Rozdział 6.

231 29 4
                                    

 Jennifer odniosła leki do Willa, który podziękował jej wylewnie, aby po chwili zniknąć zza szarymi kotarami. Przy drzwiach szpitala czekał na nią Leo, przestępując z nogi na nogę. Wyszczerzył zęby, wyciągając ku niej swoją opaloną dłoń. 

 -Odprowadzić Cię mała? 

 -Jeżeli powiem nie, i tak mnie odprowadzisz. -zauważyła. Mina mu zrzedła na moment, usłyszawszy jej słowa, jednak po chwili jego twarzy przybrała normalny wyraz. 

 -W sumie zgadza się. To idziemy, czy będziemy tu stać wieczność?- mruknął lekko zniecierpliwiony, na co dziewczyna westchnęła i podeszła do niego, klepiąc go w ramię. 

 -Zachowujesz się jak dzieciak.

 Skierował na nią poważny wzrok. 

-A kto powiedział,że nie jestem dzieciakiem?

Jennifer nie miała ochoty ani humoru się z nim kłócić,więc tylko wzruszyła ramionami. 

 -Nikt. 

 Chłopak chyba wyczuł,że coś jest nie tak, ale się nie odezwał. 

 -To idziemy? 

Podniosła wzrok, który uprzednio wbiła w ziemię. Podrapała się głowie. \

 -Nie obraź się Leo, ale chciałabym się jeszcze przejść. W samotności.- dodała szybko, widząc,że Latynos już otwierał buzię, aby coś powiedzieć.Westchnął tylko głośno, aby wykazać swoją cierpliwość do dziewczyny. 

 -Jasne. Samotność. Smutek.Melancholia. Ogarniam te klimaty.-pstryknął palcami w jej stronę, a kąciki ust dziewczyny uniosły się nieznacznie.

 -Dokładnie.-uścisnęła krótko jego dłoń, po czym skierowała się w stronę miejsca do treningów. 

**

Poczuła się jak w raju, kiedy mogła w samotności postrzelać z łuku. Założyła cięciwę, wzięła strzałę, w myślach jak zawsze obliczając prędkość, z jaką powinna wbić się w koło. Przybrała odpowiednią pozycję i wystrzeliła. Krótki świst rozległ się w powietrzu, a Jennifer zadowolona spojrzała, na miejsce zaraz obok środka, w którym teraz była wbita strzała. Chciała wycelować po raz kolejny, kiedy za nią rozległ się dziewczęcy głos. 

 -Nawet nieźle.- przed Jen stała Piper z promiennym uśmiechem na twarzy, a tuż obok niej stała Annabeth. Mierzyła wzrokiem córkę Apolla i ku jej zdziwieniu, blondynka się uśmiechnęła. 

Piper spojrzała na starą przyjaciółkę, a w jej oczach błyszczał podziw, a jednocześnie zdziwienie. 

-"Nawet nieźle"? Ann, przecież świetnie sobie radzi!- wspomniana zerknęła jeszcze raz w stronę głęboko wbitej strzały. 

-Nie mówię,że nie.- odezwała się,a jej głos brzmiał spokojnie.-Ale Jennifer mogłaby być jeszcze lepsza.

Szesnastolatka kiwnęła szybko głową. Wiedziała,że przed nią jeszcze dużo pracy i spodobało jej się,że córka Ateny nie stara się wmawiać jej,że jest cudowna i najlepsza. 

McLean spojrzała na nią z uśmiechem. 

 -W sumie racja.Wiesz Jenny, Annabeth też radzi sobie z łukiem. Radzi to mało powiedziane.

Szarooka spojrzała na nią zażenowana, jednak kąciki jej ust podniosły się lekko. 

 -Tak,ja jestem przecież we wszystkim najlepsza, Piper. 

 Przyjaciółka pokiwała energicznie głową, choć wiedziała,że Chase ironizuje. 

  -Dokładnie tak! 

Życie Herosów.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz