6. ...ten, w którym Matilda idzie na zakupy i wysyła pierwszego sms'a do Brada

149 12 2
                                    


- Tilly! – usłyszałam niewyraźnie. Miałam zamknięte oczy i byłam schowana pod kołdrą. Spałam. Skończyliśmy nagrywać z The Vamps grubo po dwunastej i dotarłam do domu, wpół do drugiej w nocy. Mimo wszystko byłam szczęśliwa i usatysfakcjonowana  – Tilly! – usłyszałam ponownie, tym razem bardziej natarczywie i zdecydowanie głośniej. Tak jakby Lizzie stała nade mną i krzyczała w pościel nie wiedząc gdzie mam ucho.

- Cześć Matilda – odezwał się Frank. – Mama woła Cię na dół.

- Powiedz jej, że śpię – mruknęłam spośród pościeli.

- Tilly! – zawołała Lizzie, która niezwykle się ożywiła, gdy się odezwałam. – Przecież jedziemy na zakupy! – krzyknęła moja siostra skacząc po łóżku, co za tym idzie i po mnie. Moja mama miała w zwyczaju pakować nas do samochodu i wywozić do Londynu na ogromniaste zakupy co najmniej raz w miesiącu. To pozwalało jej z jednej strony odpocząć od Liz i Tony'ego bo ta dwójka zawsze lądowała w ogródku dla dzieci pilnowana przez weekend'ową nianię - Carmen, a drugiej strony mogła spędzić czas ze mną i Frank'iem. Nie żeby którekolwiek z nas to lubiło, ale mama wydawała się usatysfakcjonowana paroma godzinami w tygodniu. Z resztą nie było tak źle. Dostawaliśmy jakąś sumę pieniędzy i mogliśmy sobie coś kupić samemu, gdy mama robiła zakupy na cały tydzień, czy coś koło tego. Po godzinie spotykaliśmy się w jakiejś restauracji i Carmen przyprowadzała dzieciaki, a potem razem jedliśmy obiad i wracaliśmy do domu.

- Dajcie mi pół godziny – odparłam zdejmując z siebie kołdrę. – Lizzie w tym czasie możesz uczesać włosy, a ty Frank, w końcu umyć zęby.

Wzięłam z szafy pierwsze lepsze spodnie (padło na jasne dżinsy z dziurami), czarny podkoszulek i jasno szary kardigan. Zegar na moim biurku wskazywał 7:30, 21 stopni Celcjusza wewnątrz domu i 5 na zewnątrz. W końcu mieliśmy grudzień. Dwa tygodnie do świąt.

Wiedząc, że za niedługo będą święta w jakimś stopniu byłam gotowa na to co zobaczę, ale nie tego się spodziewałam wychodząc z domu. Galeria, którą tym razem mama zdecydowała się zwiedzić wcale nie była w samym centrum miasta, a i tak była po brzegi wypełniona ludnością, tak, że ciężko było się nawet przecisnąć. Komercyjne, grube, czerwone Mikołaje próbowały wciskać ludziom totalnie zbędne im rzeczy, mówiąc, że są im konieczne do przerwania. Moja mama wyglądała na oczarowaną.
Oglądała każdą wystawę, jakby po raz pierwszy raz obchodziła święta.

- Mamo! – zawołał Frank, który zobaczył fantastycznego, dużego renifera zrobionego ze światełek – Moglibyśmy postawić go w ogrodzie – powiedział, a mama pokiwała głową i wsadziła pudełko do swojego wózka.

- Zrobimy to jeszcze za nim przyjedzie tata – powiedziała i skierowała się w stronę ubrań.

- Kiedy przyjedzie tata? – rzuciłam do Frank'a, a on tylko wzruszył ramionami i poszedł za mamą. Moją uwagę przykuła pewna niebieska okładka, którą wyhaczyłam patrząc za moim bratem. Podeszłam bliżej i wzięłam ją do ręki.

Stałam nad nią może z 10 minut nim dotarło do mnie, że wczoraj poznałam tych ludzi i za raz mogłabym wziąć mój telefon i do któregoś z nich zadzwonić. Ale nie chciałam tego zrobić. Nie chciałam być nachalna. Jednak postanowiłam zrobić zdjęcie i wysłać je do Brad'a.

Wydawało mi się, że Brad mógłby mnie zrozumieć.

Do Brad Simpson: Popatrz co znalazłam :)

Dodałeś załącznik pomyślnie.

Wiadomość wysłana.

_______________________________________________


Dziękuję za komentarze i gwiazdki :P

Piszcie co myślicie o historii, o poszczególnych rozdziałach, o tym co będzie dalej :)

Chciałam dodać zdjęcie, ale nie wiem jak to zrobić, to znaczy jak znaleźć link do mojego zdjęcia, które mam na komputerze, ale to ogarnę :)


5 gwiazdek i 4 komentarze - następny rozdział






Football player | B. B.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz