Przez następne dni chodziłem jak struty. Na lodówce znalazłem rozpiskę, a na szafce obok mleko w proszku. Jak długo Jungahn planowała porzucenie nas? Prawie w ogóle nie spałem, nie jadłem, nie odbierałem telefonów, nie chodziłem do pracy, cały czas siedziałem w domu i zajmowałem się Daisy. W końcu po ponad tygodniu w moich drzwiach zawitał Hideto. Który po pół godzinnym czekaniu i dzwonieniu, wykorzystując swój komplet zapasowych kluczy, wszedł do środka.
-Staoru! Jungahn! Żyjecie?!-rozległ się jego przerażający krzyk i odgłos kroków.
Już po chwili mężczyzna wpadł do pokoiku Daisy.
-Sato!-wrzasnął przerażony, podbiegając do mnie.
No tak, byłem właśnie w fazie czuwania nad kołyską.
-Jung to ty?-zapytałem, nieprzytomnym i zachrypniętym głosem, z obłąkańczym uśmiechem na ustach.
-Chlałeś coś?!-wrzasnął mężczyzna.
Po chwili rozległo się głośne plaśnięcie, a ja poczułem pieczenie na policzku. Straciłem równowagę i upadłem na niewielki, mięciutki dywanik.
-Dlaczego mnie bijesz?-jęknąłem, masując obolałe miejsce.
-Wybacz. Myślałem, że jesteś pijany.-szatyn przykucnął obok mnie-Dlaczego nie ma cię w pracy i nie można się do żadnego z was dodzwonić i tak właściwie, gdzie są Jungahn i Junmyeon? Otwórz okno, śmierdzi jakby coś tu zdechło i zaczęło gnić.
-Zdechła moja chęć do życia, a Jung pewnie jest w Korei Południowej ze swoim mężem i synem.
-C-co?-Hide patrzył na mnie, jakbym właśnie powiedział, że truskawki pochodzą z Jowisza, a krowy wynalazła Honda.
-Normalnie.-chrypa w dalszym ciągu nie chciała ustąpić-W mojej sypialni na łóżku jest list od niej. Przeczytaj go bo nie mam siły ci tłumaczyć.-mruknąłem, przeczesując palcami dywan.
Po kilku minutach mężczyzna wrócił z pomiętą kartką w dłoni.
-Ale jak to?
Wzruszyłem ramionami.
-Dlaczego...-przerwał na chwilę-Wstawaj! Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?-kontynuował, gdy już stałem-Pomógłbym ci jakoś to ogarnąć.
Hideto wyrzucił list i przygarnął mnie do siebie. Tego właśnie teraz najbardziej potrzebowałem. Żadnych zbędnych, głupich słów pocieszenia, po prostu pragnąłem bliskości drugiego człowieka, przyjaciela. Zacząłem płakać, mocząc mu bluzkę.
-T-to tak boli... J-ja ją kocham! Jak mam sam wychować dziecko?!
-Nie będziesz sam.-pogłaskał mnie po plecach.
Daisy zaczęła płakać. Odsunąłem się od Hide.
-Pewnie jest głodna.-mruknąłem, biorąc dziewczynkę na ręce-Choć maleńka.
-I co będziesz ją karmił piersią?-zapytał szatyn, próbując rozśmieszyć mnie.
-Zabawne.-uniosłem lekko kąciki ust ku górze, idąc do kuchni.
-Właśnie manager chce cię widzieć, a Mana i reszta zabić. Zadzwonię do nich i...
-Sam zaraz zadzwonię, tylko Danielle zaśnie.
Nakarmiłem Daisy, zmieniłem jej pieluszkę, po czym położyłem do łóżeczka. Niestety maleńka nie chciała zasnąć.
-Wiesz co powiem ci to, ponieważ jesteś moim przyjacielem i cię kocham. Idź się umyć stary bo śmierdzisz jak paw i brudne pieluchy. Ja popilnuję małej.
CZYTASZ
Lonely Daddy
LosoweTrudy zwykłego życia, niezwykłej osoby. W końcu każdy czasami zmuszony jest , do założenia szczęśliwej maski...