2. MASKA

122 14 1
                                    

Nie zauważyłem nawet, kiedy minęły prawie dwa lata.Pewnego słonecznego wrześniowego dnia Jungahn przyszła do mnie z cudowną wiadomością.

-Satoru...-zaczęła kobieta.

-Tak?-podniosłem głowę znad nut dla zespołu.

-Zostaniesz ojcem.-szepnęła.

W jej oczach tańczyła niepewność, wirująca ze strachem i radością. Siedziałem przez kilka najbliższych minut, wbity w fotel, po czym czym gdy dotarły do mnie jej słowa, wrzasnąłem szczęśliwy, podbiegłem do kobiety i obejmując ją, podniosłem. Po jej policzkach spłynęły łzy, które omylnie wziąłem za łzy radości. Prawdy niestety miałem dowiedzieć się o wiele później.

Z każdym kolejnym miesiącem radość Jung przygasała. Teraz z biegiem czasu wiem, że po prostu coraz gorzej udawała swoje szczęście. Jej maska powoli spadała. Częściej chodziła smutna, wybuchała płaczem, kiedy chciałem poruszyć temat ślubu, planowanego jeszcze przed ciążą. Zaczęliśmy się kłócić. A ja głupi próbowałem coś z tym robić. Naprawiać coś co już dawno się zakończyło. Chciałem ratować domek z kart, który runął wieki temu. Wtedy dnie były latami, a miesiące dłużyły się niczym stulecia. Atmosfera panująca w domu, przeniosła się na Malice Mizer, moja agresja skupiła się na Manie, tylko dlatego, że mówił prawdę, jakże bolesną i niewiarygodną dla mnie.

W końcu nastał dzień porodu. Na świat przyszła moja córeczka Danielle Isabelle Okabe. Moja mała perełka. Była taka maleńka i cudowna. Gdy ktoś przyszedł, by zobaczyć ją, ona wpatrywała się w niego tymi wielkimi czarnymi oczętami. Zaskarbiała sobie serca wszystkich dookoła. Zwłaszcza Hideto najbardziej się nad nią rozczulał. Mógłby patrzeć na nią godzinami, nie zważając na moje powarkiwania i prośby Junmyeona, żeby przestał. Mały rozkoszny aniołek. Jak to powiedział pewnego dnia Mana. 



Lonely Daddy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz