Rozdział IX - Pełnia.

1.3K 117 21
                                    

Nadszedł ten znienawidzony przez Remusa czas. Dla niego nieistotne było, że cały dzień słońce cudownie ogrzewało cały Londyn. Nie liczyło się to, że ptaki z rana pięknie śpiewały, a dzieci wesoło bawiły się w parku. Od rana rozmyślał tylko nad przemianą, która go czekała. Nienawidził tego – całe jego życie podporządkowane było fazom księżyca i nie mógł nic na to zaradzić; ta bezsilność sprawiała, że czuł się jeszcze bardziej parszywie niż zazywczaj. A dzisiaj, po raz kolejny, będzie musiał znieść rozrywający jego duszę ból, zmierzyć się oko w oko z największym przekleństwem jego życia.

Męczenniczym krokiem powlókł się do pokoju, specjalnie przygotowanego na czas pełni i gdy tylko znalazł się w środku, z cichym skrzypnięciem zamknął za sobą drzwi. Upewnił się, że wszystko jest dokładnie, szczelnie zabezpieczone i ułożył się w ciemnym, pustym kącie.

Pokój został pozbawiony wszystkich mebli, ze względu na bezpieczeństwo, nie zostało w nim nic; Remus nie chciał zrobić sobie jeszcze większej krzywdy, niż jest to konieczne. Jedyne okno, znajdujące się naprzeciwko drzwi, zostało zabite deskami i zabezpieczone wieloma zaklęciami ochronnymi.

Objął się ramionami, czekał i myślał, wpatrując się w starą, odłażącą od ściany zieloną tapetę. Drżał, ale nie był pewien dlaczego; czy to z powodu chłodu panującego w pomieszczeniu, czy to strach przed bólem tak na niego działał. Chwile zaraz przed pełnią były najgorsze. Nienawidził ich – paraliżującego go przerażenia, przygnębienia i bezsilności.

Zacisnął mocniej powieki w nadziei, że uda mu się pozbyć ponurych myśli. Przez chwilę pożałował tego, że odrzucił propozycję Syriusza, aby tę pełnię spędzić razem. Z jakiegoś powodu nie chciał, aby przyjaciel mu towarzyszył i mimo usilnych nalegań Syriusza, on pozostawał nieugięty. Nie bardzo był pewien, co nim wtedy kierowało – może miał już dość okazywania słabości przed innymi?

Irytował go brak zegarka, ale wiedział, że nie powinien ryzykować, ponieważ każdy przedmiot stwarzał zagrożenie. Czas płynął mu bardzo wolno. W końcu poczuł dreszcze przechodzące po jego karku. Wszystkie kończyny mu zdrętwiały, a ciało wygięło się w łuk. Ból zaczął rozprzestrzeniać się od klatki piersiowej do wszystkich kończyn. Mężczyzna wydał z siebie przerażający wrzask i stracił przytomność.

Minęła noc, potem kolejna i następna. Gdy po trzeciej nocy słońce zaczęło wychylać się zza widnokręgu, leżące na podłodze ogromne, włochate zwierzę, zaczęło odzyskiwać ludzkie kształty. Po kilku minutach, w miejscu, w którym wcześniej leżało dziwaczne stworzenie, pojawił się mężczyzna. Cały był posiniaczony, z kilku miejsc na jego ciele sączyła się krew. Nieprzytomny, leżał oparty o ścianę.

Trzy godziny później, zza drzwi można było usłyszeć głosy. Ciężkie, stare drewniane drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem.

- Tonks, wracaj na korytarz! – warknął Syriusz, próbując zagrodzić kuzynce drogę.

- Możesz się łaskawie odsunąć? – syknęła i spróbowała przecisnąć się przez zasłonięte ciałem Huncwota wejście – Syriusz! – mruknęła pretensjonalnie.

- Remus nie chciałby, żebyś zobaczyła go w takim stanie!

- Ale ja chce przy nim być! Pomogę ci go opatrzeć, tak będzie szybciej.

- To bez znaczenia. Będzie wściekły – prychnął, gdy kobiecie udało się wejść do pokoju. Spojrzała jeszcze przez ramie na kuzyna, na którego twarzy malowało się niezadowolenie.

Mimo że słońce już dawno wstało, a przez wejście sączyła się struga światła, w pokoju panował mrok. Tonks stała chwilę czekając, aż jej oczy przyzwyczają się do ciemności. Rozejrzała się niepewnie, próbując dostrzec sylwetkę swojego przyjaciela.

Dotknąć serca Lupina - REAKTYWACJA OPOWIADANIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz