Wszystko działo się bardzo szybko, ale widziałam to jak na zwolnionym filmie.
Szliśmy parkiem wspominając, tak jak było w umowie. Po moich ćwieczeniach jego kolej na próbę odzyskania pamięci. Od samego początku był strasznie zmierzły, a nie zdarzało mu się to często. Ale zwaliłam to na trudy naszej nowej rzeczywistości. Potem nagle usiadł na ziemi i jęcząc objął rękami głowę.
- Cody, co jest? - Zapytałam przerażona. Nie odpowiedział.
Zadzwoniłam na pogotowie. Potem do jego matki. Ojciec nie za bardzo mnie lubił i nie chciałam być tą złą, przekazującą złe wiadomości.
***
Siedziałam na korytarzu, pod ścianą. Wózek stał obok mnie a ja czekałam. Na jakiekolwiek wieści, pocieszenie lub na ostateczny cios. Po prostu na cokolwiek.
Nagle drzwi się otworzyły i wyszła z nich pielęgniarka. Znałam jej twarz bo opiekowała się moim chłopakiem, gdy był tu ostatnio. Powoli siwiejąca pani o wielkich oczach i ciepłym uśmiechu, który nie schodził jej z twarzy.
Teraz jej mina przypominała maskę.
Usiadła obok mnie.
- Nie lubisz go prawda? - Zapytała dotykając wózka.
Pokręciłam głową.
- Nie, chyba jest mi obojętny. - Powiedziałam. - Mam ważniejsze sprawy niż załamywanie się nad własnym stanem.
- Liczą na ciebie. - Przytaknęła kobieta. - Ale kiedyś trzeba być samolubnym.
- Do czego pani zmierza? - Zapytałam wprost.
- Do tego, że jedynym człowiekiem, który nas nigdy nie opuści i zawiedzie jesteś ty sam. - Powiedziała powoli.
- Co mu jest? - Odezwałam się ledwo słyszalnie.
- Powikłania po wypadku. - Jej głos był spokojny, bez żadnych emocji. - Potrzebna będzie operacja.
- Ale wyjdzie z tego? - Dopytywałam nie patrząc na nią.
- Nie wiem. - Powiedziała. - Ta operacja nie jest łatwa i wiele rzeczy może pójść nie po naszej myśli. Ale nie jest bez szans.
Oczy zaszły mi łzami. Najpierw miałam wszystko, potem wszystko zostało mi odebrane, następnie część odzyskałam i teraz znowu to tracę.
- Mogę do niego pójść? - Zapytałam. Kobieta pokiwała twierdząco głową. - A pomoże mi pani? - Dodałam cicho.
Natychmiast wstała i zrobiła co trzeba. Popchnęła mnie ku właściwym drzwiom.
- Cześć. - Usłyszałam od razu.
- Hejo. - Odparłam i podjechałam obok jego łóżka. Jego rodzice wyszli z pomieszczenia, poklepując mnie pocieszająco po ramieniu.
- Czemu dalej tu jesteś? - Zapytał.
- Bo jesteś dla mnie wszystkim. - Odparłam bez wahania.
- Nie powinienem. - Prychnął. Spojrzałam na niego zdziwiona. - Chodzi o to, - zaczął powoli - że nie uważasz, że przynoszę ci za dużo kłopotów?
- Co ty wygadujesz? - Wyszeptałam.
- Uważam, - Mówił powoli i tak jakby miał gulę w gardle - że powinnaś zająć się sobą i zostawić mnie w tyle.
- Przestań. - Szepnęłam patrząc na niego wielkimi oczami.
- Nie pamiętam jak nasz związek wyglądał przed wypadkiem, ale teraz nie jest fajnie. -Powiedział już pewnej, patrzył na pościel, nie na mnie. - I myślę, że za bardzo się mną przejmujesz.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem. W oczach miałam łzy.
- Nie rób tego. - Powiedziałam łamiącym się głosem. - Nie mam już łyżew, mojej pasji, jednego z dwóch sensów życia. Nie możesz mi teraz zabronić drugiego.
- Zostaw mnie. - Usłyszałam z jego ust. - Wyjdź i nie wracaj, zostaw mnie w spokoju. Może kiedyś bym tego nie zrobił, ale dziś jestem innym człowiekiem. Przykro mi.
Łzy popłynęły mi po policzkach. Czemu mu wierzyłam? Czemu to tak zabolało?
Wyjechałam z pokoju...
____________________________________

CZYTASZ
Bańka mydlana √
Teen FictionAlice ma wszystko. Jest dobrze rokującą łyżwiarką figurową, oddaną swojej pasji całym sercem. No, prawie całym, bo jest jeszcze Cody, jej chłopak. Wszystko się zmienia, gdy po wypadku samochodowym traci władzę nad nogami i swoim życiem...