Nadzieja żyje (cz.7)

50 7 2
                                    

Ken wbiegł do pustego akurat domu i rzucił się na łóżko. Czuł niesamowity ból, tym razem sprawiony przez siebie samego tej biednej dziewczynie i zarazem sobie. To dowód na to, że tworzą oni jedność.
W tym samym czasie Diana wleciała do swojego pokoju i zaczęła szukać tabletek nasennych, które kiedyś zabrała cierpiącej na brak snu, babci.
Nie znalazla. Swierdziła zatem, że pobiegnie do apteki i kupi tabletki, nawet mocniejsze od tamtych. Jak pomyślała, tak zrobiła.
W drodze do apteki wpadła na najlepszego przyjaciela Ken'a- Petiego . On spojrzał się na nią i dostrzegł zakrwawioną bluzę. On jedyny z jego znajomych, nie traktował jej już jak śmiecia, podkreślam już.
Popatrzył jej w oczy i rzekł tylko jedno słowo, wziął ją za rękę i prowadził. Diana, nawet nie protestowała, miała to gdzieś.
Chłopak przyprowadził ją do Ken' a. Stanęli przed jego drzwiami i czekali, aż otworzy. Ukochany Diany, otworzywsze drzwi, zaniemówił. Weszli do środka i położyli dziewczynę spokojnie na łóżku, po czym szybko opatrzyli jej rany.
Ona, nie wykrztusiła z siebie nawet słowa. Zerknęła tylko na Ken'a i zaczęła płakać. On  przytuliwszy dziewczynę, poprosił Petiego, aby zostawił ich już samych.
-Skarbie, daczego to zrobiłaś?- zapytał, gładząc ją palcem po policzku.
Diana, nic nie odpowiedziała.
- Maluszku, przepraszam. Zdaje sobie sprawę, że my wszyscy bardzo cię krzywdziliśmy, ale muszę ci coś powiedzieć. - rzekł.
- Co takiego?- wykrztusiła drżącym głosem.
- Muszę ci powiedzieć, że fakt, oni robili to bezmyślnie, ale pamiętasz, jak ostatnio oskarżyłem Cię tak bezlitośnie?
- Pamiętam i nigdy nie zapomnę...-odrzekła.
- Wiem, że tego nie zrobiłaś, tylko chciałem cie chronić. - powiedział.
- Jak to?- spytała, tuląc się do niego jeszcze mocniej.
- Słuchaj, wiem, że możesz się teraz bardzo wyatraszyć, lecz kojarzysz Endiego i Kariego? Tych moich dwóch, bardzo niebezpiecznych, byłych kolegów.
- Tak...
-Powiem wprost, oni chcieli cie skrzywdzić. Ja po prostu chciałem cie chronić.
- Jak to? Dlaczego nie powiedziałeś mi tego i tak mnie upokarzałeś?
- A czy, jeśli, powiedziałbym ci to tak po prostu, dałabyś sobie ze mną spokój? Zrozum, Słoneczko, że chciałem cie chronić.
-Już rozumiem.
- Teraz, obiecuje, iż nigdy nie pozwole cie skrzywdzić, będę cie zawsze odprowadzał pod sam dom i robił czego sobie tylko zapragniesz. A, jak chodzi o to, co masz na ręce...
-A ty nie masz? Przecież widzę.-przerwała mu.
- Mam. - rzekł.
-Czemu?
-Już nie istotne...A jeśli chodzi o ciebie. Obiecaj mi, że jeśli będziesz miała jakiś kłopot, powiesz mi o tym i nie zrobisz sobie już nigdy krzywdy.-powiedział.
- Obiecuje, tylko, zawsze przy mnie bądź.- powiedziała wzruszona.
Ken, pocałował ją w czoło, po czym położyli się razem i zasnęli.

Nadzieja ŻyjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz