Dylan

99 10 5
                                    



Ona. Najpiękniejsza na świecie, w każdym geście tak dokładnie przypominająca chodzący cud. Była na wyciągnięcie ręki, jednocześnie kołysząc się delikatnie w objęciach innych ramion. Patrzył na to z boku, z ławki po jej lewej stronie. Profesor Darson tłumaczył kolejne motywy w lekturze, na którą nawet nie zerknął przez ostatnie tygodnie. Mieli tyle czasu na przeczytanie jej, ale nic nie mógł zrobić z tym, że jedynym punktem, który skupiał całą jego uwagę była Ona.

Przez kilka minut Sam cicho opowiadał jej coś, przez co na idealnych ustach dziewczyny krył się delikatny uśmiech – jeden z tych, doprowadzających go do szaleństwa. Na końcu jego historii uśmiechnęła się szeroko, podnosząc minimalnie ramiona. Zawsze tak robiła. Promienie słońca padły na jej twarz, uwydatniając prosto zarysowaną linię nosa, wypukłe usta i długie rzęsy, rzucające jeszcze dłuższy cień na policzki. Był jak zaczarowany, bo w końcu Ona była całą magią. Sama myśl o Niej sprawiała, że wiecznie poszarpane nerwy stawały się ciągłą linią, opanowującą całe jego ciało. Odprężał się myślą o Niej. Zasypiał z Jej wyobrażeniem. Wtrącał Jej imię w przypadkowe zdania. Była jego światem od dnia, w którym ją zobaczył. Później usłyszał jej głos. Niby zwyczajny, a jednak tak szybko wykradający mu powietrze z płuc. Dałbym wszystko, by móc ją przytulić, dotknąć, by...
- Dylan!
Chciałbym budzić się przy Niej, patrzeć jak jej włosy układają się w najładniejszy nieład na świecie, jak...
- Dylan Crawt!
Czekać, aż wróci z pracy, aż zacznie opowiadać o całym swoim dniu, w pauzach między zdaniami charakterystycznie zaciskając usta w wąską linię, aż...
- Dylan! - poczuł ukłucie w bok, co skutecznie wyrwało go z rozmyślań.
Twarz Alex znajdowała się kilkanaście centymetrów od jego. Brunetka miała zmarszczone czoło i zmrużone oczy. Minimalnie przekrzywiła głowę w lewo.
- Darson cię pyta – szepnęła chłodnym tonem.
Spojrzał na profesora, stojącego tuż przy tablicy. Zarysy mięśni widoczne były nawet spod jego jasnej, obcisłej koszuli. Dobrze się staruszek trzymał, trzeba mu to było przyznać.
- Dziękujemy ci bardzo, Dylanie, za poświęcenie nam odrobiny twojego cennego czasu, który z takim zapałem przeznaczałeś na lustrowanie Lei. – Głęboki głos nauczyciela uciszył ostatnie szepty w klasie, dzięki czemu chłopak doskonale usłyszał dwa westchnięcia, dochodzące go z przeciwnych stron. Alex po lewo i Lei po prawo.
Zacisnął pięści na krawędzi ławki, opanowując zbierające się w nim upokorzenie. Znowu zachowałem się jak narwany szczeniak. Jak Jensen... Sam nie wiedział, czemu ta myśl pojawiła się w jego głowie tak szybko. Poczuł się jeszcze gorzej.
- Mógłbyś powtórz moje ostatnie słowa? - Darson kontynuował. On nigdy nie odpuszczał tak łatwo.
Crawt szybko zerknął na zegarek, oplatający jego lewy nadgarstek. 2 minuty. Postanowił grać na zwłokę.
- Dziękujemy ci bardzo, Dylanie, za po... - zaczął, wysuwając delikatnie brodę. Przejmował kontrolę nad sytuacją. Nienawidził być upokarzany. Nienawidził tego najbardziej na świecie, nawet bardziej niż bezradności związanej z uczuciami wobec Lei.

- Crawt! - Profesor podniósł głos, kładąc swoją masywną dłoń na ciemnym blacie biurka, sięgającego mu trochę poniżej biodra. Niski skurczybyk.
- Profesor Darson – odpowiedział Dylan.
W duchu naprawdę lubił człowieka, ale w takich sytuacjach zawsze chciał wyjść obronną ręką. Przynajmniej ten raz próbował pokazać na tle klasy, że nie jest jednym z tych, którzy dają sobą pogrywać. Oczywiście, że w rozmowie jeden na jeden nigdy bym tak nie zagrał, bo przysięgam, szanowałem Darsona bardziej, niż jakiegokolwiek nauczyciela. No, może panią Fletch, ale tylko dlatego, że w tych ciemnych spodniach miała naprawdę dobry tyłek. Nie tak dobry, jak Lea...
- Pogrywasz sobie, chłopcze – mruknął mężczyzna po chwili ciszy.
- Życie to jedna wielka gra, panie profesorze.
- Aktor?
- Amator – poprawił go brunet.
Uśmiechnął się. 1:0, Darson.
- Wojownik – dodał po chwili.
- Lubię takich. Pewnie myślisz sobie, że wyszedłeś obronną ręką, prawda? - Wcięło go  w krzesło na dźwięk tych słów. Facet zawsze wiedział, co powiedzieć. - W takim razie użyjesz tej ręki do napisania i obrony swojego genialnego zagadnienia „amatorski wojownik" w pracy dotyczącej obecnej lektury. Jestem pewien, że znajdziesz wiele przykładów do rozwinięcia tego motywu literackiego.
W klasie rozeszły się ciche śmiechy dokładnie w tym samym momencie, w którym zadzwonił dzwonek na przerwę. Darson z cwanym uśmiechem zamknął książkę na biurku, spakował ją do teczki i ruszył w kierunku drzwi, gdzie zatrzymał nastolatka, chwytając go ramię.
- Odpuść, Dylan, to nie ten wymiar rzeczywistości. Obróć się z uwagą. Może nie o trzysta sześćdziesiąt stopni - dokładne sto osiemdziesiąt wystarczy, by dostrzec coś o wiele cenniejszego.
- O czym pan mówi? - mruknął zdziwiony jego słowami.
- Zastanów się nad tym. Nie jesteś głupim dzieciakiem, Crawt – rzucił, wymijając go.
Wyszedł z klasy. Dylan został sam na sam ze swoimi myślami, co tym bardziej pogorszyło jego nastrój. Jakie obracanie się?
Uwielbiał słuchać Darsona, ale nienawidził nie rozumieć aluzji. Chciał wiedzieć, jaki był sens wypowiedzi, wciąż huczącej mu w głowie.
- Sto osiemdziesiąt wystarczy? - powtórzył cicho.
Pusta sala wcale nie pomagała w poukładaniu myśli. Głupio odwrócił się o tyle, ile mu powiedziano, mając nadzieję, że coś zobaczy. Nieustawione krzesła i przekrzywione ławki. Czy o to chodziło Darsonowi? Miałem je poprawić?
Cholera. Powiedział przecież, że nie jestem głupim dzieciakiem. Tu chodziło o coś więcej. O znacznie więcej, niż mógł wtedy pomyśleć. W tamtym momencie, stojąc w pustej już sali, był zbyt zaślepiony, by dostrzec coś o wiele cenniejszego, jak to mówił Darson. Był geniuszem. Imponował mu.
Chciał być tak mądry, by robić z ludzi głupich.


///\\\

Gwiazdkujcie, komentujcie, to ważne, chcę wiedzieć, czy ktoś tu zagląda :c

PS Dylan będzie chyba jednym z moich ulubionych bohaterów :')






ŚródmieścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz