Rozdział 10.

205 28 6
                                    

 Jennifer zamknęła za sobą drzwi, pozytywnie zaskoczona. Poczuła się doceniona,a to dość przyjemne uczucie. Uśmiechnęła się jak kretynka sama do siebie i rzuciła się na swoje łóżko. Przez dłuższą chwilę leżała wpatrzona w sufit, kiedy nad nią pojawiła się głowa Willa. Uśmiechnął się do niej i założył ręce na biodra.

- No witam - dziewczyna wyczuła w jego głosie dziwną nutkę, więc podniosła się prędko, spoglądając na niego oczekująco. Widząc to, brat przestał owijać w bawełne. - No dobra.Mów jak było! - gestem dał znać, aby zrobiła mu miejsce obok siebie. Nie rozumiejąc o co chodzi, przesunęła się szybko dając mu jedną z poduszek. - Dzięki, mój ty skarbie.

- Will błagam Cię, nie bądź taki miły! To mnie niepokoi - wyrzuciła, splatając swoje palce. Jej towarzysz wzruszył ramionami.

- Nie rozumiem o co Ci chodzi. Przecież zawsze jestem dla ciebie cudowny.

Jennifer zgodziła się kiwnięciem głowy.

- Racja, w tej kwestii nie mogę nic powiedzieć. Więc o co chodzi? Czas na naszą terapie? - spytała zrezygnowana, jednak ku jej zdumieniu,chłopak pokręcił przecząco głową.

- Zapominasz,że to Piper jest od terapii. Właśnie, dawno jej nie było,więc podejrzewam,że dzisiaj wpadnie po ciebie na dłuższą pogawędkę. - słysząc to, wywróciła oczami, pokazując swoją irytacje.

- Nie mogę się doczekać.

- Wracając: nikogo nie ma w domku,więc chcę skorzystać z okazji. Gdzie wczoraj byłaś?

- Na spacerze - Jennifer nie zamierzała mówić Willowi o zaistniałej sytuacji,choć był jej bliskim przyjacielem. Wolała nie rozpowiadać tego, bo jak zwykle wszyscy wzięliby ją za "bohaterkę", choć wcale nic takiego nie zrobiła. Odnosiła czasami wrażenie, że wszyscy traktują ją jak małe dziecko, któremu się nie udaje, ale mimo to ciągle ją chwalą. - Nie kłamie! Przecież wiesz, że czasami mi odbija i wychodzę w środku nocy na zewnątrz. -starała się brzmieć jak najbardziej przekonująco i chyba jej się to udało. Brat poprawił blond loki i wstał z podskokiem. Podał rękę dziewczynie, która także prędko się podniosła. Gdy usatysfakcjonowana szła obok niego, odezwał się spokojnym tonem.

- I tak Ci nie wierzę, kłamczucho.

- Odczep się - rzuciła szybko, przyśpieszając kroku. Przyszła lekko spóźniona na śniadanie, więc usiadła na rogu ławki. Los najwyraźniej tak chciał,że obok niej siedział Cody, którego postanowiła zignorować. Miała już serdecznie dość użerania się z tym kretynem. Na szczęście chłopak także nie wykazywał zainteresowania jej osobą. Zjadła prędko śniadanie, ucinając sobie krótką pogawędkę z rodzeństwem. Wstała, otrzepując się z resztki okruszków, ruszając przed siebie. Planowała skierować się w stronę placu do szermierki. Idąc, po drodze rozmyślała o tym, co czeka ją już za kilka tygodni. Wakacje się skończą, więc Obóz Herosów prawdopodobnie też. Tęskniła za mamą, owszem! Nie mogła się doczekać spotkania z nią, ale świadomość,że porzuci to miejsce na 10 miesięcy dobijało ją.W nosie miała to,że tutaj większość osób nabijało się z niej, szeptało obelgi za jej plecami. Jej przemyślenia przerwał wesoły głos Leo.

- Cześć mała, dawno nie rozmawialiśmy, nie? - Jennifer prędko się ocknęła i uśmiechnęła się lekko.

- Zgadzam się. Brakowało mi dawki pożądnej głupawki - chłopak zrobił dziwny podskok w powietrzu, pod koniec kłaniając się.

- Leo Valdez zawsze do usług. Gdzie idziesz? - zapytał, uważnie się jej przyglądając, co nieco speszyło dziewczynę.

- Na zajęcia, a gdzie mam iść?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 24, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Życie Herosów.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz