Rozdział I - Nowe różdżki w Zakonie.

3.2K 156 85
                                    

                       

Siedział w kuchni i przeglądał Proroka Codziennego. Od feralnego finału Turnieju Trójmagicznego zakończonego śmiercią Cedrika i reaktywacji Zakonu Feniksa nie narzekał na brak zajęć. Było mu to tak naprawdę na rękę – wreszcie znalazło się coś, co mogło pochłonąć go całkowicie.

Odłożył gazetę z głośnym westchnięciem. Nic nie zwiastowało tego, żeby Knot miał przejrzeć na oczy. A już na pewno nie miało się to stać w najbliższym czasie. 

- Luniaczku, co się krzywisz? - prychnął Black schodząc po schodach do ponurej kuchni.

- Myślę nad tym jak wielka tragedia będzie musiała się wydarzyć, aby Ministerstwo wreszcie zrozumiało jaki błąd popełnia.

- Mi to mówisz? Przez tego osła w za dużym meloniku całymi dniami siedzę w tym domu i się nudzę... - powiedział kwaśno Black, opadając ciężko na krzesło.

- Minister Magii nadepnął na odcisk groźnemu mordercy – prychnął Lupin – Jak dobrze, że Skeeter tego nie słyszy.

- Z nią pierwszą bym się rozprawił. Ale tkwię tutaj – odparł Syriusz przewracając oczami. - Szalonooki się ze mną skontaktował. Dziś wieczorem ma się odbyć zebranie.

- Coś się stało? - zapytał zaniepokojony Remus, marszcząc brwi.

- Nie – odparł Syriusz – Nie wiem. Nie powiedział zbyt wiele. Jedyne czego się dowiedziałem to, że znalazł nowych chętnych do Zakonu.

Remus zapatrzył się w złożoną na blacie stołu gazetę.

- Mam jednak nadzieję, że chodzi tylko o to. Od wypadku podczas Turnieju nie stało się nic znaczącego. Jest zbyt cicho.

- Myślisz, że to cisza przed burzą?

- Tego się właśnie obawiam.

- Pozostaje nam tylko trzymać rękę na pulsie – powiedział Black – A raczej wam. Jedyny pożytek ze mnie, to ten przeklęty dom! To niesprawiedliwe, że muszę tu tkwić, podczas, gdy każdy z Zakonu ma jakieś zajęcia!

- Mógłbyś nauczyć się gotować – odparował Lupin wstając i posyłając mu bezbronny uśmiech, dodał – Molly byłaby ci wdzięczna. Mój żołądek także!

- Przesadzasz, Remusku! - zawołał groźnie huncwot za wychodzącym przyjacielem, ale chwilę potem roześmiał się głośno.

***

Remus wziął szybki prysznic, przebrał się w wypłowiałe już ubrania i zszedł cicho po schodach. Dzisiejszy dzień był bardzo spokojny i niezwykle pragnął żeby taki został. Dzień w którym Pani Black nie obudziła się ani razu, zdarzył się chyba po raz pierwszy, odkąd tu zamieszkał. Do tej pory budziła się średnio cztery razy dziennie, za każdym razem rzucając w niego i Syriusza nowymi wyzwiskami. Gdy był już przy wejściu do kuchni usłyszał zgrzyt zamka w drzwiach. Mimowolnie się odwrócił, a do domu wpadła – dosłownie wpadła – różowo-włosa postać. 

Wilkołak ruszył szybko w jej stronę, ale nim dotarł do młodej kobiety, ta zdążyła się już podnieść.

- Tonks! – zagrzmiał Szalonooki.

- Moody! - odparła wesoło Tonks, przedrzeźniając starego aurora – Mogłeś uprzedzić, że ten próg jest taki wysoki!

- Jak miałem to zrobić, skoro wparowałaś zanim... - zaczął przez zaciśnięte zęby, ale reszta jego wypowiedzi utonęła w krzyku Ciotuni Walburgii.

Lupin westchnął ciężko i podbiegł tym razem do rozwrzeszczanego obrazu. Miał wrażenie, że ten przeklęty portret zebrał w sobie całą dzisiejszą złość i właśnie starał się ją rozładować. Walcząc z zasłonami miał wypędzić Szalonookiego i dwójkę nieznajomych mu kobiet do kuchni, jednak nim to uczynił, na górze schodów pojawiła się postać.

Dotknąć serca Lupina - REAKTYWACJA OPOWIADANIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz