Rozdział 7.

206 27 6
                                    

 Jennifer zakaszlała po raz setny tego ranka. Leżała w łóżku, obok niej było mnóstwo chusteczek, z czego połowa została już wykorzystana.Klęła w duchu za swoją głupotę.  

 ,,Po co wylatywałam z tego cholernego domu?!"-myślała wściekła. Wcześniejszego wieczoru, w godzinach druga-trzecia w nocy, zachciało jej się pospacerować po całym obozie. I tak zrobiła. Teraz za to leżała rozpłaszczona na swoim posłaniu, kichając i kaszląc na okrągło. 

Przeleżałaby w łóżku cały dzień, gdyby nie fakt, że godzinę później brakło jej chusteczek. Żadne spośród jej rodzeństwa nie miało tak przydatnej dla niej paczuszki. Zrezygnowana założyła czarną bluzę, gotowa wyjść z domu i pytać innych obozowiczów o chusteczki. Przystanęła na środku mieszkania, patrząc po raz ostatni z nadzieją na swoje rodzeństwo, jednak wszyscy pokręcili przecząco głowami. Zrezygnowana westchnęła, kiedy coś walnęło ją w czoło. Podniosła rzecz i ku jej zdziwieniu, w rękach trzymała paczkę chusteczek. Rozejrzała się dookoła, a jej wzrok utkwił w zielonookim blondynie, który stał w drzwiach, opierając się o nie. 

Uśmiechnęła się do niego szeroko. Mijając go w drzwiach,szepnęła mu do ucha: 

 -Dzięki Cody.- chłopak przewrócił tylko oczami, wchodząc do domu. 

Jennifer z ulgą wyciągnęła jedną chusteczkę, wypróżniając swój nos. Spacerując po obozie, minęła się z Chejronem. 

 -Dzień dobry,Chejronie. 

Centaur nie zauważył jej od razu, dopiero po chwili uśmiechnął się do niej delikatnie. 

 -Witaj, Jennifer.Udało Ci się odnaleźć w obozie?

 -Tak mi się wydaje.- uśmiechnęła się do niego. 

 -Bardzo mnie to cieszy. Zaprzyjaźniłaś się z kimś?

 Jen nie wiedziała,czy Chejron zawsze tak wypytywał nowych herosów,ale nie przeszkadzała jej troska centaura.  

-Tak.Wydaje mi się,że kilka osób mogę nazwać moimi przyjaciółmi,ale najbliżsi są mi Leo, Piper i Kalipso. 

 Nauczyciel uśmiechnął się tylko. 

 -Świetnie. Z tego co widzę Jennifer, choroba dopadła w końcu i ciebie? 

Jakby na potwierdzenie tych słów,dziewczyna kichnęła głośno. 

 -Taaaaak..Zaraz wybieram się na poszukiwanie chusteczek.- wskazała palcem na paczuszkę trzymaną w jej dłoni. 

 -Trzymam kciuki-kiwnął głową-Widzę jednak,że nieźle sobie radzisz? Widzimy się dzisiaj na łucznictwie? 

Jen pokiwała głową.

 -Oczywiście. 

Następną godzinę spędziła na poszukiwaniu herosów,okazujących miłosierdzie.Nikt nie miał chusteczek,więc się poddała. Gdy szła na lekcje szermierki, zderzyła się z jakimś chłopakiem. Podniosła się szybko. 

 -Przepraszam!- "jakimś chłopakiem" okazał się Nico di Angelo,syn Hadesa.  

 -Nic się nie stało-mruknął posępnie, a Jennifer postanowiła posunąć się do ostatecznego kroku. Gdy chłopak kierował się już w przeciwną stronę, dogoniła go. 

 -Em..Wiem,że to dziwnie zabrzmi, ale...Masz chusteczki?- przez chwilę myślała,że posępny chłopak zignoruje ją i pójdzie, jednak po chwili jego usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu.Pierwszy raz widziała,aby syn Hadesa uśmiechał się w ten sposób. 

 -Ty też masz katar, co? 

-Dokładnie. 

Pokiwał głową i włożył ręce do kieszeni. 

Życie Herosów.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz