Prolog

818 46 30
                                    


-Tasie, kawę z mlekiem proszę. -Rzuciłem, przechodząc obok biurka mojej sekretarki. Wszedłem do swojego gabinetu i usiadłem na kremowej kanapie, ciężko wzdychając. Byłem zmęczony po spotkaniu z jednym z ważniejszych klientów. Jedyne, o czym marzyłem w tej chwili, to ciepłe łóżko. Od kilku dni mało spałem, przez natłok pracy. Dziś, dodatkowo musiałem jeszcze jechać na cmentarz. Nie udało mi się wyrwać na pogrzeb mojego wuja w dzień, więc postanowiłem, że odwiedzę go wieczorem. Zaraz po tym, chciałem wyłączyć telefon i definitywnie odciąć się od wszystkiego, zakopany pod kołdrą i z kubkiem gorącej herbaty w ręku. No właśnie, chciałem.
***

-Do jutra, Mon. -krzyknąłem do blondynki z recepcji, kiedy przechodziłem przez hall. Stanąłem przed windą, która zatrzymała się i po rozsunięciu drzwi, moim oczom ukazał się Zayn Malik- zarówno mój wspólnik w interesach, jak i najlepszy przyjaciel.
-Tomlinson! -Wykrzyknął mulat i podszedł do mnie- Już uciekasz? Myślałem, że gdzieś dziś wyskoczymy!
-Wybacz Zi, ale nie dam rady. Muszę odwiedzić grób wujka Ethana, jestem mu to winien.
-Mój przyjaciel woli spędzać czas z nieboszczykiem, niż ze mną... -Pokręcił głową z politowaniem-Monica, co ze mną jest nie tak? -Spytał, odwracając się ode mnie i wyrzucając ramiona w górę. Ostatnim, co usłyszałem, zanim srebrne drzwi się zamknęły, był śmiech Mon. Naprawdę wolałbym spędzić ten wieczór, na każdy inny sposób, nie przepadałem za cmentarzami, zwłaszcza po zmroku.
***
Kiedy byłem w sklepie i wybierałem kwiaty, oraz znicz, mój telefon rozdzwonił się. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie czekoladowookiej brunetki, z czerwonymi ustami. Panie i Panowie, poznajcie moją żonę, Liv. Nacisnąłem na zieloną słuchawkę i przyłożyłem aparat do ucha. Nie zdążyłem wypuścić oddechu, a ona już zaczęła mówić.
-Louisie Williamie Tomlinsonie, -starała się brzmieć groźnie, ale mogłem sobie wyobrazić uśmiech jaki gościł na jej twarzy. -Czy raczyłbyś poinformować swoją żonę, o której godzinie stawisz się w domu? -Roześmiałem się krótko, oglądając jeden ze zniczy. Miał czerwone szkło i złote wzory. Ten pierwszy, był ulubionym kolorem mojego wujka. Tylko, że przedmiot, któremu się przyglądałem, był ZDECYDOWANIE za mały. Zacząłem poszukiwać większego.
-Olivio Klarizo Tomlinson-Clayton, myślę, że będę w domu za jakąś godzinę, półtora. Czemu pytasz?
-Bo nie wiem, czy znasz pojęcie takie, jak "kolacja", ale właśnie ona na ciebie czeka i muszę wiedzieć, kiedy ją odgrzać.
-Znam, spokojnie. Co będziemy jedli?
-Poprawka, Tommo; co ty będziesz jadł. Wychodzę do Mon, zamierzamy trochę wypić, a wiesz, jak bardzo nie lubię taksówek i...
-Oh, więc stąd ta cała dobroć w postaci odgrzewania kolacji? -Uśmiechnąłem się szeroko- Nie ma sprawy, odwiozę cię i po ciebie przyjadę, ale -powiedziałem z naciskiem- tylko o rozsądnej godzinie. Nie tak, jak ostatnio...
-Mieliśmy o tym zapomnieć Tomlinson. Teraz, mi już nie przeszkadzaj, muszę się szykować. Do zobaczenia.
Rozłączyła się, nim zdążyłem odpowiedzieć. Kochałem Liv i to bardzo, ale tylko, jako przyjaciółkę. Nasze czteroletnie małżeństwo było fikcją od początku, kiedy to nawet był tylko zwykły związek. Nasi rodzice byli w bliskich relacjach i można powiedzieć, że nas zeswatali, czy coś. Do tego dochodziły jakieś sprawy biznesowe. Nie widzieliśmy przeciwwskazań. Nasi rodzice byli szczęśliwi, myśląc, że my jesteśmy, a my z kolei byliśmy szczęśliwi, że oni są. Zarówno Livia, jak i ja mieliśmy innych partnerów, ale nie działało to nas tak, że byliśmy zazdrośni i tak dalej. Zdarzały się momenty, gdzie wracaliśmy z randek i siadając wygodnie na kanapie, z lampką czerwonego wina, opowiadaliśmy sobie o szczegółach spotkania z danym mężczyzną. Ta, właśnie... Wspominałem już, że jestem gejem? Pewny swojej orientacji jestem od ponad dziesięciu lat i pomimo tak długiego czasu, nie doświadczyłem jeszcze tych motyli w brzuchu. O tym, że wolę mężczyzn wie tylko Zayn, Mon, Olivia i moja siostra- Lottie. Teraz, jest fajnie. Żyjemy z Liv, jak brat z siostrą, ale za kilka lat... Wiecznie młody nie będę, a chcę znaleźć tego jedynego i być może nawet założyć z nim rodzinę.
***
-Przepraszam, że nie udało mi się być na pogrzebie. -Westchnąłem i odkładając palący się znicz, pomiędzy innymi, usiadłem na drewnianej ławeczce- Już za tobą tęsknie, wujku. -Wujek Ethan był moim ojcem chrzestnym. Potrafił mnie zawsze rozśmieszyć. Uwielbiałem spędzać z nim czas, najczęściej oglądając stare kreskówki i zapychając się kilogramami pudeł lodu. Mógłbym wspominać, gdyby ktoś mi nie przerwał...
-Hej, masz może zapalniczkę? -Moich uszu dobiegł zachrypnięty głos, a gdy uniosłem wzrok mogłem z pewnością stwierdzić, że właściciel jest równie seksowny, jak i dźwięki przez niego wydawane. Bardzo wysoki brunet, o równie bardzo kręconych włosach. Blask księżyca oświetlał jego jeden dołeczek i malinowe usta, pomiędzy, którymi utkwiony był nieodpalony papieros. Nieodpalony... Kurwa, pytał mnie o zapalniczkę, a ja zamiast odpowiedzieć, wlepiałem w niego wzrok. Czy tylko mi nagle zrobiło się gorąco? -Podoba ci się to, co widzisz? -Teraz widziałem dwa jego dołeczki. Boże, on wie, że się na niego gapiłem! Pewnie rumieniec się już rozgościł na mojej twarzy. Oczyściłem gardło. -Uhm, czemu pytasz mnie o zapalniczkę, skoro równie dobrze możesz podkraść ogień ze zniczy, a trochę ich tutaj jest.
-Odpowiedziałem, całkiem ignorując drugą część tego, co mówił do mnie wcześniej chłopak. Ten roześmiał się pięknie i schował truciznę do kieszeni, po czym odparł- Każdy powód do zaczęcia rozmowy jest dobry, huh? Przyznaję, że tego do końca nie przemyślałem, ale wolałem działać, niż czekać, aż taki słodziak, jak ty mi stąd ucieknie. -On tak na poważnie? Że ja słodki? Jak dwudziestosześcioletni mężczyzna może być słodki?!
-Czy to miał być komplement? -Spytałem, unosząc jedną brew ku górze.
-A czy był? -Droczył się, a następnie zajął miejsce obok mnie, na ławeczce.
-Nie do końca.
-W takim razie, nie do końca. Jestem Harry, Harry Styles. -Wyciągnął dłoń do Lou, a ten niepewnie ją ścisnął.
-Louis Tomlinson. Też przyszedłeś tu kogoś odwiedzić?
-Nie, ja po prostu lubię włóczyć się wieczorami po cmentarzu i podrywać przystojnych mężczyzn na zapalniczkę. -On jest jakiś dziwny, naprawdę. Pewnie się naćpał, bo alkoholu od niego nie czuję. Przenoszę na niego swój wzrok i widzę, że uśmiecha się, jak głupek i patrzy raz to na mnie, a raz to na grób wujka.
-P-podrywasz mnie? -Wykrztusiłem, kiedy przeanalizowałem jego słowa.
-Zależy, czy chcesz, żebym to robił. -zagryzł wargę i kurwa, to chyba najseksowniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałem.
-Przepraszam, ale muszę już wracać. Cześć Harry. -Poprawiłem swój płaszcz i im prędzej wróciłem na parking. Jezu, co to było? Nawet nie wiem, czy ten chłopak był pełnoletni. Chwila, ja przecież nic o nim nie wiem, z wyjątkiem tego, że nazywa się Harry Styles i jest nad wyraz pewny siebie, odważny, oraz, że urodą przewyższą wszystkich. Również w znaczeniu dosłownym! Muszę wrócić do domu i się przespać. Ten chłopak równie dobrze mógł być wytworem mojej wyobraźni, która ostatnio lubi mi płatać figle. Potrzebuję duuużo snu, tak.

◈◈◈◈◈◈◈◈◈◈◈◈◈◈◈◈

Jezuuu, więc prolog za nami. Mam nadzieję nie tyle na gwiazdki, co na opinie. Ogromne dziękuję dla melisahunter, za okładkę, sprawdzenie rozdziału, poprawki, męczenie się ze mną przy tworzeniu tego pomysłu, po prostu za wszystko, naprawdę jesteś kochana, najlepsza! :) <3 Następny rozdział powinien pojawić się jeszcze w tym tygodniu. Miłego dnia xx

Above AllOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz