"Czy jeżeli mocno się postaram będę w stanie zmienić cokolwiek?"

79 7 0
                                    


Jego twarz przypominała maskę.

- Czemu mi to robisz? - Zapytał ostro. - Czemu robisz to sobie?

- Bo nie mogę pozwolić byś podejmował za mnie decyzje dotyczące naszego związku. - Powiedziałam.

- Ala - Westchnął ciężko i opadł na łóżko. Przez chwilę milczał a ja mu się przyjrzałam.

Na głowie miał opatrunek. Nie pokazałam tego po sobie, ale poczułam niewyobrażalną ulgę gdy nabrałam pewności, że on jest w domu. Tak się o niego bałam...

- Powiedz mi prawdę. - Poprosiłam cicho.

Podniósł się, przysiadł na krańcu posłania i spojrzał mi w oczy.

- Nie bądź znowu uparta. - Powiedział.

- Skąd wiesz, że znowu? - Zapytałam. - Przecież podobno jestem dla ciebie jak obca osoba. - Zrobił urażoną minę. Identyczną do tej jaką robił zawsze gdy się kłóciliśmy i było jasne, że mam racje. Otworzyłam szeroko oczy.

- Pamiętasz. - To było stwierdzenie. Nie pytanie. Opuścił wzrok na moje kolana. - Od kiedy?

- Od tamtego bólu głowy w parku. - Odpowiedział cicho.

- Więc dlaczego... - Zaczęłam cicho, ale mi przerwał.

- Dlatego, że tak trzeba! Dla ciebie. Nie zrozumiesz tego!

-Nie zrozumiem bo nic mi nie mówisz! - Jęknęłam a on zamilkł.

- Nie zachowuj się jak rozpuszczony bachor! - Traciłam cierpliwość. - Cody, masz 18 lat! Pokaż choć trochę, że jesteś mężczyzną i powiedz mi co jest grane! - Postanowiłam zagrać na jego dumie.
Po jego twarzy przeszedł wściekły grymas, ale zniknął gdy podniósł na mnie wzrok. Widząc jego oczy natychmiast się uspokoiłam.

- Co się dzieje... - Wyszeptałam.

- Pozwolisz mi, żebym pomógł ci położyć się obok mnie? - Zapytał.

Kiwnęłam głową, nagle przerażona.

Pomógł mi i zaraz oboje gapiliśmy się w sufit jego pokoju.

Miał na nim poprzyklejane gwiazdki od kiedy skończył 10 lat. Miał do nich wielki sentyment.

- Obiecaj, że nie będziesz panikować. - Powiedział głosem bez emocji.

- Obiecuję.

- Operacja była w sumie nie potrzebna. - Powiedział tym samym tonem. - I tak nie uratowałaby mi życia. Tylko je przedłużyła.

- Ale jak... - Zaczęłam, ale mi przerwał.

- Umieram, Ali. - Jego głos stracił na sile. - Mam uraz części mózgu, która zabije resztę. Nie ma dla mnie szans.

- Nie możliwe. - Wyszeptałam. Odwrócił się do mnie i przytulił mnie. Nie puszczając kontynuował:

- Chciałem ci ulżyć. Myślałem, że jeśli się rozejdziemy będzie cię mniej bolało.

- Idiota. - Wymruczałam przez cisnące się łzy, przytulając go jeszcze mocniej. Zaśmiał się.

- Wiem. Przepraszam.

- Na prawdę myślałeś, że ot tak pozwolę ci odejść?

- Miałem nadzieję. - Wtulił twarz w moje włosy. - Tak bardzo cię kocham, że nie potrafię sobie wyobrazić, że będziesz znowu przeze mnie płakać...

Łzy pociekły mi po policzku na jego koszulkę.

- To jeszcze nie koniec. - Powiedziałam.

- Nie ma szans.. - Zaczął, ale tym razem to ja mu przerwałam.

- Wiem. Ale zostało jeszcze trochę czasu, prawda?

Podniósł mój podbródek i otarł policzki.

- Tak,  zostało.

- Spędźmy ten czas razem. - Poprosiłam. W odpowiedzi uśmiechnął się szeroko i złożył na moich ustach pocałunek.

***
Kilka godzin później dalej leżeliśmy w jego łóżku, ale z tą różnicą, że byliśmy przykryci a Cody spał.

Patrzyłam na jego spokojną twarz wsparta na łokciach.

Czy płakałam?

Oczywiście.

Moje serce znowu było złamane. Ale tym razem towarzyszył temu bólowi dziwny spokój.

Kochał mnie.

Rozłączy nas dopiero śmierć.

W tym dniu kochałam go tak mocno, jak jeszcze nigdy wcześniej...

____________________________________



Bańka mydlana √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz