JESTEM i...
...krzyczę... by rozrzedzić złość,
...milczę... by rozcieńczyć smutek,
...płaczę... by rozwodnić żal.
BĄDŹ TY TEŻ... proszę.
http://bezdzietnamama.blox.pl/
Gdy tylko zamknąłem drzwi, nachyliłem się nad umywalką, czując tę cholerne słone krople na policzkach. Nie możesz się rozklejać za każdym razem, gdy o nich pomyślisz. Spojrzałem w lustro. W gładkiej tafli ujrzałem nędzną imitacje człowieka. Odwróciłem głowę od swojego zmęczonego i rozbitego emocjonalnie odbicia. Coś rzuciło mi się w oczy. Mały, biały flakonik perfum. Dlaczego cholerstwo takie jak miłość, musi aż tak boleć. Spędziłem w łazience jeszcze godzinę, z czego przez większość czasu siedziałem na podłodze pod umywalką, kurczowo ściskając buteleczkę perfum i zapewniając moim oczom nawilżenie.
-Jeszcze nie śpisz?-zapytałem, wchodząc do sypialni.
Takarai siedział na byłym miejscu Jungahn, oparty o wezgłowie i czytał jakąś książkę.
-Nie. Strasznie długo ci się tam zeszło. Płakałeś?-spytał, kiedy położyłem się na łóżku.
-To nic. Każdy musi czasem dać upust negatywnym emocjom.-odpowiedziałem wtulając twarz w poduszkę.
Po kilku minutach Hide zgasił lampkę i położył się, przykrywając kołdrą.
-Pachniesz damskimi perfumami.
Odwróciłem się przodem do przyjaciela.
-Po prostu lubię ich subtelny i delikatny zapach.-mruknąłem.
Szatyn zmarszczył nos.
-To dziwne. Nawet jak na ciebie. Zupełnie ci ten zapach nie pasuje.
-Żartowałem. Pytałeś dlaczego płakałem.-ponownie zmieniłem pozycję, teraz wpatrywałem się w sufit-Znalazłem jej perfumy. Musiała zapomnieć.
-Też powinieneś o niej zapomnieć. Wiem teraz jest jeszcze za wcześnie, ale z czasem będzie lepiej.-poczułem jak łapię moją rękę-Daisy jest taka cudowna. Cieszę się, że będę mógł się nią opiekować.
Uśmiechnąłem się, spoglądając na Hide.
-Sądzę, że powinienem powiedzieć o wszystkim rodzicom i rodzeństwu.-westchnąłem.
-Pomyślisz o tym na spokojnie. Wizyta twojej rodziny teraz nie byłaby zbyt pomocna. Pomyśl o Danielle. Z jej punktu widzenia to tłum obcych ludzi.
-Może masz rację.-westchnąłem-Gdyby jutro coś się działo dzwoń od razu.
-Spokojnie. Będzie dobrze. Pojedziesz jutro rano, będziesz ciężko pracował i szybko wrócisz do domu.
Przygarnąłem Hide do siebie i wtuliłem twarz w jego miękkie włosy.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.-powiedział przytłumionym głosem, obejmując mnie-Jutro pogadamy. Idź spać bo rano będziesz nieprzytomny.
-Dobrze, dobrze.
Tej nocy pierwszy raz od wielu dni spałem spokojnie. Znowu sniło mi się to znajome ciepło i niewielkie ciało, wtulone w moje plecy. Stałem na plaży, wiała ciepła bryza, nie było nic poza mną i niewielkim człowieczkiem za mną. W nocy Hide wstawał do Daisy, która wyjątkowo nie budziła się, aż tak często.
-Leż ja wstanę.-mruknął, kiedy ponownie rozległ się płacz, a ja poderwałem się do góry.
-Cały czas do niej wstajesz.
-Musisz się wyspać, nie możesz być trupem w pracy.
-Może jednak ci pomóc?-zapytałem, gdy płacz nie ustawał, mimo prób szatyna.
-Dam radę.
Uśmiechnąłem się pod nosem, wstając z łóżka.
-Jak nie przestaje musisz ją inaczej złapać.-powiedziałem, stając za plecami Hide i układając odpowiednio Daisy w jego dłoniach-Jeśli wciąż płacze zacznij jej śpiewać, to zawsze pomaga i ją uspokaja.
-Masz jakiś konkretny repertuar?
-Nie po prostu śpiewam jej moje piosenki, albo nucę coś z bajek.
-Nie oglądam bajek dla dzieci.
-Jak po nocy świt.-zanuciłem.
-Jak w piosence rytm.-wyburczał mężczyzna.
-Piękna z bestią jest. No widzisz, a jednak coś oglądałeś.
-Może trochę.
-Tak więc proponuję kontynuację repertuaru z Pięknej i bestii.
Nie wiem ile staliśmy w tej dziwnej pozycji i śpiewaliśmy, ale przy trzeciej piosence Danielle w końcu usnęła.
-Nie dziwię się, że nie masz siły się myć. -powiedział Hide, opadając na łóżko.
-Zejdź z tego tematu pokurczu. Dobranoc.
-Jest rano.
-Kij mnie to, idę jeszcze spać.
Zamknąłem oczy przykrywając się szczelniej kołdrą.
-Oddawaj ją.-po chwili poczułem jak drobne ręce próbują wyszarpnąć mi okrycie.
-Poproś.
Hide miał jednak inny plan. Odchylił kołdrę przy moich nogach i wczołgał się pod nią.
-Nie będę cię prosił.-wyburczał, zwijając się w kłębek obok mnie.
Zaśmiałem się, obejmując mężczyznę.
-Cholera, ale jesteś zimny.
-Właśnie dlatego chcesz mnie zmiażdżyć, żebym nie umarł na hipotermię, tylko przez brak tlenu?
-Owszem. Nie martw się to, że odkryłeś mój plan, wcale nie spowoduje jego zmiany.
-Dobrze wiedzieć.
Szatyn wyprostował się, ale nie odsunął ode mnie.
-Weź przykład z DayDay i zaśnij w końcu.
-Dobrze mamo.-zamknąłem oczy, opatulając mężczyznę kołdrą.
Sen przyszedł zadziwiająco szybko.
CZYTASZ
Lonely Daddy
AléatoireTrudy zwykłego życia, niezwykłej osoby. W końcu każdy czasami zmuszony jest , do założenia szczęśliwej maski...