gdy już odpowiednio się usadowiłam zauważyłam pytające spojrzecia.
- Ellen Bannath.- powiedziałam.
- TA ELLEN BANNATH?- spytał muskularny blondyn.
Zbił mnie tym z tropu.
Nie jestem rozkojarzona ale osoba której nieznam najwyraźniej zna mnie.
Nieraz zdarzały się podobne sytuacje ale w AUSTRALII.
- Ta Ellen Bannath.- odpowiedziałam.
Wykorzystałam ich zdziwienie i przyjrzałam się.
Laska o długich miodowych pasemkach i szafirowych oczach, dziewczyna o krótkich miedzianych włosach i długich nogach, dziewczyna o ślicznej brzoskwiniowej cerze z rudymi lokami na głowie, dwóch muskularnych blondynów niewątpliwie bliźniaków, tajemniczy chłopak o kruczoczarnych włosach i Mark.
Elita.
Uśmiech przemknął po moich malinowych wargach.
Może tu nie będzie tak źle?

"Nazwiska odbijają się echem w pokojach przeznaczenia."

------------------------------------------------------
Rozdział dedykuję Oli.

Mam nadzięję, że się podoba.
Jak myślicie kim jest ojciec Elen? Przepraszam za błędy i długą przerwę.
Do następnego.
Czułko.

Akademia CzarownicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz