Wprowadzenie

519 52 9
                                    

Jestem Frank, Frank Iero, a to moja historia. Pamiętam wszystko dokładnie, tak jakby to wydarzyło się wczoraj. Może i minęło sporo czasu, lecz zdecydowałem się to opowiedzieć.

Byłem jeszcze szczeniakiem, siedemnastoletnim chłopakiem uczącym się w liceum w New Jersey.

Był początek września.
Dokładnie był 9 września.

Tego dnia wstałem lewą nogą. Zarwałem noc, przez co się niewyspałem. Uhmm... jeszcze spóźniłem się na pierwszą lekcje.
Piękny początek dnia.
Sprawdzając w pośpiechu zawartość torby, przypomniało mi się że zostawiłem zapalniczkę na biurku. Nie miałem ognia, jeszcze lepiej.

Wbiegłem do szkoły po czym udałem się pod pokój nauczycielski, by sprawdzić plan lekcji. 2E... miałem teraz matematykę na pierwszym piętrze. Nerwowo szukałem swojej klasy, po czym zobaczyłem drzwi sali od matematyki.
Stanąłem, poprawiłem swoje kruczoczarne włosy, założyłem je za ucho i niepewnie zapukałem w ciemne drzwi i usłyszałem donośny głos:

-Proszę wejść!- usłyszałem po czym wszedłem nieśmiało i wybąkałem przeprosiny za spóźnienie

-Ach...-westchnął nauczyciel, pan Smith- Iero, to kolejne spóźnienie w tym tygodniu, zdajesz sobie z tego sprawę hm?

-Przepraszam profesorze.- powiedziałem cicho i udałem się lekko chwiejnym krokiem do swojej ławki, ale poczułem nagle jak upadam

-Na litość boską co się... Frank co ty robisz na podłodze?!- wydarł się Smith

Odwróciłem głowę i zauważyłem że czyjaś noga jest wystawiona z ławki, to była noga Gerarda Waya- chłopaka który wyjątkowo mi działał na nerwy, mimo tego że go nie znałem zbyt dobrze, poprawka, wcale go nie znałem.
Wiedziałem tylko że uwielbia rysować, nic szczególnego.

Odwrócił się w moją stronę po czym rzucił "Wybacz."- tłumaczył się że chciał tylko zawiązać sznurówki swoich ubłoconych conversów.

-Taa jasne, i co jeszcze dziwaku?- powiedziałem w myślach i z gracją słonia w składzie porcelany podniosłem się na nogi.
Moje kolana były lekko obolałe, a czarne rurki w tym miejscu były lekko pobrudzone. No cóż... nie był to pierwszy i ostatni raz kiedy Way ze mną zadarł.

Pamiętam jak na początku roku szkolnego pobiłem się z nim, bo zarywał do mojej dziewczyny, która i tak pare dni później zerwała ze mną, tłumacząc się że nic do mnie jednak nie czuje.

Taa, ale w weekend spotkałem ją i Gerarda Księżniczkę Dziwoląga Waya w pubie jak się obściskiwali. I tak wiedziałem że już niedługo on ją zostawi.
Skąd?

Way już w pierwszym tygodniu szkoły wyrobił sobie niezłą opinię. Zawsze podsłuchiwałem jak chwali się swoimi miłosnymi podbojami. Wyrywał laski, zabawiał się z nimi, po czym zostawiał jak psa i tak w kółko.

Naprawdę, nienormalny facet...

Tego samego dnia, gdy szłem korytarzem, ktoś we mnie wbiegł.
To był znowu on... ja pierdziele, gościu ma chyba dzisiaj jakiś wyjątkowy problem ze mną.
Zobaczyłem jego teczkę na ziemi z której wysypały się wszystkie jego bazgroły, widziałem jak się podnosi i cały roztrzęsiony zbiera je z podłogi i wkłada szybko to teczki.

Po tym zdarzeniu nie widziałem go do końca lekcji.
-Pewnie spieprzył do łazienki.- burknąłem pod nosem, poszedłem w stronę wyjścia.
Zszedłem po paru schodkach i udałem się do najbliższego sklepu, by kupić zapalniczkę.
Mogłem poczekać z tym jak wrócę do domu ale strasznie chciało mi się palić.
-Nałogowiec...- sumienie tak stwierdziło
Kij z tym, uzależnienie od papierosów nie jest czymś złym.
A skoro mama i tak nie wiedziała, tym lepiej.

Idąc ścieżką pomiędzy budynkami, spostrzegłem w oddali chłopaka.
Miał lekko kręcone, czarne włosy.
Gdy podszedłem bliżej poznałem że tym chłopakiem jest Way.

-Szlag, czemu ciągle na niego trafiam?- parsknąłem

Założyłem kaptur i szybko minąłem, by mnie nie zauważył.
Jednak za późno, usłyszałem za moimi plecami szyderczy śmiech chłopaka.
Byłem już gotów się odwrócić i strzelić mu prosto w pysk, gdy zauważył że jestem wzburzony.

-Gdzie tak ci się spieszy, co Iero?- spytał unosząc brew

-Szpiegujesz mnie czy co?- odpyskowałem, po czym wyjąłem z kieszeni bluzy papierosa i już byłem gotów zapalić lecz nie miałem czym podpalić.

-Pff, nie skacz tak.-odparł- Ooo, pyskunowi zachciało się palić hm? Wiesz, będe dla ciebie wyjątkowo miły w tej okoliczności...-przerwał i w tym momencie wyciągnął z kieszeni kurtki zapałki. Zapalił jedną i podstawił mi pod szluga.

-Eee...- mruknąłem- Dzięki, nie musiałeś.- odwróciłem się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłem ku mojemu domowi.
Cała ta sytuacja była dziwna...
Gerard Arthur Way... największe gówno które chodziło po tym mieście, dopomógł mi.
Dziwne?

To było conajmniej dziwne... ciekawe co mu strzeliło do jego pustego, czarnego łba.




A więc macie tu pierwszą część moich wypocin. To moje pierwsze opowiadanie tego typu, ponieważ nie pojawi się tutaj wątek Frerard... A może....kto wie???

Gwiazdki i komentarze bardzo motywują.
~...

BloodmanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz