1. ...ten, w którym Matilda poznaje Brooklyn'a Beckham'a

360 13 1
                                    

Stałam przed wejściem do kawiarni, w której kotłowało się mnóstwo ludzi. To był ten dzień. Dzień w którym zawodowy poszukiwacz talentów, znajomy właściciela Watermelon w Londynie, miał mnie zauważyć. Został zaproszony ze względu na mój występ.

Grywałam w Watermelon w drugi czwartek miesiąca o 8:30 wieczorem od dwóch lat. Pamiętam pierwszy występ tak, jakby to było wczoraj. Był zimowy wieczór, na trzy tygodnie przed świętami, a ja wędrując ulicami Londynu natrafiłam na tablicę wystawioną na zewnątrz, z dużym napisem OPEN MIC i postanowiłam wejść. Gdy otwarłam drzwi poczułam zapach świeżo parzonej kawy i ciasta czekoladowego. Podeszłam do baru by zapytać czy można coś zagrać. Mężczyzna w czarnym podkoszulku skinął głową i zawołał kogoś z zaplecza.

Nie wysoka, ruda dziewczyna stanęła przede mną z formularzem do wypełnienia. Wzięłam długopis i wypisałam najpotrzebniejsze rzeczy, czyli jak się nazywam, ile mam lat, skąd jestem i co zagram. Oddałam kartkę dziewczynie, a ona powiedziała, że mogę wejść kiedy będę gotowa. Tylko najpierw niech dam jej czas na krótką zapowiedź. Zgodziłam się. Wręczyła mi teoretycznie nastrojoną gitarę, kubek gorącej herbaty i odeszła.

Po dziesięciu minutach stanęła przed mikrofonem.

- Cześć ponownie kochani - zwróciła się do marnej publiczności, która liczyła cztery pary na randkach, grupę nastolatków i parę wolnych strzelców. Liczba obecnych zamykała się na palcach dwóch dłoni i dwóch stóp. - Teraz wystąpi przed wami Matilda Rowe z Finchley, w piosence Arctic Monkeys pod tytułem „Mardy Bum*". Zapraszamy! Wielkie brawa dla Matildy - nie rozległy się wielkie brawa tak ja się spodziewałam. Właściwie nikt się nawet nie poruszył po za rudą dziewczyną i chłopakiem z baru. Stanęli i oparli się (ona z zewnątrz, on wewnątrz) o blat oczekując na coś. Prawdopodobnie na mnie. Nie wiem czy było na co czekać, ale to dało mi jakiegoś powera i podeszłam do mikrofonu.

- Cześć - chciałam dodać coś jeszcze, ale nie wiedziałam co, więc zaczęłam grać. Była to moja ulubiona piosenka, więc znałam tekst i chwyty na pamięć, zresztą nie jest to wcale wybitnie trudna piosenka. Rzeczywiście ma parę bardziej skomplikowanych chwytów i solówkę, ale sama po latach ćwiczeń byłam sobie w stanie poradzić.

Gdy skończyłam rozległy się ogromne brawa. Ogromne jak na mniej niż 20 osób.

- Zaśpiewaj coś jeszcze - poprosiła ruda wyraźnie podekscytowana. Potem dostałam następny kubek herbaty na koszt firmy i tak się zaczęło.


- Tilly! - zawołała Lana, owa ruda dziewczyna z mojego pierwszego dnia w Watermelon. - Czekaliśmy na ciebie! Luke powiedział, że ten jego znajomy już jest. Rozbieraj się - zaczęła zdejmować gitarę z moich pleców - Jest też Libby Isted! Pamiętasz ją? Była miesiąc temu i dwa miesiące chyba też, w każdym razie jest moją nową przyjaciółką. Nie będę zła jeśli ją sobie pożyczysz czasem. Powinnaś mieć więcej znajomych.

- Dzięki, ale mam Ciebie i Luke'a, nasze przyjaciółki w liczbie 4 i moje rodzeństwo. To wystarczająco dużo znajomych jak na jednego człowieka - uśmiechnęłam się do niej i zdjęłam ogromy szalik i czapkę z pomponem, którą dostałam od babci. Wyjęłam gitarę i szybko nastroiłam ją w łazience, gdyż ze wszystkich miejsc w kawiarni tylko to było totalnie wygłuszone. Miałam pewne domysły dlaczego akurat łazienka, ale zostawiłam je dla siebie.

Przed wyjściem na scenę dostałam szczęśliwe buziaki w czoło od Luke'a i jego siostry, Lany. Wyszłam na mini scenę przywitana burzą oklasków. Od razu odnalazłam znajome twarze. Była Amanda i Misty, których nazwisk nie pamiętałam, oraz Gwen Stone i Dorothy Williams, przyjaciółki moje i Lany. Obok nich siedziała Libby Isted, którą niedawno zdążyłam poznać, a która deklarowała swoją obecność na każdym następnym koncercie w Londynie. Koło Liberty siedział jakiś chłopak w ciemnym płaszczu zupełnie nie zainteresowany. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do mikrofonu.

- Cześć wszystkim! Jestem Matilda Rowe. Jeżeli znacie jakiś kawałek z tych, które będę wykonywać, nie krępujcie się śpiewać. Noc należy do nas! - zakończyłam krótki wstęp i uderzyłam w struny. Plan występu był zaplanowany na godzinę z dziesięciominutową przerwą na siku. Jednak pomyślałam, że mogłabym zaśpiewać coś czego nie było w planie, mianowicie piosenkę Shawn'a Mendes'a pod tytułem „I don't even know your name". Nie wiedziałam dlaczego akurat ta piosenka pojawiła się w mojej głowie, ale gdy patrzyłam na Pana Niezainteresowanego, który z moich wstępnych obliczeń w trakcie całego koncertu, popatrzył na mnie może cztery razy wiedziałam, że będzie dobra. Gdy się uśmiechnął przy pierwszej znanej mu piosence i nucił ją pod nosem, po pierwsze wydał mi się znajomy, a po drugie wiedziałam, że są małe szanse na to abyśmy się kiedyś jeszcze spotkali.

Po skończonym koncercie dopadł mnie tłum ludzi, którzy chcieli mi pogratulować i zrobić sobie ze mną zdjęcie. Każdemu poświęciłam chwilę, ale nie mogłam pozwolić sobie zostać za długo. O 22:45 odjeżdżał ostatni pociąg w kierunku Finchley w dzielnicy Barnet, w północnym Londynie i musiałam na niego zdążyć.

Najwięcej czasu spędziłam na gorącej czekoladzie na ogrzanie strun głosowych z Laną i Libby, która od samego początku jak mnie tylko zobaczyła stwierdziła, że muszę kogoś poznać.

- Tilly, to jest mój kuzyn Brooklyn, Brooks to Matilda Rowe - zawołała śpiewnym głosem Liberty przedstawiając mnie Panu Niezainteresowanemu.

- Matilda - wyciągnęłam do niego rękę.

- Brooklyn - odparł, a potem szybko się odwrócił, przyłożył telefon do ucha i wyszedł.


* dodaje cover "Mardy Bum", który prawdopodobnie mogłaby wykonać Tilly na ile ją znam

1. https://www.youtube.com/watch?v=GrX7PWxi5_8

2. https://www.youtube.com/watch?v=HaJiPJp0TMQ

Tych dwóch by się nie powstydziła :p

__________________________________________________________________

Kochani!

Przed wami pierwszy rozdział mojego nowego fan fiction o Brooklyn'ie tym razem. Mam nadzieje, że się podoba i polecicie znajomym :P

Miłość <3










Football player | B. B.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz