Drzewa mają uszy...

64 8 0
                                    


Zmiany w życiu są potrzebne. Świat bez zmian stałby się po prostu nudnym miejscem chwilowego pobytu, w którym nic nigdy się nie dzieje. Niewielkie modyfikacje niektórych mało istotnych rzeczy w naszym życiu tak naprawdę zdarzają się średnio raz na tydzień, ale tym razem nie taka zmiana czekała Mike'a...
Deszcz padał z minuty na minutę coraz mocniej i mocniej. Wydawać by się mogło, że najgłupszym pomysłem w tym momencie była podróż w nieznane. Głównie z dwóch powodów. Po pierwsze jazda samochodem w taką ulewę nie była bezpieczna i nie ważne czy jedziesz fiatem 126p czy nowiutkim Porshe. Tylko głupcy wsiedli by do samochodu w taką pogodę. Po drugie deszcz w wielu kulturach zapowiada nadchodzące zło. Często uważany jest za przestrogę i próbę zatrzymania człowieka przed dokonaniem czegoś co diametralnie zmieni jego życie. Nigdy jednak nie wiadomo, czy zwiastuje to zmianę na lepsze, czy na gorsze.
Mike i jego siostra jednak nie byli ani głupimi ludźmi, ani przesądnymi. Jechali teraz w stronę Parksters 120 km/h. Parksters było opuszczoną wioską, która została niemal całkowicie zbombardowana w czasie wojny. Mimo tego, że minęło wiele po konflikcie zbrojnym, do tej pory wieś nie została odbudowana. Wzbudzała ona niepokój w ludziach. Niektórzy mówili, że widzieli tam dziwne rzeczy, dlatego na ogół nikt nie zbliżał się do tego miejsca. Parksters było oddalone od Kaytus o 45 km. Mike pamiętał, że mama zawsze prosiła go, żeby trzymał się z daleka od tego miejsca.
Casie wyglądała na skupioną i zamyśloną. Nastolatek miał coraz więcej pytań, ale bał się cokolwiek powiedzieć. Sam nie wiedział dlaczego. Kiedy przejechali już jakieś 40 km w końcu się odezwał
- Po co jedziemy do Parksters? Przecież nie ma tam nic oprócz ruin i tych mega starych drzew, które wszystkich przyprawiają o gęsią skórkę?
- Wow. Skoro czarodziej, który ma stanąć twarzą w twarz przeciwko największemu czarnoksiężnikowi wszech czasów boi się drzew, to nie widzę tego najlepiej... - zaszyderowała Casie.
- Odpowiesz mi na pytanie? - zapytał widocznie sfrustrowany Mike. - Po co tam jedziemy?
- Otóż mój drogi bracie, sądzę że nie pocieszy cię fakt iż będziesz musiał porozmawiać z jednym z tych "strasznych" drzew.

Mike otworzył szerzej oczy i spojrzał na siostrę.
- O nieee na głowę jeszcze nie upadłem. Nie ma mowy, żebym rozmawiał z przerośniętą, starą roślinką.
- Czy ja powiedziałam porozmawiał?- retorycznie zapytała siostra - Musiało mi się coś pomylić. Nie będziesz z nia rozmawiał...
- Sens tego wszystkiego zaczyna wracać. -Przerwał jej Mike.
- ... będziesz do niego mówił. - Dokończyła dziewczyna.
- No i żegnaj sensie. Nie zamierzam rozmawiać z drzewem. Wiesz co by powiedzieli moi kumple, gdyby to zobaczyli? Powiedzieli by, że albo jestem dendrofilem, albo chory psychicznie.
- Po pierwsze twoich kumpli tam nie będzie, więc nic nie mają do powiedzenia. -Mówiła Case zaczynając podnosić głos. - Po drugie porozmawiasz z tym cholernym drzewem, bo inaczej nie dostaniemy się do Bergic, a po trzecie przestań mi przeszkadzać, prowadzę. Za pięć minut będziemy na miejscu. - Ostatnie zdania niemal wykrzyczała.
Pięć minut później tak jak powiedziała byli na miejscu. Szybkim ruchem rozpięła pas po czym dała bratu do zrozumienia, że ma zrobić to samo. Wysiedli z samochodu. Deszcz przestał padać. Case szła w stronę wielkiego drzewa stojącego w samym centrum wioski. Dokoła leżał gruz, części dawnych mieszkań.
Zatrzymała się naprzeciw wielkiego drzewa. Wyglądało na bardzo stare, ale miało w sobie coś co sprawiało, że Mike'a napełniało jakieś dziwne uczucie, którego nie umiał opisać.
- Dobrze. Teraz powiedz mu kim jesteś i czego potrzebujesz. - Odezwała się po chwili Case.
- Co? Nie będę...
- Rób co mówię. -Natychmiast przerwała mu siostra.
- Um... cześć drzewo? - Powiedział chłopak do drzewa
- Boże Mike, od tego zależą losy Twojej rodziny. Włóż w to więcej serca!
- Próbuje, Okej?! - rzucił jej gniewnie. - Witaj! Jestem Mike z rodu Matyrest. Przybyłem do Ciebie wraz z moją starszą siostrą, aby przedostać się do Bergic. Chcę uwolnić świat moich przodków przed panowaniem Simon'a.

Gdy wypowiedział ostatnie słowo u korzeni drzewa kora zaczęła się rozchodzić robiąc otwór w pniu. Mike znieruchomiał, a usta otworzyły mu się mimowolnie w zdziwieniu.
- Widzisz? Jak chcesz to potrafisz! - rzekła Casie i poklepała brata po ramieniu.





Pomiędzy rzeczywistością...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz