Podniosłam się próbując poruszyć zdrętwiałym ciałem.
Ruszyłam głową, ból był okropny od skroni aż po potylicę.
Rozejrzałam się, wnioskując po oknie na końcu beżowego korytarza musiało być już późno, słońce zastąpił księżyc a niezliczony trel ptaków, migocące do mnie z oddali gwiazdy.
Ciarki przeszły mi po plecach a włosy stanęły demba, spojrzałam do tyłu, przodu i na boki, mogłabym przysiąc że ktoś tam był.
Mimowolnie spojrzałam na obraz.
Raphael Bannath.
Raphael Bannath.
Ellen Bannath.
Czy..., to możliwe?
Nie, mój ojciec nie żyje, tak mówił Mark ale czy mogę mu wierzyć?
Przecież prawie go nie znam.
Nie uszłam trzech kroków i upadłam.
Pulsujący ból wypełnił mój kręgosłup a skóra napieła się do granic możliwości.
Znowu.., te uczucie.., jakby ktoś stał za mną i przyglądał się, nie chcąc udzielić mi pomocy.
B..Błagam.-Spojrzałam w przestrzeń.-Pomóż.
Zgiełam się, gryząc knykcie do krwi.
-Błagam...-samotna łza spłyneła po moim policzku.-pomóż.
Zacisnęłam zęby próbując stłumić cierpienie.
Niczym cień przede mną pojawiła się barczysta sylwetka mężczyzny.
-Dla Ciebie nie ma pomocy, Bannath.
Moim ciałem wstrząsły drgawki a ja osunęłam się w nicość.Kiedy ponownie otworzyłam oczy znajdowałam się w innym miejscu i czasie.
Boże...., do moich nozdrzy dotarł metaliczny zapach.
Znajdowałam się na polanie, szkarłatnej polanie usłanej setkami trupów, zerknęłam na góra dziewietnastoletniego blondyna z poderżniętym gardłem o pięknych perłowo białych skrzydłam teraz ociekających krwią, odwróciłam się napotykając martwe spojrzenie przebitej na wpół brunetki o mlecznej cerze i czarnym jak smoła pióropuszu skrzydeł.
W oddali dostrzegłam żarzące się ręce.
- Czy to już miało miejsce?-rzuciłam w przestrzeń nie licząc na odpowiedź.
-Nie.. ale wkrótce się wydarzy.
Odwróciłam się jak oparzona próbując zmaterializować źródło dźwięku.
Pomiędzy trupami jak fatum przedzierał się na oko dwódziestopięcioletni brunet.
-Kim jesteś?- zapytałam niepewnie.
-Kimś bardzo, bardzo, ważnym Ellen.
- Skąd mnie znasz?- zaczęłam powoli się cofać potykając się o zwłoki.
-Podpowiem Ci-nieznacznie się zbliżył-mamy ze sobą coś wspólnego.
-Co??-odrzekłam rozkojarzona.
-Śmierć,Ellen,śmierć.
Puściłam się biegiem,lawirując pomiędzy martwymi.
Niczym krążący kruk pole bitwy wypełnił przerażający śmiech.
- Przede mną nie uciekniesz.***
Podoba się? Rozdział pisany na siłę z odrobiną weny. :)
Ponieważ muszę was zmuszać
15 gwiazdek kolejny rozdział.Gwiazdka,komentarz=motywacja= Nowy rozdział
Do następnego. :)
CZYTASZ
Akademia Czarownic
FantasyJestem siedemnastoletnia Ellen Madeline Bannath. Wychowuje mnie matka Susan, nigdy nie cierpiałam z powodu iż nie poznałam ojca. Jest mi dobrze tak jak jest mam wszystko o czym marzy każda nastolatka, pieniądze, markowe ciuchy, znajomych , wygląd i...