Rozdział 3

39 6 2
                                    

Niedługo po brzasku mała postać, rozciągnięta na improwizowanym łóżku, podniosła się. Dziewczyna przetarła ręką oczy i rozejrzała się dookoła. Mrok spowijał jeszcze większość wieży, ale miejscami wkradały się poranne promienie słoneczne. Cisza i spokój otaczały ją zewsząd, poza ledwieszłyszalnym stukaniem o mur. Odwróciła się w stronę, z którego dochodził odgłos i ujżała małą, skaczącą kulkę różnokolorowych piórek. Jej mały przyjaciel siedział w otworze okiennym i przyglądał się jej. Zdziwiona wstała i podeszła do niego. Koliberek przebierał nóżkami ze zdenerwowaniem lub podnieceniem. Nie była do końca pewna, bo niecodziennie obcowała ze stworzeniami różnych gatunków. W sumie to chyba było pierwsze zetknięcie dziewczyny ze zwierzętami od kiedy pamięta, dlatego czasami nie do końca wiedziała co znajomy chce jej przekazać. Nie zpodziewała się bowiem, że przemówi ludzkim głosem, dlatego pozostała jedynie intuicja i domysły. Było jej też o wiele prościej, ponieważ wiedziała lub tylko miała takie przeczucie, że zwierzę ma dobre zamiary i nie chce jej zdradzić.
Nie cierpliwy przyjaciel przebiegł kilka malutkich kroków, po czym wzbił się w powietrze i wylądował na, dopiero co kwitnącym drzewie. Dziewczyna błyskawicznie odwróciła się na pięcie i pognała schodami na dół, czasem przeskakując dwa lub trzy schodki na raz. Z lekką zadyszką wybiegła z wieży. Świeża bryza rozczochrała jej białe włosy. Zdenerwowana odgarnęła je szybko ręką, ponieważ zasłaniały jej widok i ruszyła w stronę zieleni. Wielkie drzewo dawało cień na jeszcze większym placu. Niedawno zakwinęło lazurytowymi kwiatami. Dziewczyna przeszła parę kroków dalej, od czasu do czasu muskając modre płatki kwiatów. Niektóre nadal tkwiły w paczkach, czekając na dogodną chwilę, aby onieśmielać swoim urokiem. Podeszła aż do pnia drzewa i objęła je. Chropowata kora ocierała się o jej palce pragnąc zdobyć jej uwagę. Czasem jakaś zabłąkana istotna wpęzła na jej palce, jednak niepewna szybko uciekała. Raz była to mała gąsieniczka, która łaskotała ją swoimi nóżkami, a innymi razem był to dostojny, czerwono- żółty motyl, który przygotowawszy się uprzednio, wzbijał się do lotu. Oparła swój policzek o kawałek kory nieznacznie obrośnięty miękkim mchem. Czuła się odprężona, czuła spokój i harmonię tego miejsca, czuła otaczającą ją florę i faunę, czuła, że to drzewo chce jej coś przekazać ... Zaraz, co? Oderwała głowę od łyka i Spojrzała ku górze. Kilka płatków spadło jej na twarz, ale poza tym wszystko było w swoim naturalnym porządku. Wróciła wzrokiem, więc do drzewa i szybko znów przyłożyła ucho do niego, nasłuchując dźwięków. Przymknęła oczy i znów to poczuła. To dziwne wrażenie, że roślina przed nią chce jej coś powiedzieć, ale w swoim dziwnym języku.
"Fuzivuza côte tayu'uti" "A'ikikhti"
Nasłuchiwała dłużej, ale tylko te słowa były powtarzane wciąż naokrągło, z taką zaciętością jakiej nigdy w życiu nie słyszała. Z trudem wydostała się z tego transu i odskoczyła kilka kroków w tył. Z wrażenia kręciło jej się w głowie, jednak, na nogach jak z waty, ruszyła do skupiska kamieni, gdzie zeszłego wieczora znalazła dużo krzemieni. Poszła z zamiarem znalezienia kamienia, który mógłby posłużyć jako kreda. Ku swojej satysfakcji znalazła kilka odłamków, hmm... Pokruszonej cegły? "Dziwne, czyli musiała tu być wyżej rozwinięta cywilizacja." myślała kierując się do wieży.
W swojej "siedzibie" napisała kilka razy te słowa na ścianie. Dla pewności zapisała je też pod łóżkiem i za kamieniem. Sama nie wie dlaczego ale wolała czuć się pewnie, nawet jeśli zapomni. Zdyszana biegiem po stopniach, usiadła i wyprężyła się po swoją torbę. Udało jej się sięgnąć po nią, nie wstawając z posłania.
- Mistrzowsko!- stwierdziła z uśmiechem na twarzy.
Wyprostowała się i położywszy sobie kosz na kolanach wyciągnęła kilka owoców. Wzięła jeden z nich do ręki i dokładnie obejrzała, po czym też obwąchała każdy jego kawałek. Przepołowiła go i spojrzała na niego. Wszystko wskazywało na to, że nadal jest świeży i zdatny do spożycia. Objęła, więc swoimi wąskimi palcami połówkę owocu i zaczęła go jeść. Z kolejnym i następnym odtwarzała tę samą procedurę co wcześniej, nie pomijając ani jednego kroku. Po znacznym późnym śniadaniu, a raczej wczesnym obiedzie, uprzątnęła wszystkie gniazda nasienne, ogonki i części skórek, których nie mogła zjeść. Ogarnęła też palcami wszelkie pęki w jej włosach i doprowadziła je do w miarę dobrego stanu. Zeszła spowrotem na dół i usiadła pod rozłożystymi gałęziami drzewa, które dawały jej cień. Przesunęła się bliżej pnia i oparła się o niego plecami. Przystawia ciekawa, na chwilę ucho do kory. Po dłuższym czekaniu znów drzewo przemówiło. Przymknęła oczy i wsłuchiwała się w powtarzające się wyrażenia. Niedługo później słowa przybrały inny kształt, inne brzmienie, bardziej zrozumiałe, płynne i czyste. Bez żadnych zakłóceń czy barier. Przysłuchiwała się baczniej wyłapując znajomobrzmiących sylab. Te, które słyszała wcześniej, były wypowiadane twardo, zachrypłym akcentem, pełnym podkreśleń na spółgłoskach takich jak: s, z, h i c. Teraz jednak słowa zmieniły swoje brzmienie. Bez trudu mogła zrozumieć głoszoną przez drzewo mantrę lub życiowe motto. Cokolwiek to było, było siekrowane do niej.
"Białowłosa jest tu obserwowana." "Musi uciekać."
Ale co to ma znaczyć. Obserwowana przez kogo? Przez tych gości, któży ją tu przywieźli, któży stworzyli pomieszczenie, a później je zamaskowali? Jak tak, to pytanie dlaczego?
- Gdzie mam się udać?- wypowiedziała bardzo cichym szeptem, aby ten, kto ją obserwował, niczego mię usłyszał. Roślina momentalnie zmieniła swoje słowa i wypowiadała zupełnie inne sentencje
- Uda się do Ieu, na wschód. Nie rozmówi się po drodze z nikim. Dopiero w twierdzy dostanie odpowiedzi. Wyruszy gdy księżyc będzie najjaśniej świecić. Do tej pory unikać będzie niebezpieczeństw i wszelkich sporów. Od niej zależy los Sedalle i Isêniele. Czarnooka uważa, oni obserwują. Obserwują...- powiedziało drzewo na jednym tchu i później zamilkło. Nie wiedziała czy czeka odpowiedzi, czy może umilkło na wieki. Odwróciła się jeszcze raz do niego i szepnęła:
- Dobrze, tak zrobię. Dziękuję.
W odpowiedzi dostała szum liści powiewanych wiatrem oraz jeden, idealny kwiat, który majestatycznie wylądował na jej kolanach. Była to zapewne odpowiedź, ponieważ żaden inny kwiat ani teraz, ani później nie opuścił swojego zaszczytnego miejsca na gałęziach w koronie drzewa.
Nurtowało ją jednak, czemu drzewo ją ostrzegło przed niebezpieczeństwem i co najważniejsze, czym a bardziej kim ono było? Po co ktoś miałby ją zamykać w pokoju z trupem, zmuszać do walki o życie i obserwować ją. Czyli nie jest sama. Ktoś za tym stoi.
Musnęła opuszkami palców rogu płatka kwiatu. On cały zadrżał, ale stwierdziła, że po tym co ją spotkało, nic tak małego jej nie zaszokuje. Ale to już było dziwne, nie tylko płatek drżał, ale i cały kwiat. Odłożyła go na ziemię i po chwili zauważyła, że wszystkie kwiaty na drzewie ruszają się, falują. Wyszła spod gałęzi i ujżała stado ptaków. Jej towarzysz przyprowadził ze sobą swoją rodzinę. Na czele jednak nie leciał koliberek, tylko biały ptaszek. Również podobny do koliberka, lecz cały biały i z dziobem ostrym i prostym jak szpikulec. Emanowała od niego spokojna aura, a słoneczna poświata ciągnęła się za nim daleko, zasłaniając innych towarzyszy z tyłu. Inne zwierzęta również były różnokolorowe, lecz nie były one przetykane czarnymi i białymi piórkami, jak u jej przyjaciela. Miały jednak, równie powykręcane dzioby i kolorowe oczy. Całe stado kierowało się do drzewa, które udzieliło tylu ważnych wskazówek białowłosej. Wszystkie ptaki usiadły na różnych jego gałęziach. Zaczęły spijać nektar z, już spokojnych kwiatów, rozkoszując się jego smakiem. Jej przyjaciel zleciał z gałęzi na jej ramię widocznie zadowolony, że udało mu się zadziwić dziewczynę. Później, gdy siedziała pod drzewem i podziwiała bawiące się ze sobą ptaki, koliberek podleciał do niej i stuknął dziobem w rękę. Ewidentnie chciał żeby za nim poszła, tak też zrobiła. Przyjaciel podleciał do białego ptaka zastygając w powietrzu przed nim, spoczywającym na jednym z niskich murów. Wykonał ruch, jakby mu się kłaniał. Spojrzał na dziewczynę, a ona załapała szybko tę aluzję i również oddała pokłon ptaku. Biały koliber kiwnął głową, dlatego dziewczyna się wyprostowała, tak samo jak i drugi poddany obok niej. Biała, zapewne królowa podniosła skrzydło i wskazała na mały złoty kwiat. Koliberek szybko podleciał i zabrał jej cenny przedmiot. Czy to czasem nie kradzież? Podleciał do niej i dał jej kwiat. Dziewczyna nie była pewna czy takie zachowanie nie będzie czymś złym. W końcu okradali królową, ale ona wydawała się jakby chciała go dać białowłosej. Bez sprzeciwu władczyni, a tym bardziej z jej aprobatą wzięła cenny przedmiot. Zamknęła w dłoni złoty kwiat i wraz z towarzyszem oddalili się spowrotem pod drzewo. Dziewczyna na zbierała jeszcze kilka owoców, po czym zaniosła je razem z kwiatem do wieży. Schowała kwiat między gruzami i zeszła na dół w poszukiwaniu drewna na ognisko. Znalazła kilka wysuszonych i powykręcanych gałązek, i gdy dzień chylił się ku końcowi weszła do swojej prywatnej twierdzy. Rozpaliła ogień, upewniając się, że jest dobrze zabezpieczony. Podeszła do okna, a bardziej otworu, w którym powinno być okno i czekała na wzejście księżyca. Nie wiedziała ile czasu jest do pełni, bo nie znała się na fazach księżyca. Mogła jedynie jej wyczekiwać. Wiedziała, że na szczęście nie jest do dzisiejsza noc. Położyła się na posłaniu i pogrążyła się w rozmyślaniach.
"Muszę znaleźć wodę. Długo tak nie pociągnę. Trzebaby się też ogarnąć w fazach księżyca. W końcu to przecież proste. Albo go przybywa, albo ubywa i tak na zmianę. I dokładne kierunki, wschód. Pamiętaj wschód... Plecak! Tak, plecak i przydałyby się jakieś nowe ubrania... Dużo tego, ale najważniejsza woda i księżyc, reszta pójdzie gładko." Usłyszała trzepot skrzydeł, był to jej przyjaciel i biała królowa, zapewne przylecieli, aby się ogrzać od ogniska. Dziewczyna wstała i z traw, jakie jeszcze jej zostały i kilku sztuk mchu, wyciągniętych ze swojego posłania, zrobiła coś na kształa gniazda. Stanęła przed ptakiem siedzącym w otworze okiennym i z wielką powagą wskazała na gniazdo blisko ogniska, kłaniając się przy tym. Ptak przystał na propozycję złożoną przez dziewczynę i zajął wygodne miejsce. Ona sama położyła się na swoim łóżku, a po chwili obok niej pojawił się jej towarzysz. Przysunęła go bliżej siebie i niedługo później zasnęli, zapadając w spokojny i głęboki sen.

Rozdział również nie sprawdzony, za co przepraszam ale chciałam, abyście mieli co czytać w trakcie przerwy świątecznej.
A teraz tak na szybko. Skoro na "wesołych świąt" już za późno, to życzę wam udanego sylwestra. Tylko wróćcie w jednym kawałku!
~~wewe

Biała upadła egeria.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz