Rozdział 4.

337 34 6
                                    

Piper klęczała na ziemi i opatrywała ranę Jasona. Jego ramię było poszarpane, te dzikie stwory zaatakowały go, gdy chronił Hazel przed atakiem. Oprócz tego, nic poważniejszego mu się nie stało. Córka Afrodyty cały czas myślała o Jennifer. Znały się zaledwie kilka tygodni, a ona już była gotowa poświęcić się dla niej. Zbierało jej się na płacz, ale starała się powstrzymać potok łez. Córka Apollina leżała teraz w szpitalu, uleczana przez jej rodzeństwo i nimfy. Te piękne istoty okazały się naprawdę przydatne po wyrządzonych przez potwory szkodach. Biegały dookoła rannych i robiły co mogły, aby im pomóc. Piper, choć nigdy za nimi nie przepadała, poczuła do nich przypływ sympatii. Gdy Jason w miarę doszedł do siebie, pocałowała go w czoło i poszła do Annabeth, która niespokojna siedziała przy Jamesie Horace'u. Gdy włócznia powaliła Jennifer, a on się nad nią nachylił, potwór zaszedł go od tyłu. Choć rana nie była groźna, blondynka była niespokojna. McLean poklepała ją delikatnie po plecach i przysiadła obok niej.

-Nie martw się, rana na szczęście nie jest poważna.

Chase spojrzała na nią spokojnie.

-Nie obawiam się raną. Bardziej niepokoi mnie to, co miało tu miejsce zaledwie kilka godzin temu. -Czirokeska spojrzała na nią zaciekawiona, więc kontynuowała.

-To przecież oczywiste, że ten atak nie był własną wolą tych potworów. Ktoś musiał ich przysłać.Ktoś bardzo potężny.

Piper zrozumiała.

-Czyli myślisz,że...To mógł być któryś z bogów?

Córka Afrodyty bardzo nie chciała usłyszeć odpowiedzi na to pytanie. Ku jej rozczarowaniu, Annabeth westchnęła.

-Jestem tego pewna.

Ich rozmyślania przerwał cichy jęk chłopaka.

-Co jest..?

Annabeth spojrzała na niego opanowana, klepiąc go delikatnie w dłoń.

-Leż jeszcze i nawet nie próbuj się podnieść.

-Tak jest, mamo.-kąciki jej ust uniosły się nieznacznie.Brunet zerknął na Piper. Dziewczyna z nieznanych jej powodów, poczuła się strasznie niezręcznie, postanowiła więc się zmyć.

-Idę do Jenny.

Annabeth kiwnęła głową, a chłopak spojrzał na nią dziwnie. Nie potrafiła rozgryźć tego spojrzenia, więc skierowała się w stronę szpitala. Droga zajęła jej dosłownie chwilę.Nic dziwnego, w końcu biegła. Gdy doszła na miejsce, była zszokowana. Było tak ciasno, wszędzie leżeli obozowicze, jedni bardziej ranni, inni mniej. Zajęło jej dobrą chwilę, zanim zlokalizowała Jennifer. Leżała na końcu sali, była nienaturalnie blada, jej oddech był nierównomierny, widać było,że bierze następny z największym trudem. Jej ręce były poharatane. Cała się trzęsła, więc była przykryta cienkim kocem. Nie miała okularów, leżały obok na malutkiej szafce nocnej.Jej włosy były rozrzucone na wszystkie strony, jej czoło było mokre od potu. Serce Piper pękło, gdy ją zobaczyła i nie mogła powstrzymać lecącej łzy.

-Pipes?

Dziewczyna dopiero teraz zauważyła Leona stojącego obok łóżka. On też nie wyglądał za dobrze. Jego noga była owinięta ogromnym bandażem, miał limo pod okiem, a jego dłonie także były w bandażach. Stał z rękami założonymi na piersi i patrzył smutnym wzrokiem na poszkodowaną dziewczynę.

Chyba zauważył,że jego przyjaciółka jest na skraju rozpaczy, więc wyciągnął do niej ręce. Piper bez chwili zastanowienia wtuliła się w chłopaka. Tak bardzo cieszyła się,że ma takiego przyjaciela jak Leo, sprawiło,że jej humor nieco się poprawił. Stali tak przytuleni, gdy do łóżka Jennifer podeszła Kalipso. Czirokeska obawiała się,że nimfa mogłaby tą scenę odebrać nieco inaczej niż oni, więc chciała się odsunąć od przyjaciela, jednak ona uśmiechnęła się do niej ciepło. Córka Afrodyty wtuliła się więc w chłopaka, a on objął ją ramieniem. Kalipso natomiast usiadła na skraju łóżka i odkryła dziewczynę kołdrą. Już chciała podnosił koszulkę Jennifer, kiedy zauważyła latynosa.

Życie Herosów.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz